Co by tu jeszcze spieprzyć, LFC?
Świat UEFA Women's Champions League UEFA Womens Champions League

Co by tu jeszcze spieprzyć, LFC?

 

lucie roubickova
Grająca w osłabieniu praska Sparta metodycznie wypunktowała bezproduktywny i bezbarwny Linköping (Fot. Lucie Roubickova)

Toczony we wrześniowym upale mecz przeciwko ekipie z Pragi z perspektywy trybun postanowiło obejrzeć zaledwie pół tysiąca fanów, co już samo w sobie obrazuje skalę zniechęcenia futbolem w obozie LFC. Pierwsze minuty boiskowej młócki potwierdzały zresztą, że odpuszczenie tego widowiska wcale nie było aż tak niedorzeczną decyzją, gdyż grająca wolno i schematycznie Sparta szybko przejęła kontrolę nad meczem, a ofensywne wypady Michaeli Khyrovej oraz Nathalie Beckman skutecznie wiązały defensywę Linköping, zmuszając ją do poruszania się przede wszystkim w najbliższym sąsiedztwie własnej szesnastki. Nie przynosiło to wprawdzie ani goli, ani nawet klarownych sytuacji, ale nikt z postronnych obserwatorów nie mógł mieć wątpliwości, że to gościnie z Czech prezentują zdecydowanie wyższą kulturę gry i to za ich przyczyną na murawie w ogóle działo się cokolwiek. Wtedy nadeszła jednak 32. minuta i jak w kalifornijskich serialach okazała się ona chwilą, która odwróciła bieg wydarzeń. Jedno kilkudziesięciometrowe, prostopadłe podanie Nellie Karlsson, jeden błysk jakości Eshley Bakker i stoperka Sparty Eliska Sonntagova musiała ratować się faulem taktycznym, za który jak najbardziej słusznie przyszło jej obejrzeć czerwoną kartkę. Wprawdzie Vilma Koivisto koncertowo zmarnowała wyborną okazję, jaką niewątpliwie stanowił bity na wprost bramki Polozen rzut wolny z dwudziestego metra, ale dla wszystkich stało się jasne, że oto od teraz zawodniczkom z Linköping powinno grać się łatwiej. Przewidywania te okazały się zresztą jak najbardziej zasadne, a gdy tuż po wznowieniu gry mająca wreszcie nieco więcej przestrzeni na swoim lewym wahadle Angela Beard wyprowadziła swój zespół na prowadzenie, mogliśmy oczekiwać, że tę zaliczkę uda się przynajmniej obronić. Jak się jednak miało już niebawem okazać, nawet tak niewygórowane oczekiwania znacząco rozminęły się z bezwzględną rzeczywistością.

W tym wszystkim trzeba oczywiście podkreślić, że Linköping zdecydowanie mógł, a być może nawet powinien zamknąć to spotkanie w regulaminowych dziewięćdziesięciu minutach. Sytuacje ku temu jak najbardziej były, bo na przykład Aimee Claypole jeszcze przy stanie 1-0 obiła obramowanie bramki Sparty, zaś niezwykle aktywnej po wejściu z ławki Delaney Baie Pridham na przeszkodzie stanęła zbyt pochopnie podniesiona przez białoruską sędzię liniową chorągiewka. Niech każdy z nas zgodnie z własnym sumieniem i światopoglądem odpowie sobie jednak na pytanie, czy okoliczności te rzeczywiście mogą stanowić faktyczne usprawiedliwienie wypuszczenia z rąk meczu, którego wypuścić poważna drużyna żadnym sposobem nie powinna. Bo nawet jeśli założymy, iż gol wyrównujący był sumą przypadku, umiejętnego dokręcenia piłki przez Michaelę Khyrovą oraz fatalnego zachowania duetu Nellie Karlsson – Cajsa Andersson, to cały czas po stronie LFC było wystarczająco wiele aktywów, aby to przedstawicielki Damallsvenskan spokojnie zameldowały się w drugiej rundzie eliminacji. Tyle teorii, gdyż w praktyce to cierpliwie czekające na swoją okazję gościnie z czeskiej stolicy ponownie okazały się w swoich działaniach zdecydowanie bardziej konkretne. Najlepsza na placu gry Khyrova znów urwała się defensorkom z Östergötland, przekazanie krycia okazało się całkowitym fiaskiem, ratująca sytuacją Karlsson nie zdołała uprzedzić nabiegającej z głębi pola Kateriny Kotrcovej i to grająca ewidentnie na własnych zasadach Sparta znalazła się na prowadzeniu. Gospodynie próbowały jeszcze rozpaczliwie odwracać wynik, ale w konsekwencji nadziały się jedynie na kontrę, której efektem były kolejno sytuacyjny faul Noor Eckhoff oraz pewnie wykonany przez Evę Bartonovą rzut karny. Nagrodę w postaci meczu o punkty z francuskim Paris FC jak najbardziej sprawiedliwie wywalczyły sobie zatem wicemistrzynie Czech, a w Linköping po jednodniowej, europejskiej przygodzie znów mogą skupić się na lidze. I lepiej niech faktycznie to zrobią, bo choć zaliczka nad Örebro i AIK wydaje się względnie bezpieczna, to jak dobrze wiemy w życiu pewne są tylko śmierć, podatki i główki Lindsey Horan. A LFC w wydaniu sympatycznego, hiszpańskiego szkoleniowca wiele razy udowadniał nam, że nie istnieje taka robota, której ten zespół nie będzie potrafił efektownie spieprzyć.

lfcspa

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!