Ponieważ nade wszystko cenimy sobie szczerość i transparentność, to rozpoczniemy od ustalenia pewnego, oczywistego faktu: ani trochę nie spodziewaliśmy się, że gdzieś w połowie kalendarzowej zimy piłkarskie reprezentacje Danii i Szwecji rozgrzeją nas do tego stopnia swoją boiskową postawą. Oczywiście, potyczka w Odense miała momenty lepsze i gorsze, szczególnie w jej końcowej fazie górę zaczęły brać kwestie taktyczne, ale karuzelę emocji z dwóch inauguracyjnych kwadransów z pewnością zapamiętamy na długo. Bo choć tym razem mieliśmy jedynie wczesną przystawkę do tego, co czeka nas w lipcu, to intensywność gry w pierwszej połowie zdecydowanie pozwalała nam o braku wielkiej stawki zapomnieć. A gdy akcja raz po raz przenosiła się spod jednego na drugie pole karne, już dziś czuliśmy się jak na meczu, w którym remis nie zadowala absolutnie nikogo, a do podniesienia z murawy jest przynajmniej awans do ćwierćfinału EURO.

Choć z perspektywy kolejnych wydarzeń zabrzmi do paradoksalnie, lepsze wejście w mecz zaliczyły gospodynie. To one początkowo całkowicie zdominowały statystykę posiadania piłki, metodycznie przenosząc ciężar gry w okolice bramki Jennifer Falk. Cóż jednak z tego, skoro Szwedkom wystarczyła jedna przebitka i jeden sprokurowany przez Stine Ballisager rzut rożny, aby po raz pierwszy tego wieczora uciszyć trybuny stadionu w Odense. Po pierwszym dośrodkowaniu Hanny Bennison z narożnika boiska podopiecznym trenera Jeglertza udało się jeszcze chwilowo zapobiec nieszczęściu, ale gdy kilkanaście sekund później pomocniczka turyńskiego Juventusu pospieszyła z poprawką, nabiegającej na pełnej szybkości na wprost duńskiej bramki Lindy Sembrant nie powstrzymał już nikt. A na tym nie koniec, bo już po chwili perfekcyjnym odbiorem w środku pola kolejną akcję Blågult napędziła rozgrywająca właśnie swój mecz życia Julia Zigiotti i niewiele zabrakło, aby tym razem na listę strzelczyń wpisała się Filippa Angeldal. Otwarty mecz trwał jednak w najlepsze i ledwie upłynął pierwszy kwadrans, gdy dośrodkowana z bocznego sektora futbolówka niefortunnie odbiła się od ręki Johanny Kaneryd, a jedenastkę na wyrównującego gola pewnie zamieniła Pernille Harder. Zmiana wyniku ani trochę nie zmieniła jednak obrazu meczu, obie ekipy niezmiennie preferowały grę proaktywną, a nieco bardziej konkretne były w swoich poczynaniach Szwedki. Ot, chociażby wtedy, gdy po niesygnalizowanym strzału z dystansu Angeldal piłka zatrzymała się na poprzeczce duńskiej bramki.
Do gościń należał także początek drugiej połowy, a swój naprawdę dobry moment kadrowiczki Gerhardssona udokumentowały kapitalnym strzałem Fridoliny Rolfö. Wahadłowa Barcelony wykorzystała sytuacyjne zgranie od Stiny Blackstenius i przymierzyła po dalszym słupku na tyle dokładnie, że golkiperka Växjö Maja Bay Østergaard mogła jedynie z uznaniem pokiwać głową. Ten gol okazał się o tyle cenny, że w kolejnej fazie meczu Szwedki mogły skupić się na obronie korzystnego wyniku i realizowaniu zupełnie innej części meczowego planu. To również udało się w stopniu przynajmniej zadowalającym, gdyż gospodynie tak naprawdę stać było na wykreowanie zaledwie jednej czystej sytuacji strzeleckiej, a i ona była wyłącznie następstwem indywidualnego błędu. Na nasze szczęście, Amalie Vangsgaard tego wieczora nie ustawiła swojego celownika tak dobrze, jak czyniła to w czasach gry w barwach Linköping i zamiast bolesnych konsekwencji wynikowych tym razem skończyło się na chwili strachu i kilku przyspieszonych oddechach. Podobnie wyglądał zresztą doliczony czas gry, kiedy to z jednej strony Szwedki nie potrafiły raz a dobrze oddalić niebezpieczeństwa od własnego pola karnego, lecz z drugiej konsekwentnie nie dawały swoim rywalkom przestrzeni w newralgicznych sektorach boiska. Skromne zwycięstwo jak najbardziej należy zatem uznać za w pełni zasłużone, a oprócz suchych liczb cieszyć może także styl zaprezentowany na początek nowego roku kalendarzowego. Cały czas pamiętamy jednak o tym, że moment najważniejszej próby nadejdzie dopiero w lipcu i z tą myślą udajemy się w podróż do Walii, gdzie nasze kadrowiczki czeka kolejny istotny test. Choć oczywiście dzisiejszej postawy tercetu Bennison – Angeldal – Zigiotti bez osobnego wyróżnienia nie pozostawimy, bo jeśli takie personalno-taktyczne zestawienie środka pola miało być jednym z selekcjonerskich eksperymentów, to przynajmniej na początkowym etapie jego efekty zdecydowanie przebiły chyba nawet te najbardziej optymistyczne przewidywania.