Rekord Bielsko-Biała to aktualny „dom” Izy Tracz – choć wcześniej tych domów było więcej. Za każdą zmianą klubu kryły się inne powody, a dziś zawodniczka odnajduje się na parkietach futsalowych, które – jak sama przyznaje – przyniosły jej nową sportową radość. Czy wkrótce zagra dla reprezentacji Filipin? „Do tego czasu może się jeszcze wiele wydarzyć” – odpowiada z uśmiechem.
Zdobywanie bramek przychodzi Ci z łatwością? Zawsze tak było, czy dopiero w Rekordzie zaczęłaś bić rekordy?
Nigdy nie byłam typową bramkostrzelną zawodniczką. W tym sezonie zdobyłam zaledwie trzy gole. Znam jednak swoje mocne strony i wiem, co robić, żeby pomóc drużynie wygrywać. Strzelanie bramek oczywiście daje mnóstwo radości, ale mnie równie mocno cieszy to, że mamy najmniej straconych goli w lidze. Niewielu zwraca uwagę na tę statystykę, a moim zdaniem to właśnie ona sprawia, że jesteśmy tak wysoko w tabeli i wciąż mamy realne szanse na obronę mistrzowskiego tytułu.
Wygrana z UJ Kraków – ile dała Ci radości?
Każde zwycięstwo cieszy, ale takie mecze są wyjątkowe. Wiedziałyśmy, że stawka jest ogromna – spotkanie mogło mieć kluczowe znaczenie dla końcowego układu tabeli. Dlatego najbardziej cieszy mnie to, jak podeszłyśmy do tego meczu: z pełnym spokojem, konsekwencją i determinacją. Zero nerwowości, pełna mobilizacja.
Czego potrzeba, by skutecznie uderzyć na bramkę? Umiejętności, instynktu, szczęścia?
Żeby uderzenie było celne, najważniejsza jest precyzja. Umiejętności i instynkt to jedno, ale bez dokładności nawet najlepszy pomysł nie zamieni się w bramkę.
Zaliczyłaś kilka klubów w swojej karierze. Dlaczego była taka wędrówka? I czemu wygrał futsal nad trawą?
W każdej sytuacji powód był inny. W Koninie kończył mi się wiek juniorski, a przebicie się do składu Mistrza Polski było trudne – zwłaszcza że nie najlepiej dogadywałam się z prezesem. Po spadku z Radomiakiem chciałam zostać w Ekstralidze, więc przeniosłam się do UJ Kraków. Tam grałam raz częściej, raz rzadziej – nie udało się wywalczyć pewnego miejsca. Do Śląska Wrocław trafiłam w czasie pandemii, korzystając z tego, że studia odbywały się zdalnie. Bardzo dobrze się tam czułam, ale musiałam wrócić bliżej Krakowa i wtedy pojawiła się opcja gry w Rekordzie.

Początkowo myślałam, że dalej będę grać na trawie, ale z czasem futsal zaczął sprawiać mi coraz większą frajdę. W klasycznej piłce czułam, że osiągnęłam już swój „sufit”, natomiast futsal otworzył przede mną nowe możliwości i wyzwania.
Drugie miejsce Rekordu w lidze – to zadowalający wynik?
Biorąc pod uwagę, ilu ważnych zawodniczek zabrakło przed startem sezonu, wiele osób brałoby taki rezultat w ciemno. Ale dziewczyny, które do nas dołączyły, szybko się zaaklimatyzowały i udało się zbudować bardzo zgraną drużynę. Potrafimy rywalizować z każdym, nawet na poziomie europejskim. Dlatego nie widzę powodu, by zadowalać się drugim miejscem – wszystko jest w naszych rękach i na pewno nie zamierzamy odpuszczać.
Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z piłką? Jak to się zaczęło?
Zawsze lubiłam kopać piłkę – choć zdarzało się, że mi tego zabraniano, bo dziewczynka z piłką kiedyś nie była „na miejscu”. Na szczęście mam dwóch braci i dużo czasu spędzaliśmy na orliku z rodzicami. Do klubu trafiłam dosyć późno, bo dopiero w wieku 12–13 lat, od razu do seniorskiej drużyny. Wtedy nie było jeszcze akademii dla dziewczynek, więc początki były nietypowe. Przez pierwsze lata nawet nie mogłam grać w oficjalnych meczach – brakowało mi wymaganych 15 lat.
Kto pomógł Ci podjąć decyzję o karierze sportowej?
Nikt nie musiał mnie do tego przekonywać. Od zawsze wiedziałam, że chcę grać. Ale ogromnie dużo zawdzięczam swoim bliskim – zawsze mnie wspierali i byli przy mnie w trudnych momentach.
Pamiętasz pierwszy telefon z kadry? Jak to wyglądało?
To było prawie trzy lata temu. Najpierw dostałam powołanie na Akademickie Mistrzostwa Świata w Portugalii, gdzie zdobyłyśmy brązowy medal. Po turnieju trenerzy powiedzieli, że chcieliby dać mi szansę w pierwszej kadrze. Dwa miesiące później zadebiutowałam w meczu ze Szwecją.
Filipiny na horyzoncie?
Do tego czasu może się wiele wydarzyć. Zobaczymy, czy trenerzy zdecydują się na taki ruch.
Z kim najlepiej współpracowało Ci się na boisku? W klubie i kadrze?
Zdecydowanie z Kasią Moskałą, która niedawno zakończyła karierę. Świetnie się rozumiałyśmy – zarówno na boisku, jak i poza nim. Teraz Kasia wspiera nas z ławki, już jako trenerka. Ale nadal jest ogromną częścią zespołu.
Coraz więcej piłkarek gra za granicą – a jak wygląda to w futsalu?
Obecnie mamy dwie reprezentantki w lidze włoskiej – Klaudię Kubaszek i Julię Szostak. Myślę, że z czasem więcej dziewczyn zdecyduje się na zagraniczne wyjazdy, bo futsal też zyskuje na popularności.
Ktoś odwiedza Cię w Bielsku-Białej – co pokazujesz?
Jest tu wiele pięknych miejsc z dala od miejskiego zgiełku. Górskie szlaki, rowerowe ścieżki – idealne na aktywny wypoczynek. Na przykład Szyndzielnia albo zapora w Wapienicy – zdecydowanie warte polecenia.
Który trener miał największy wpływ na Twój rozwój?
Każdy z trenerów zostawił coś ważnego. Trener Krzysiek Swół pokazał mi, że futsal może być świetną opcją. Trener Piotrek Jagieła zarażał pasją do piłki i zawsze był profesjonalny. Trener Kusia – potrafił dotrzeć do każdej zawodniczki i stworzyć zespół. Trener Krzysztof Krok konsekwentnie budował moją odporność psychiczną. A Samuel Jania to człowiek, który poświęca niesamowitą ilość energii, by stworzyć nam jak najlepsze warunki do rozwoju.
Rozmawiał: Jacek Piotrowski