[KOBIECY FUTBOL BEZ CENZURY]: Kasa w błoto, brak odwagi czy mentalność przegranych – dlaczego Ekstraliga nie znaczy nic w Europie?
Kobiecy Futbol bez cenzury Polska Publicystyka

[KOBIECY FUTBOL BEZ CENZURY]: Kasa w błoto, brak odwagi czy mentalność przegranych – dlaczego Ekstraliga nie znaczy nic w Europie?

 Powiedzmy sobie wprost – ciężko uwierzyć w to, że Polska w najbliższym czasie stanie się zarówno dla piłkarzy, jak i piłkarek kierunkiem szczególnie atrakcyjnym. Pomijając Ekstraklasę (to w końcu Tylko Kobiecy Futbol) , nie jesteśmy w stanie w dłuższej perspektywie zaoferować czegoś więcej niż mistrzostwo Polski i krajowy puchar. Sama wizja dubletu już nie jest taka oczywista i łatwa do zrealizowania, bowiem nie mamy wieloletniego hegemona. Choć w porównaniu z innymi ligami pieniądze, jakimi rodzime ekipy obracają nie wyglądają zbyt okazale, tak jednak nie możemy rzec, że mamy ich na tyle mało, by nie iść do przodu. A co się realnie dzieje z tymi pieniędzmi? Chyba nie dowiemy się konkretów nigdy, ale jedno jest pewne – w ostatecznym rozrachunku są wyrzucane w błoto. Skoro stoimy praktycznie w miejscu, nie dziwota, że nasze występy kończą się zazwyczaj w kwalifikacjach do Ligi Mistrzyń, a jeśli już nawet pojawiamy się w fazie zasadniczej tych rozgrywek, to nie zastanawiamy się czy awansujemy. Ciekawi jesteśmy jak wysokie będą wymiary porażki. Czy sami od dłuższego czasu nie pracujemy na tę europejską niemoc?

Im więcej pieniędzy tym mniejsze szanse?

Z każdym rokiem naturalnie popularność kobiecego futbolu rośnie, przez co więcej potencjalnych sponsorów czy po zwyczajnie potencjalnych partnerów kusi się na zainwestowanie w żeńskie sekcje. To rzecz jasna prowadzi do tego, że kwoty, jakimi obraca się wewnątrz rozgrywek są coraz większe. Mało tego, same miasta angażują się coraz bardziej i obiecują dofinansowania, dotacje oraz nagrody za sukcesy. Obrazek teoretycznie bardzo miły dla oka, w końcu kto by nie chciał, aby ta wciąż niszowa odnoga futbolu regularnie szła do przodu. W końcu skoro można wydawać więcej to na pewno coś z tym się robi i poziom ligi rośnie, sprowadzamy coraz to głośniejsze i ciekawsze nazwiska, prawda? Otóż nie.

Nie możemy obwiniać stricte piłki kobiecej, bowiem problem leży na niemal każdej płaszczyźnie w Polsce. Nie dziwota, że nie jesteśmy atrakcyjnym kierunkiem dla znamienitej większości zawodników i zawodniczek w Europie, skoro nadal nie mamy do zaoferowania niemal nic na tle innych rozgrywek. Jeśli jakimś cudem ktoś przy znanym wszystkim poziomie szkolenia w naszym kraju się nie zdąży zmarnować, natychmiast opuści Polskę w poszukiwaniu perspektyw na rozwój. Jak ktoś się spóźni z potencjalnym „wyjazdem” w Ekstraklasy bądź Ekstraligi, niemal na pewno zakotwiczy tu na większość kariery. Jak ktoś już pograł w Europie i tu wraca, to najprawdopodobniej nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, tułał się po wypożyczeniach i jako symbol zmarnowanej kariery i zatraconego potencjału przypomina sobie o Polsce. Zakotwiczając na moment w męskiej piłce, cudem dla wielu był sam choćby przedłużenia umów przez Ishaka oraz Lopeza, umiejętnościami przewyższającymi ekstraklasowe realia. Cholera wie co tu jeszcze robi będący w idealnym wieku i kwiecie umiejętności Kovacević, chociaż zapewne potencjalna gra w europejskich pucharach może go przekonywać do pozostania w Częstochowie.

