Za nami pierwszy ligowy fortnight, a skoro tak, to nie ma opcji, aby po obejrzeniu w całości czternastu meczów Damallsvenskan, nie pojawiły się w naszych głowach jakieś mniej lub bardziej fantastyczne myśli i teorie. I choć tylko niektóre z nich czas zweryfikuje pozytywnie, to warto wykorzystać chwilowy, reprezentacyjny oddech, aby zebrać je w jednym miejscu w formie wolnych wniosków. Bo nawet jeśli próbka badawcza wciąż jest nadzwyczaj malutka, to dwa wypełnione szwedzką piłką klubową weekendy jak najbardziej dostarczyły nam przynajmniej kilku oczarowań i rozczarowań. O tych oczywistych i przewałkowanych na wszystkie możliwe strony anomaliach (zerowy dorobek Häcken) wspominać tu szerzej nie będziemy, a zamiast tego postaramy się wyciągnąć na pierwszy plan wydarzenia, które mniej wprawnemu obserwatorowi mogły w tym całym wiosennym zamieszaniu łatwo umknąć, choć zdecydowanie nie powinny.

AIK wreszcie ma plan i potrafi go egzekwować
Fanów klubu z Solnej przez lata było nam szczerze żal. Bo niby były inwestycje, niby była kadra uprawniająca do walki o cele wyższe niż ciągłe wędrówki między pierwszą i drugą ligą, lecz tej teorii nijak nie dawało się przełożyć na boisko. I nawet jeśli potrafiliśmy zachwycić się maestrią i klasą pojedynczych piłkarek (Nildén, Kafaji i inne), to całościowy obraz stołecznych Gryzoni był daleki od tego, który kibice z północnych rejonów Sztokholmu chcieliby co tydzień oglądać. Marazm i ogólna bylejakość pogłębiały się do tego stopnia, że powoli i my zaczęliśmy przyzwyczajać się do rzeczywistości, w której AIK żadną miarą nie da się zaliczyć do grona drużyn oglądanych z choć minimalną przyjemnością. W tej materii wiele zmieniło jednak przybycie do Solnej trenera Lukasa Syberyjskiego, który w przeciwieństwie do poprzedników potrafił tchnąć w zespół nowego ducha i skutecznie przekonać swoje podopieczne do konkretnych pomysłów. Zawodniczki z Solnej wreszcie zaczęły się na murawie komunikować (zarówno z ławką, jak i wzajemnie ze sobą), w ich grze pojawiły się konkretne schematy, a zakładany na rywalki z Linköping i Piteå pressing imponował na tyle, że pojedyncze fragmenty tych meczów odwijaliśmy sobie wielokrotnie tylko po to, aby podziwiać, jak zawodniczki w żółto-czarnych kostiumach odbudowują pozycję lub przesuwają się bez piłki. Jeszcze pół roku temu wydawało się to kompletną abstrakcją, ale dziś AIK naprawdę może pozytywnie inspirować i stanowić dla innych wzór do naśladowania.
Bromma się nie poddaje
Przed sezonem niejako przez aklamację uzgodniliśmy, że jesienią z najwyższą klasą rozgrywkową z hukiem pożegnają się Alingsås oraz Bromma. Po rozegraniu dwóch ligowych spotkań przypadek beniaminka wydaje się być faktycznie beznadziejny, ale ekipa trenera Gunnarsa najwyraźniej nie zamierza potulnie wcielać się w rolę drugiego pewnego spadkowicza. I choć los ani trochę nie oszczędza piłkarek z zachodniego Sztokholmu, a sztab szkoleniowy musi zmagać się nie tylko z ogromnymi ubytkami kadrowymi, ale również z poważną kontuzją podstawowej zawodniczki Wilmy Wärulf, dziewczyny z Brommy bynajmniej nie zamierzają w najbliższej przyszłości wywieszać białej flagi. Aby jednak realnie marzyć o utrzymaniu, trzeba jeszcze nauczyć się wykorzystywać swoje szanse, bo w minioną sobotę mecz z Vittsjö był jak najbardziej do wygrania, a tymczasem z wyprawy do północnej Skanii nie udało się ostatecznie przywieźć do domu choćby remisu. Ida Bengtsson, Frida Thörnqvist i reszta ambitnej ekipy dosłownie za chwilę staną jednak przed następną szansą na rozniecenie w sobie płomyka nadziei, a rywalizacja z trapionym problemami maści wszelakiej Linköping już dziś ewidentnie jawi się jako kolejna batalia z cyklu tych o sześć punktów. I tym razem pod żadnym pozorem nie można pozwolić sobie na podobny efekt końcowy.
