Lekki wstyd i niesmak
Świat

Lekki wstyd i niesmak

contentlarge

Gol z 96. minuty ani trochę nie zamazał słabej postawy całego zespołu w dwumeczu z Włoszkami (Fot. Bildbyrån)

Stałe fragmenty gry to niewątpliwie jeden z ważnych elementów gry w piłkę nożną i chyba nikt nie zamierza tego oczywistego faktu kwestionować. Jeżeli jednak w domowym dwumeczu przeciwko Szwajcarkom i Włoszkom nie tylko nie potrafisz strzelić z gry choćby jednego gola, ale długimi minutami nie jesteś w stanie wykreować nawet jednej klarownej, bramkowej sytuacji, to można już chyba mówić o realnym problemie. Tym bardziej, że deszczowy, wtorkowy wieczór w Malmö okazał się na tyle przygnębiający, że na pierwszy celny strzał oraz na pierwszy rzut rożny w wykonaniu szwedzkich piłkarek musieliśmy czekać aż do ostatniego kwadransa meczu. Oczywiście, raz jeszcze podkreślam, że za dośrodkowanie Filippy Angeldal na głowę Lindy Sembrant w szóstej minucie doliczonego czasu gry jak najbardziej należą się słowa uznania, a przecież gdyby nie ofiarna interwencja Arianny Caruso na linii bramkowej, to za sprawą Magdaleny Eriksson mogliśmy ten mecz nawet przepchnąć, ale czy późny zryw w połączeniu z dokładnymi centrami ze stojącej piłki to naprawdę powinno być wszystko, co w rywalizacji z niżej notowanym rywalem ma do zaproponowania trzecia drużyna świata?

Chwaląc Lindę Sembrant za wartości dodane w ofensywie, nie sposób jednak nie zauważyć, że to właśnie stoperka Juventusu była mocno zamieszana także w gola dającego Włoszkom prowadzenie. A ponieważ z asekuracją nie zdążyła żadna z jej koleżanek, a Zecira Musovic puściła piłkę, którą jak najbardziej miała prawo odbić, to Valentina Giacinti okrasiła naprawdę udany występ wpisaniem się do najważniejszej rubryki meczowego protokołu. Co ciekawe, we wspomnianej sytuacji swój indywidualny rewanż za wrześniową potyczkę w Castel di Sangro wzięła Manuela Giugliano. Wtedy pomocniczka Romy w dość niefrasobliwy sposób ułatwiła wpisanie się na listę strzelczyń Johannie Kaneryd, ale dziś asystowała już przy trafieniu do tej właściwej z jej perspektywy bramki. Jej zagranie było jednak jednym z niewielu, po których marznąca na trybunach Eleda Stadion publiczność mogła się realnie rozgrzać, bo choć do pewnego momentu Włoszki niepodzielnie na boisku dominowały, to odzwierciedlenie znajdowało to przede wszystkim w statystyce strzałów niecelnych. Z murawy wiało nudą, ale o ile naszym gościniom taki obraz gry całkowicie pasował (szczególnie od 56. minuty), o tyle podopieczne trenera Gerhardssona sprawiały wrażenie wyjątkowo bezradnych i zagubionych. Już tradycyjnie, niezwykle aktywna na swojej flance była wspomniana Kaneryd, ale i ona po mniej więcej pół godzinie gry zaczęła z dezaprobatą machać rękoma, nie bez racji zauważając, że kolejne sprinty wykonuje w zasadzie na próżno. Całkiem niezłe wejście w mecz zaliczyła Madelen Janogy, ale obiecujący początek okazał się wszystkim, co tego dnia miała do zaproponowania gwiazda stołecznego Hammarby. Jeszcze jeden bezbarwny występ zaliczyła na dziewiątce Stina Blackstenius, ale dla sprawiedliwości trzeba zaznaczyć, że i jej zmienniczka w osobie Anny Anvegård również nie wniosła do gry naszej kadry spodziewanego ożywienia. Osobnym tematem jest także postawa Kosovare Asllani, która po całkiem udanym meczu przeciwko Szwajcarkom, tym razem należała do najsłabszych aktorek widowiska. I gdyby być złośliwym, to można byłoby zapytać się, czy zawodniczka Milanu aby na pewno była myślami na murawie w Malmö, czy może na paryskiej gali Złotej Piłki, która zresztą jak zwykle odbyła się nie wtedy, kiedy 180-krotna reprezentantka Szwecji by sobie życzyła.

Debiutu w pierwszej reprezentacji wreszcie doczekała się Rosa Kafaji, ale dla dwudziestolatki z Häcken ewidentnie był to występ z gatunku tych do statystyk. Bo jak inaczej podsumować fakt, że na swoją szansę zawodniczka znajdująca się w naprawdę dobrej dyspozycji (co podkreślał przecież sam Gerhardsson!) czekać musiała aż do 85. minuty spotkania. Kafaji naładowana i głodna gry była jednak do tego stopnia, że nawet taki epizod wystarczył jej do tego, aby złapać żółtą kartkę, a także znaleźć się w dogodnej pozycji we włoskim polu karnym. Aktywna była również inna rezerwowa z rocznika -03 Matilda Vinberg, która z kolei jako pierwsza ze Szwedek odczarowała bramkę Laury Giuliani, uderzając w jej światło. Czy sytuacje te, w połączeniu z nadspodziewanie dobrą postawą kadry U-23, zmuszą wreszcie nasz sztab szkoleniowy do jakichkolwiek konstruktywnych refleksji? W tej kwestii pozostaje wyłącznie nadzieja, która jak wiadomo zawsze umiera ostatnia. Oczywiście, nie chodzi tu o wymianę od razu całej kadry, a ponadto nikt nie sugeruje, że obecność na placu gry takich zawodniczek jak Kafaji, Ijeh, Nyström, czy Wangerheim jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z miejsca odmieniłaby ten zespół. Alternatywy nie mamy jednak żadnej, w związku z czym naprawdę warto w większym stopniu zaufać naszej młodzieży i pozwolić jej wziąć zdecydowanie większą odpowiedzialność na swoje barki. Skoro Caicedo, Paralluelo, czy Oberdorf mogą być gotowe na bycie liderkami swoich reprezentacji, to nie widzę powodów, dla których ich rówieśniczki ze Szwecji nie dostają nawet szansy, aby realnie wykazać się na wielkiej, piłkarskiej scenie. Bo nawet jeśli w pełni zgadzamy się co do tego, że pulą talentów nie możemy obecnie równać się z Hiszpanią czy Anglią, to jednak mocno alarmujący jest fakt, że na przestrzeni ostatnich dwóch-trzech lat Gerhardsson i jego sztab nie odkryli nam dla tej kadry nikogo.

A jaki jest chyba największy pozytyw październikowego dwumeczu? Otóż wyniki pozostałych spotkań ułożyły się tak, że po grudniowych potyczkach kończących fazę grupową Ligi Narodów czeka nas prawdopodobnie wiele miesięcy bez gry o poważną stawkę. I teraz pozostaje jedynie mieć nadzieję, że czas ten nie okaże się bezpowrotnie zmarnowany, bo na taki luksus absolutnie nie możemy sobie pozwolić, jeżeli w perspektywie kilku lat wolelibyśmy uniknąć czegoś na kształt niezwykle bolesnego przebudzenia. I tak, o czyhającym tuż za rogiem zagrożeniu oraz o mocno niesprzyjającej nam demografii warto przypominać przy każdej możliwej okazji, bo naprawdę nie sztuka efektownie zderzyć się ze ścianą, co realnie grozi nam w przypadku braku odpowiedniej reakcji.

sweita

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!