Mimo wszystko, sam sukces negocjacyjny w przypadku wyżej wymienionych Szweda i Hiszpana dowodzi, że są jakiekolwiek argumenty, by zamiast powiedzmy trzech lat spędzić w Polsce choćby pięć i zasmakować gry w tym drugo czy trzeciorzędnych rozgrywkach Ligi Europy czy Ligi Konferencji Europy. W futbolu kobiecym takich możliwości nie ma – wóz albo przewóz. Grasz w Lidze Mistrzyń albo dajesz sobie spokój z europejskimi pucharami. Długoletni sympatycy na pewno pamiętają regularną grę Medyka w fazie pucharowej czy też bardziej archiwalne obrazki, gdy Unia Racibórz gościła u siebie Vfl Wolfsburg. Możliwe, że po prostu inne kraje nie zdążyły nam odjechać jeszcze na tyle, by zostawiać nas za plecami już na etapie rundy kwalifikacyjnej bądź Panowie Remigiusz Trawiński i Roman Jaszczak (nieco ironiczne, nieprawdaż? ) mądrzej i skrupulatniej wykorzystywali potencjał tworzonych marek, widząc szanse na wówczas spacerek przez kwalifikacje i zainteresowanie kibiców choćby tym, że do Polski przyjedzie wielka drużyna, która zapewne da nam lekcje futbolu, ale i zaciekawi warsztatem prosto z topu Starego Kontynentu. Także co nie działa tak jak powinno, skoro kasy jest dużo więcej? Wiadomo, że rozszerzamy akademie czy pracujemy nad infrastrukturą i na to też potrzebne są wydatki, zazwyczaj niemałe. Skupmy się jednak na paradoksie okienka transferowego. Co bardziej wyróżniające się zawodniczki nie oglądają się za siebie i za darmo opuszczają Polskę na rzecz gry za granicą. Patrząc na realne umiejętności, większość „wzmocnień” to tak naprawdę „przyjścia” do klubu. Nie twierdzę, że nawet wewnątrz Ekstraligi nie można wzmocnić danej pozycji, jednak zazwyczaj nie ma żadnych szans na ściągnięcie nazwiska z zagranicy. Bierzemy to, co już znamy, co oczywiście nie jest głupie, bo kojarzymy dobrze wychowanków czy też skauting nie okazuje się bezcelowy. Tyle, że właśnie… ruchy przeprowadzane pomiędzy ligowymi rywalami nie mogą się przełożyć na potencjalny i upragniony europejski sukces. Bo można uprościć cały temat do tego, że zamiast się wzmacniać, to się wymieniamy. Za darmo to uczciwa cena, bo ta liga nie zna smaku transferu gotówkowego, będącego totalną abstrakcją.

Pozycja Polski w oparciu o rankingi, czyli równia pochyła w dół

Bez statystyki obyć się nie może, więc zerknijmy sobie na realną, udokumentowaną liczbami sytuację polskiej piłki kobiecej w Europie. Jak wiadomo, współczynnik GKS – u Katowice nie ma prawa być za wysoki, gdyż ten klub na arenie międzynarodowej zadebiutuje. Jednak układ sił, niepokrywający się szczególnie z męskimi rozgrywkami, ma wspólny mianownik – jesteśmy w stanie znaleźć „marki” , które wyprzedzają pod tym względem. Po spojrzeniu na zestawienie krajów, na których sukces pracują wszystkie zespoły na przestrzeni lat sprawa ma się fakt faktem lepiej, jednak to zasługa przeszłości. Więc zerknijmy na teraźniejszość. W tabelce mistrzowskiej gorzej od nas wypadają tylko zwyciężczynie lig w Macedonii Północnej, Turcji, Gruzji, Walii oraz Irlandii Północnej. Czy każde z tych państw w rankingu UEFA jest niżej od Polski? Jak najbardziej. A mistrzowie jakich krajów, nieznaczących na arenie międzynarodowej nic, wchodzą z teoretycznie wyższego pułapu? Choćby Armenii, Mołdawii, Wysp Owczych, Kosowa, Malty czy Luksemburga. Niezbyt przyjemne dla oka, zważywszy na to, że tutaj ponownie każdego państwa możemy spokojnie szukać daleko, daleko za nami.

Skupmy się teraz na tym, na co zapracowaliśmy sobie przez wszystkie lata. Przez okres dominacji na krajowym podwórko zarówno nieistniejącego klubu z Raciborza czy upadłej potęgi z Konina, miały miejsce lub nieco większe rotacje w drugiej dziesiątce ogólnego rankingu. Moment wejścia do walki o Ligę Mistrzyń przez Górnik Łęczna to początek końca naszego pobytu w TOP 20. 6500 punktów przez trzy lata, spadek na 21. lokatę. Sytuacji nie poprawili także Czarni Sosnowiec (1:2 z Ferencvarosem) czy SMS UKS Łódź (2:3 z Anderlechtem) . Realnie oba te mecze pokazały, że nam brakuje zwyczajnie ogrania na poziomie międzynarodowym, bowiem węgierski zespół zwyczajnie wykorzystał głupie błędy ówczesnych mistrzyń. Zaś comeback drużyny z Belgii chyba na świeżo jeszcze dobrze pamiętamy. Łodzianki prowadziły 2:0 i jakby nagle odcięło im prąd, o jakiejkolwiek koncentracji nie było nawet mowy i cała drużyna się posypała. Miało to swój wpływ na pozycję w tabeli, gdzie osiedliśmy na 27. miejscu. Czy nawet w przypadku dość realnej „powtórki z rozrywki” wpłynie to na naszą lokatę? Wyjątkowo niespecjalnie, bowiem patrząc na potencjał innych lig, tylko Litwa może nas przeskoczyć. Określenie naszych sąsiadów mianem „tylko” jest piłkarsko wyjątkowo adekwatne, aczkolwiek brązowe medalistki z tego sezonu Ekstraligi 1:0 ograły litewską Gintrę. Marne to jednak pocieszenie.