Duma wreszcie dumna, ale na jak długo?
Ech, jak ten czas szybko leci… Za chwilę stuknie równo dekada od dnia, kiedy to Djurgården powracał po krótkiej i nieoczekiwanej przerwie do krajowej elity. I był to powrót naprawdę efektowny, w czym spory udział miała wybrana wówczas przez nas Odkryciem Roku dziewiętnastoletnia Johanna Kaneryd. Problem jednak w tym, że rozbudzone apetyty w kolejnych latach pozostawały ewidentnie niezaspokojone, a debiutancki sezon wciąż pozostawał najlepszym, jaki Duma Sztokholmu rozegrała od czasu wywalczenia ostatniej promocji do Damallsvenskan. Co więcej, zamiast zapowiadanej gry o medale, przyszła rozpaczliwa walka o utrzymanie, a neutralni fani mieli w pewnym momencie tak dość postawy piłkarek Djurgården, że dla oczyszczenia atmosfery zaczęli jawnie życzyć temu klubowi degradacji. Czy te lata wielkiej smuty, ogólnego marazmu i przepychanek boiskowo-gabinetowych możemy już oficjalnie klasyfikować jako element przeszłości? Na tak odważne deklaracje jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie, ale nie da się zaprzeczyć, że oto po raz pierwszy od dawna w pakiecie z pierwszymi promykami wiosennego słońca, kibice DIF otrzymali zastrzyk pozytywnej energii z obietnicą nadejścia lepszych czasów. Pauline Hammarlund jako współczesna wersja Mii Jalkerud? Olivia Ulenius jako współczesna wersja Johanny Kaneryd? Therese Åsland jako potencjalna kandydatka do nagrody MVP całego sezonu? To wszystko realnie może się wydarzyć i sam fakt rozważania przez nas podobnych scenariuszy jest z perspektywy DIF znaczącym krokiem naprzód, którego nie da się nie dostrzec.
Lustereczko, powiedz przecie…
… co te nasze mistrzynie ugrają w wielkim świecie? Niby tabela prawdę ci powie, ale jednak wklepywane do arkuszy cyferki nie zawsze korelują z tym, co widzimy na zielonej murawie. Bo w sumie Rosengård przepycha kolejne mecze jak nie nogą, to kolanem, a na dodatek Eartha Cumings wciąż cieszy się mianem bramkarki w obecnej kampanii ligowej niepokonanej, ale po obrończyniach tytułu gołym okiem widać, że drużyna ta w zimowym okienku przeżyła kadrowy wstrząs. Jeszcze nigdy w swojej najnowszej historii Rosengård nie przystępował do rozgrywek ze składem tak młodym, tak niedoświadczonym i tak bardzo pozbawionym gwiazdorskiego pierwiastka. Póki co, te wszystkie niedostatki udaje się maskować indywidualnymi przebłyskami zdecydowanie najlepszej w skali zespołu Emilie Woldvik, lecz norweska wahadłowa – nawet do spółki ze szkocką golkiperką – na dłuższą metę nie zapewnią wyników, do których fani FCR zdążyli się już przez dekady przyzwyczaić. W zestawieniu z realiami otaczającej nas rzeczywistości, odważne zapowiedzi Emmy Jansson, że przecież rok temu też wszyscy mocno przestrzelili z oceną potencjału Rosengård, można spokojnie włożyć między bajki. Bo nawet jeśli czas pracuje na korzyść Molly Johansson, Jo-Anne Cronquist, czy Bei Sprung, to nijak nie da się postawić ich umiejętności w jednym rzędzie z Momoko Tanikawą, Olivią Holdt, Sofie Bredgaard, Rebecką Knaak i Rią Öling. Co więcej, możemy być pewni, że za pół roku wnioski wyciągniemy w tej materii identyczne, a w Malmö znów będą mogli żałować, że w rozgrywkach Ligi Mistrzyń Rosengård nie będzie mógł zaprezentować światu swojej najlepszej, mistrzowskiej wersji.
Warto obserwować
Poniżej lista kilkunastu piłkarek, które podczas pucharowo-ligowej inauguracji zapisały się w naszej pamięci na tyle, że zamierzamy ich najbliższe losy śledzić z nieco bardziej wzmożoną uwagą. Tutaj także – z szacunku do wiedzy czytelników – darowaliśmy sobie oczywistości w stylu Woldvik, Åsland, Milivojevic, Holmberg, czy Wangerheim.
