Do przerwy 0:1 .. szwedzkim okiem na LM 
Publicystyka Świat UEFA Womens Champions League

Do przerwy 0:1 .. szwedzkim okiem na LM 

Foto. Petter Arvidson

Choć hokeiści z Malmö robią aktualnie wielką furorę w fazie play-off hokejowej Elitserien, nawet oni musieli pogodzić się z faktem, że w środowy wieczór to piłkarki FC Rosengård były w mieście drużyną numer jeden. Ćwierćfinał Ligi Mistrzyń okazał się bowiem wystarczającym argumentem, aby pomimo przenikliwego chłodu i mocno wiejącego wiatru (temperatura odczuwalna z pewnością wynosiła klka stopni poniżej zera), ponad pięć tysięcy fanów pofatygowało się na lokalny stadion. Wszyscy oni przybyli tam w jednym i tym samym celu – zobaczyć, jak najbardziej utytułowany szwedzki klub wykonuje pierwszy krok w kierunku przełamania ciążącej na nim od trzynastu lat klątwy ćwierćfinałowych porażek w europejskich pucharach.

Już na godzinę przed rozpoczęciem spotkania, w okolicach stadionu dało się odczuć atmosferę wielkiego oczekiwania, choć wśród miejscowych kibiców panował raczej umiarkowany optymizm. Dwie dziewczyny w szalikach FC Rosengård, które jako jedne z pierwszych zajęły miejsca na trybunie centralnej, zgodnie przewidywały jednobramkowe zwycięstwo gospodyń, ale w żaden sposób nie mogły dojść do porozumienia w kwestii dokładnego wyniku. Co ciekawe, przeprowadzona przed pierwszym gwizdkiem mini-sonda ujawniła, że 1-0 oraz 2-1 w ogóle należały do zdecydowanie najczęściej powtarzających się typów i choć generalnie wszyscy doceniali klasę rywala oraz postęp, jaki wykonała ostatnio ekipa z Katalonii, to jednak nikt starał się nie dopuszczać do siebie myśli o braku jakiejkolwiek zaliczki przed rewanżem. Znacznie bardziej odważni w swoich ocenach byli za to piłkarze FC Rosengård, którzy oczywiście także wspierali dziś swoje koleżanki. Obserwuję je na co dzień, czasami nawet wspólnie trenujemy, więc wiem, na co je stać. Wygramy przynajmniej 2-0 – prognozował Maher Naji. Nie brakowało oczywiście jeszcze bardziej optymistycznych typów (5-0 i hat-trick Marty), ale trafiali się i tacy, którzy próbowali studzić nastroje. Trzeba patrzeć realistycznie, Hiszpanki mogą okazać się zbyt silne. Będzie 1-0 dla Barcelony – prorokowała Gun, która wyraziła także nadzieję, że zwycięzca tego dwumeczu sięgnie w czerwcu po zwycięstwo w Lidze Mistrzyń. Wszelkie rozważania trzeba było jednak w tym momencie przerwać, gdyż gwizdek Stephanie Frappart dał sygnał do rozpoczęcia gry.

Pierwszy kwadrans upłynął głównie na obustronnym badaniu sił, choć z perspektywy gospodyń gra w tym okresie nie wyglądała źle. Aktywne i znajdujące się cały czas pod grą Marta i Martens nie potrafiły wprawdzie rozerwać mającej stanowić najsłabszy punkt Barcelony defensywy, ale kibice z Malmö mogli mieć w pełni uzasadnione nadzieje, że któraś z kolei próba zakończy się przynajmniej jakimś poważniejszym zamieszaniem w szesnastce Sandry Panos. Po mniej więcej dwudziestu minutach do głosu zaczęły jednak dochodzić coraz bardziej swobodnie poczynające sobie piłkarki z Katalonii. Andressa Alves oraz Vicky Losada kolejnymi zagraniami jedynie potwierdzały swoją nieprzeciętną klasę, a dzielnie sekundowała im biegająca po prawej flance, rozgrywająca naprawdę świetne zawody Marta Torrejon, która raz po raz, świetnie podłączając się do akcji, skutecznie absorbowała uwagę obrończyń Rosengård.