 Zmierzając ku końcowi, każdy klub zapytany o to, czy inwestuje w przyszłość i teraźniejszość drużyny odpowie twierdząco. Nawet jeśli to rozmija się z prawdą, nikt się nie przyzna głośno. Stoimy w miejscu, ale zawsze możemy to zganić na to, że za granicą perspektywy są większe, z czym nie można polemizować. Dlatego też polska liga to dla wyróżniających się person trampolina do pogoni za sukcesem, jedynie pierwszy krok w karierze. Z tej ligi się odchodzi, a przychodzić do niej zwyczajnie nie ma po co. Oferujemy w głównej mierze organizacyjny bajzel, który wykorzystują Ci najbardziej póki co poukładani. Unia Racibórz też kiedyś była poukładana, Medyk Konin również. Nie wietrzę od razu ostatnim mistrzom czy topowym zespołom upadku, nie o to chodzi. Tylko jeśli piłkarka ma świadomość, że jakieś „wałki” czy innego rodzaju kłopoty mają miejsce wśród konkurentek, czemu nie zakorzenić z tyłu głowy przeświadczenia, że to może spotkać także ją? Dyskutować nie ma sensu także o ilości funduszy w Ekstralidze czy niższych ligach, bo nie chodzi o to, czy tego obiektywnie jest dużo czy mało. Jest na pewno z roku na rok więcej, a schematy działań klubów w większości się nie zmieniają. Nic dziwnego, że nie mamy szczególnie głośnych nazwisk wewnątrz Ekstraligi, bo takowe nie mają po co tu przychodzić dla własnego dobra. Gdyby zdefiniować nasz najwyższy szczebel rozgrywkowy na bazie porównania ludzkiego wzrostu, mamy niemal co rok dwóch niskorosłych spadkowiczów, drużyny poniżej „średniej wzrostu” , przeciętnych oraz stosując nazewnictwo typowo statystyczne czwarty kwartyl, bywalców podium. Na tle Europy jednak, pod względem mentalnym, szkoleniowym, finansowym, a przede wszystkim organizacyjnym, to zestawić by należało zawodników NBA z najmłodszymi bywalcami oddziału położniczego.

 

Michał Nadrowski

2 Comments

  • Kosmate Mysli Edwarda 13 czerwca 2023

    Polska pn kobiet nadal pozostaje tematem dla zapalencow i to glownie dzieki nim jeszcze w ogole cos sie dzieje. Bez nich nie byloby nawet tego poziomu jaki jest. Rola PZPN w tym zadna, gdyz pzpn nie robi nic aby do pilki weszly czolowe kluby meskie i zaczely tam widziec tez sens promocji i dzialania na duza skale. Nie ma bakcyla w PZPN i nie ma go w klubach. Wszystko nadal jest na barkach lokalnych zapalencow – w Koninie, Bydgoszczy, Lodzi, Sosnowcu itd itd. A powinno byc tak jak sie juz dzieje np. w Holandii. Czolowe kluby stawiaja na rownouprawnienie damskiego futbolu sa wiec i sukcesy, wzrasta poziom, popularnosc. Dzsiaj tamgrajaj dziewczyny Ajaxu, Feyenoordu, Twente i PSV Eindhoven. A nie jakies druzyny z lokalnymi nazwami, co oczywiscie nikogo poza rodzinami i znajomymi nie interesuje. W koncu ktos musi ppjsc po rozum i zmusic Legie, Lecha, Rakow, Widzewa i reszte do tego zeby byly u nic solidne rozwojowe sekcje kobiece, walczace o tytul i gre w europejskich pucharach. Wtedy i lepsze zagraniczne pilkarki przyjada do nas grac – kasa bedzie wieksza, nazwy klubow nosne, szansa na sukces i wypromowanie sie wzrosnie. PZPN musi cos zrobic aby marzenia staly sie faktami. Jak sie chce to sie da. Tylko jak to ruszyc?

  • marta 14 czerwca 2023

    No i mamy dość szybką odpowiedź jak PZPN traktuje kobiece rozgrywki. Z 2 ligi nie spadają najsłabsze drużyny. Naprawdę to były wyjątkowe słabe drużyny które systematycznie od lat “walczą” o utrzymanie się w rozgrywkach, no i dziwnym trafem jakoś tak PZPN wykonuje “fiokoła” że po raz enty pozostają w rozgrywkach. To są tak słabe drużyny które miałby problem na utrzymaniem się nawet w 3 lidze! No w 3 liga grają drużyny które bez problemu mogą zagrać w 2 czy nawet 1 lidze. Mają szerokie składy, mocnych sponsorów. Ale jak widać “ktosiom”” przeszkadzają mocne kluby piłki nożnej kobiet! Najlepszym przykładem jest wycofanie się po jesiennej rundzie 3 ligi dość mocnej drużyny. Właściciel klubu doszedł do wniosku że szkoda się kopać z koniem i traci kasę na walkę “leśnymi” !

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!