Bajka trwa, wiosna nasza! [WIDEO]
Świat UEFA Women's Champions League UEFA Womens Champions League

Bajka trwa, wiosna nasza! [WIDEO]

rmabkh
Słyszycie to? Ktoś tu właśnie awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzyń! (Fot. Getty Images)

Sportowe areny od czasu do czasu bywają milczącymi świadkami wydarzeń, które pozornie nigdy nie miały prawa się ziścić. I wywalczony w tak fenomenalnym stylu awans piłkarek z Hisingen do ćwierćfinału piłkarskiej Ligi Mistrzów bez wątpienia zaliczamy właśnie do tego grona. Jeszcze wczoraj głośno zastanawialiśmy się, jak często będziemy we wtorkowy wieczór podglądać wydarzenia na murawie w Paryżu, a także zastanawialiśmy się nad poziomem motywacji i zaangażowania zestawionej nieco eksperymentalnie jedenastki londyńskiej Chelsea. Podopieczne trenera Linda niezwykle szybko uzmysłowiły nam jednak, że było to podejście cokolwiek błędne, bo one ten awans zamierzają wydrzeć sobie same, bez zbędnego oglądania się na to, co dzieje się mniej więcej tysiąc kilometrów dalej na północ. Od pierwszego gwizdka niemieckiej sędzi Riem Hussein nie upłynęło bowiem nawet trzydzieści sekund, a doskonale obsłużona Clarissa Larisey wpadła w pole karne madryckiego Realu i tylko instynktowna parada Mylene Chavas uchroniła gospodynie od nadzwyczaj zimnego prysznica w postaci błyskawicznie straconego gola. Prostopadłe podania od duetu środkowych pomocniczek okazały się jednak metodą na tyle skuteczną, że dosłownie chwilę później przed równie wyborną szansą na otwarcie wyniku meczu stanęła Anna Anvegård. W przeciwieństwie do swojej kanadyjskiej koleżanki, była snajperka Evertonu posłała futbolówkę obok madryckiej bramki, ale ponownie to wicemistrzynie Szwecji dały jasny sygnał, że na Estadio Alfredo di Stefano zamierzają walczyć o pełną pulę. Nieco zaskoczone takim obrotem spraw zawodniczki z Kastylii długo nie potrafiły całkowicie odnaleźć właściwego dla siebie rytmu i choć indywidualne popisy gwiazd pokroju Olgi Carmony, czy Athenei del Castillo przyprawiały fanów z Hisingen o szybsze bicie serc, to tak naprawdę niewiele konkretnego z nich ostatecznie wynikało. Pod bramką gościń tak naprawdę przed przerwą zakotłowało się zaledwie raz, kiedy to Sandie Toletti świetnie dostrzegła urywającą się prawym skrzydłem Hayley Raso, a 82-krotna reprezentantka Australii wygrała pojedynek biegowy z Hanną Wijk i postraszyła Jennifer Falk niesygnalizowanym, lecz na szczęście minimalnie chybionym strzałem.

