Malmö, mamy problem
Ligi Publicystyka Świat

Malmö, mamy problem

Fot. Petter Arvidson

FC Rosengård to bez wątpienia marka numer jeden w szwedzkim futbolu, ale w ostatnich latach przekonaliśmy się, że Damallsvenskan nie jest ligą, w której już przed rozpoczęciem rozgrywek można w zasadzie wysyłać złote medale i listy gratulacyjne na adres klubu z Malmö. Zdecydowanie największy budżet i najsilniejsza na papierze kadra sprawiają oczywiście, że ekipa ze Skanii rok w rok przystępuje do sezonu w roli murowanego faworyta, ale nie oznacza to wcale, że pozostałe drużyny wychodzą na konfrontację z FCR myśląc jedynie o najmniejszym wymiarze kary. W sezonie 2015 mistrzowską koronę piłkarki z Malmö wydarły z rąk rewelacyjnej Eskilstuny dopiero w ostatniej kolejce, na dodatek w dość kontrowersyjnych okolicznościach, a dwanaście miesięcy później – pomimo jeszcze większego natłoku gwiazd w każdej tak naprawdę formacji – zakończyły ligę z dziesięciopunktową stratą do Linköping. Nazwanie postawy Rosengård rozczarowaniem byłoby sporym niedopowiedzeniem, co dobitnie zauważyła nawet szukająca zazwyczaj pozytywnego aspektu każdej sytuacji Therese Sjögran. Dlaczego zatem drużyna mająca teoretycznie wszystkie dane ku temu, aby stać się w skali krajowej szwedzkim odpowiednikiem Olympique Lyon przez ostatnie dwa lata grała zdecydowanie poniżej oczekiwań (a trafiały się tygodnie, że wręcz zawodziła na całej linii)?

Jednym z największych problemów, z którymi w ostatnich miesiącach muszą się mierzyć w Malmö są niewątpliwie następujące jedna po drugiej plagi kontuzji. W klubie zadbano oczywiście o to, aby kadra pierwszego zespołu była dostatecznie szeroka, w związku z czym nawet pomimo urazów trudno znaleźć wytłumaczenie postawy Rosengård w derbach z Vittsjö, czy domowym starciu z Eskilstuną, ale nadspodziewanie duża liczba kontuzji wśród doświadczonych przecież zawodniczek musi zastanawiać. Tym bardziej, że podczas kadencji Jacka Majgaarda w zasadzie co pół roku obserwujemy podobny scenariusz. W pierwszych tygodniach okresu przygotowawczego lista kontuzjowanych w Malmö wydłuża się bowiem szybciej niż kolejka do systembolaget w piątkowy wieczór, a dzień bez nowej informacji o urazie którejś z piłkarek Rosengård stanowi miłą odmianę od znacznie mniej kolorowej codzienności. Nawet jeśli optymistycznie (przynajmniej dla duńskiego szkoleniowca FCR) założymy, że część kontuzji była wynikiem splotu nieszczęśliwych zdarzeń, to trudno się dziwić, że sytuacja, w której klub dysponujący taką kadrą przez większość sezonu musi kompletować meczową osiemnastkę zawodniczkami z drużyny młodzieżowej budzi wiele wątpliwości i prowokuje do zadawania pytań. Tym bardziej, że nie dalej jak kilka miesięcy temu nieumiejętne przygotowanie zespołu do sezonu było jednym z powodów, dla których ze stanowiskiem trenerki w Umeå pożegnała się Maria Bergkvist (a pamiętajmy, że zespół z Norrland podobnie jak Rosengård nie potrafił poradzić sobie z problemem urazów kluczowych piłkarek).

Specjaliści w zakresie medycyny sportowej jednoznacznie twierdzą, że profil kontuzji mięśniowo-stawowych piłkarek Rosengård może sugerować problemy z odpowiednim ustawieniem programów treningowych, a to z kolei nie stawiałoby w pozytywnym świetle drużyny pretendującej przecież nawet do finału Ligi Mistrzyń, w którym to FCR wciąż ma całkiem realną szansę zagrać. Aby jednak szczęśliwie dojechać do Cardiff, trzeba będzie mieć kim grać, a nowy rok rozpoczął się w Malmö … tradycyjnie. Do listy urazów długoterminowych dopisaliśmy nazwisko Enganamouit, a z bardziej drobnymi problemami zmagały się między innymi Riley, Martens, czy sposobiąca się już w tej chwili do podboju Francji Andonowa. Oczywiście, nawet przetrzebiony kontuzjami Rosengård wciąż pozostanie kandydatem numer jeden do tytułu, ale nauczeni doświadczeniami z poprzednich sezonów doskonale wiemy, że w szwedzkiej ekstraklasie ekipa ze Skanii jak najbardziej ma z kim przegrać. Problemy kadrowe w Malmö jeszcze bardziej uświadamiają bowiem ligowym rywalkom, że ta konstelacja piłkarskich gwiazd wcale nie jest aż tak niedostępna, jak mogłoby się pozornie wydawać, a zwycięstwo w bezpośrednim starciu nie musi pozostawać już wyłącznie w sferze niemożliwych do zrealizowania marzeń. Nie trzeba chyba dodawać, że dla przyzwyczajonej do roli krajowego hegemona drużyny dalsze trwanie takiego układu nie byłoby niczym dobrym, ale aby wrócić na należne sobie miejsce, trzeba zacząć w końcu grać jak na mistrza przystało. W obecnej sytuacji kadrowej mógłby być z tym pewien problem, ale w obozie Rosengård pocieszają się faktem, że do najważniejszych wiosennych meczów pozostały jeszcze dwa miesiące, a w marcu wszystko wyglądać będzie kompletnie inaczej. Dla dobra nie tylko klubu, ale i całej szwedzkiej piłki lepiej, żeby rzeczywiście tak było.

 

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!