Gdy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się bezbramkowym remisem, w odstępie kilku chwil miały miejsce dwa wydarzenia, które – jak się później okazało – miały decydujący wpływ na losy meczu. Tuż przed przerwą najpierw o zmianę poprosiła narzekająca na uraz mięśniowy Lotta Schelin, a następnie Barcelona strzeliła gola do szatni. Trudno powiedzieć, że był to klasyczny „gol z niczego”, ale jednak zdecydowanie największy udział miały w nim niepotrafiące utrzymać koncentracji defensorki z Malmö, gdyż to właśnie fatalne nieporozumienie w ich szeregach i wynikające z niego niedokładne podanie Berglund sprawiło, że futbolówka znalazła się pod nogami Leili Ouahabi, która nie miała najmniejszych problemów z pokonaniem Musovic. Choć do końca pierwszej części gry pozostawały sekundy, Rosengård natychmiast rzucił się do odrabiania strat, Ella Masar wykonała nawet efektowny pad w szesnastce Barcelony, ale o żadnym rzucie karnym absolutnie nie mogło być mowy i na przerwę Katalonki schodziły przy prowadzeniu 1-0.

Drugą połowę gospodynie również postarały się rozpocząć z animuszem i choć Røddik oraz Dieguez skutecznie uprzykrzały życie Marcie, próbując w miarę możliwości odciąć ją od gry, to sporo wiatru robiła korzystająca z nieco większej swobody Martens. Akcje wicemistrzyń Szwecji często napędzała także tradycyjnie już energiczna Masar, ale gdybyśmy mieli ją za coś pochwalić, to przede wszystkim za ambicję i waleczność. Nie przekładało się to jednak nijak na jakiekolwiek zagrożenie pod bramką Panos, a złą wiadomością dla miejscowych było dodatkowo to, że ofensywne poczynania Rosengård z minuty na minutę stawały się coraz bardziej chaotyczne i pozbawione jakiegokolwiek konceptu. Swoje grały za to zawodniczki z Barcelony, które nawet po zejściu Andressy Alves (również opuściła murawę z kontuzją), nie zrezygnowały z prób podwyższenia wyniku, a Musovic dwukrotnie musiała ratować się ofiarnymi interwencjami, rzucając się pod nogi szarżującym piłkarkom z Katalonii. W ostatnich minutach gospodynie zdobyły się na jeszcze jeden zryw, ale ani Masar, ani Landeka nie były w stanie oddać choćby celnego strzału na bramkę rywalek, co było równoznaczne z tym, że – przynajmniej w teorii – na ten moment to Barcelona znalazła się minimalnie bliżej upragnionego półfinału.

Jak łatwo przypuszczać, nastroje na Malmö IP były po ostatnim gwizdku dalekie od oczekiwanych. Emma Berglund tłumaczyła się z fatalnego w skutkach podania, biorąc całą odpowiedzialność za ową nieszczęsną sytuację na swoje barki, a inni w tym czasie zastanawiali się, jak wielki udział w straconym golu miało zamieszanie związane z kontuzją Schelin. Te dwa pozornie niepowiązane ze sobą fakty przywołały bowiem sytuację z rozegranego latem ubiegłego roku ligowego meczu przeciwko Djurgården, kiedy to przedłużająca się zmiana kontuzjowanej Andonowej także skończyła rozluźnieniem szyków defensywnych i bramką dla gości. Już wtedy wydawało się, że drużynie pretendującej do ścisłej, europejskiej czołówki, tego typu błędy nie mają prawa się przytrafiać, a za tydzień okaże się, czy za niedostateczne wyciągnięcie wniosków ze sztokholmskiej lekcji przyjdzie Jackowi Majgaardowi oraz jego podopiecznym zapłacić najwyższą cenę. Jeśli tak się stanie, to sytuacja z koncówki pierwszej połowy z pewnością przyśni się nie tylko Emmie Berglund, ale póki co piłka wciąż jest w grze. Nie da się ukryć, że Barcelona wywiozła z Malmö korzystny wynik, ale szanse obu klubów cały czas wydają się być rozłożone w stosunku 50/50.

Jared Burzynski 
Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!