Drugą połowę rozpoczynaliśmy pełni obaw o powtórkę sprzed tygodnia, kiedy to rywalki z Paryża z minuty na minutę przejmowały coraz większą kontrolę nad boiskowymi poczynaniami na Bravida Arenie. Tym razem o niczym podobnym nie było jednak mowy, choć trzeba oddać sprawiedliwość, że premierowy kwadrans po przerwie był prawdopodobnie najlepszym tego wieczora w wykonaniu Las Blancas. Przeniesienie gry na szwedzką połowę nie przyniosło jednak gospodyniom wymiernych korzyści, a Osy z Västergötland kąsały może trochę rzadziej, ale za to niezwykle precyzyjnie. Najpierw z drugą żółtą kartką plac gry powinna opuścić coraz bardziej sfrustrowana postawą swojego zespołu Carmona, ale niemiecka sędzia postanowiła z niewiadomych przyczyn oszczędzić bohaterkę finału ubiegłorocznego mundialu. Gościniom z Hisingen być może należał się także rzut karny, gdyż starcie Ivany Andres z Clarissą Larisey w madryckiej szesnastce było klasycznym przykładem boiskowej sytuacji, którą spokojnie można interpretować na przynajmniej dwa sposoby. Skoro jednak jedenastka koniec końców podyktowana nie została, to trzeba było korzystać z tego, co jest. Czyli na przykład z rzutów wolnych i to właśnie jeden z nich raz, a dobrze uciszył hiszpańską stolicę. Cała zabawa rozpoczęła się od osiemnastoletniej rewelacji z Wysp Owczych Johanny Fossdalsy, a dalej wszystko poszło już jak w grze wideo. Anvegård przytomnie na skrzydło do Jusu Bah, ta wrzuca idealną centrę w kierunku Rosy Kafaji, a najlepsza strzelczyni Häcken w obecnej edycji europejskich pucharów precyzyjnym strzałem daje gościniom upragnionego gola! Do końca meczu wciąż pozostawało jednak ponad pół godziny, szkoleniowiec Realu puścił w bój najcenniejsze aktywa w osobach Claudii Zornozy, Lindy Caicedo i Signe Bruun, ale żadna z nich – pomimo najszczerszych chęci – losów rywalizacji odwrócić nie była już w stanie. Piłkarki w żółto-czarnych strojach doskonale zdawały sobie bowiem sprawę, że znajdującego się tak blisko celu wypuścić z rąk po prostu nie mają prawa. I nie wypuściły, a historyczny awans z perspektywy murawy świętować mogły między innymi rekonwalescentki Anna Sandberg, Elin Rubensson oraz Anna Csiki, które właśnie dziś zaliczyły pierwsze po długiej przerwie kilkunastominutowe występy w oficjalnym meczu.

Emocje towarzyszące nam w tej niezwykłej chwili zdecydowanie nie puszczą jeszcze przez wiele godzin i może to dobrze, że piłkarki Häcken po powrocie do kraju udadzą się teraz na w pełni zasłużone, dwutygodniowe wakacje. Zanim to jednak nastąpi, raz jeszcze prześlijmy najszczersze wyrazy uznania całemu zespołowi ze sztabem szkoleniowym na czele, bo choć nie do wszystkich to jeszcze dociera, klub z Hisingen na naszych oczach dokonał właśnie rzeczy absolutnie unikatowej. I choć ani trochę nie chcemy umniejszać dokonaniom innych sensacyjnych ćwierćfinalistek z Lizbony i Bergen, to trzeba jednak wyraźnie zaakcentować, że z tego tercetu to przedstawicielki Damallsvenskan pozostawiły po sobie na przestrzeni całej fazy grupowej zdecydowanie najlepsze wrażenie. I tak, brzmi to naprawdę dumnie! Osobne podziękowania i brawa należą się Jennifer Falk, która na boisko w Madrycie wyszła w zasadzie… bezpośrednio z dobrowolnej izolacji, na którą udała się wskutek poważnej infekcji. Na być może najważniejszy w sezonie mecz reprezentantka Szwecji podróżowała więc indywidualnie, ale pomimo ogromnego osłabienia organizmu zaprezentowała się na tle czołowego, hiszpańskiego rywala niemal bezbłędnie i niezwykle solidną postawą zapracowała na trzecie w fazie grupowej czyste konto. W tym ostatnim spora również zasługa stabilnej defensywy, kierowanej jak zwykle przez niezmordowany duet stoperek Rybrink – Luik. W środku pola klasą dla siebie była Filippa Curmark, a w serwowaniu zawodniczkom formacji ofensywnej piłkarskich delicji dzielnie wspierała ją wspominana już wielokrotnie Fossdalsa. Sporą cegiełkę do awansu dołożyły także hasające bez wytchnienia po skrzydłach Kosola, Sandberg, czy Jusu Bah, których nazwiska przywoływaliśmy być może nieco rzadziej niż miało to miejsce w przypadku Kafaji, Anvegård, Larisey i Schröder, ale bez wkładu którejkolwiek z nich ta niesamowita misja być może nie zakończyłaby się ostatecznie całkowitym sukcesem. Dziś jednak nie czas zastanawiać się nad scenariuszami alternatywnymi, ponieważ ten realny jest tak piękny, że aż chciałoby się zakrzyknąć: chwilo, trwaj! Ćwierćfinał jest nasz, pucharowa wiosna jest nasza, ta bajka, choć prawie nikt realnie w to nie wierzył, jeszcze się nie kończy! Jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz!


kaf

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!