Ella Reidy i Signe Carstens (AIK) – klub z Solnej i efektywna gra w środku pola to kombinacja dawno w naszym uniwersum niewidziana. Wspomniany duet, do spółki z ograną już na tym poziomie Daniellą Famili, skutecznie nam ten trend odczarowuje. A my ponownie uczymy się świata, w którym AIK potrafi na boisku wykreować coś więcej niż tylko indywidualne przebłyski swoich liderek.
Ida Bengtsson (Bromma) – brylowała w fazie grupowej Pucharu Szwecji, nie spuściła z tonu przy okazji ligowej inauguracji. Jeśli Bromma chce w tym sezonie zagrać wszystkim ekspertom na nosie, to potrzebuje w swojej kadrze prawdziwej liderki drugiej linii. Kandydatka zdolna unieść na swoich barkach tak potężną odpowiedzialność jest tylko jedna i gorąco trzymamy kciuki za powodzenie tej odważnej misji.
Frida Thörnqvist (Bromma) – w odbudowującym swoją potęgę Hammarby nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca, lecz kilka kilometrów na Zachód ewidentnie odzyskała radość z gry i na naszych oczach bawi się futbolem. Jej gra cieszy oczy nie tylko nielicznych bywalców Grimsta IP, ale i fanów neutralnych, choć nie zazdrościmy defensorkom, które w najbliższych tygodniach napotkają ją na swojej drodze.
Lucia Duras i Olivia Ulenius (Djurgården) – za sprawą Alice Bergström i Stinalisy Johansson fani DIF ponownie uwierzyli w sprawczą moc swoich skrzydeł, lecz transfery wyżej wymienionych piłkarek były dla sympatyków Dumy Sztokholmu bolesnym ciosem. Zupełnie niespodziewanie, porzucone serca fanów błyskawicznie zostały ponownie zdobyte, a najbliższe tygodnie przesądzą, czy przerodzi się to w prawdziwie trwałe uczucie, czy pozostanie jedynie krótkotrwałą fascynacją.
Sofia Reidy (Kristianstad) – wszyscy wiele razy podkreślaliśmy wartość Emmy Petrovic oraz Gudny Arnadottir, lecz u ich boku, trochę na drugim planie, była piłkarka Jitexu w ostatnim czasie wyrosła nam na pełnoprawną ligowczynię. A skoro tak, to właśnie dzięki niej defensywa klubu z północno-wschodniej Skanii stała się na tę chwilę produktem najwyższej jakości.
Alexandra Johannsdottir (Kristianstad) – jedyny w tym gronie wyjątek, bo mówimy przecież o piłkarce wielkiego formatu, z przeszłością w Serie A i wieloma występami w reprezentacji Islandii. Jej wejście do Damallsvenskan okazało się jednak do tego stopnia imponujące, że – cytując pewną klasyczkę – ten osobny akapit nowej piłkarce Kristianstad się po prostu należał.
Nathalie Hoff Persson (Malmö) – niby ma za sobą występy w najsilniejszych szwedzkich klubach, przygodę z ligą portugalską i efektowną próbę odbudowania się w Örebro, a wciąż musi udowadniać swoją sportową wartość. W roli cichej bohaterki czuje się jednak znakomicie, a fani z błękitnej części Malmö jeszcze nie raz będą dziękować, że ta piłkarka występuje obecnie w koszulce ich ukochanego klubu.
Maya Antoine i Elin Rombing (Norrköping) – prawdopodobnie dwie najbardziej niedoceniane piłkarki całej naszej ligi. Pierwsza coraz głośniej puka do bram kanadyjskiej kadry i marzy o transferze życia, drugiej zaś przy obecnym składzie selekcjonerskim reprezentacyjna przygoda raczej niestety w najbliższym czasie nie grozi. A szkoda.
Tilde Johansson i Miho Kamogawa (Växjö) – dwie porażki ekipy z Kronobergu nie są oczywiście wymarzonym otwarciem sezonu, ale fani w Växjö mogą przynajmniej pocieszać się więcej niż poprawnymi i co najważniejsze powtarzalnymi występami wymienionej dwójki. Pozycje prawej wahadłowej oraz głównej kreatorki w środku pola wydają się właściwie zabezpieczone.