Popis Johanny [WIDEO]
eliminacje Mistrzostw Europy Świat

Popis Johanny [WIDEO]

kaneryd
Johanna Kaneryd rozegrała w Dublinie swój najlepszy jak dotąd mecz w reprezentacyjnych barwach (Fot. Getty Images)

 Na niezwykle efektownej arenie w Dublinie spotkały się dwa zespoły, które do dziś w eliminacyjnej kampanii nie poznały jeszcze smaku zwycięstwa. Co więcej, ich wspólny dorobek zamykał się w zaledwie jednym punkcie oraz jednym strzelonym golu, a to niejako automatycznie robiło nam ze starcia na Aviva Stadium obustronną potyczkę ostatniej szansy. Zwycięzca miał jeszcze prawo marzyć, że wobec zaistnienia sprzyjających okoliczności, włączenie się do walki o jedną z dwóch czołowych lokat w grupie, może okazać się w jego przypadku nadspodziewanie realną alternatywą. Ewentualna porażka taki scenariusz jednak w zasadzie wykluczała, a remis w praktyce ograniczał go do czegoś na kształt sympatycznej, choć jednocześnie wielce nieprawdopodobnej statystycznej ciekawostki.

Powiedzmy to szczerze i miejmy to z głowy: Peter Gerhardsson wyborami taktyczno-personalnymi nie zaskoczył ani oponentek z Zielonej Wyspy, ani nikogo, kto ma o szwedzkim futbolu przynajmniej minimalne pojęcie. O ile do roszad na pozycji bramkarki zdążyliśmy się poniekąd przyzwyczaić, o tyle wśród zawodniczek z pola hierarchia wydaje się być tak sztywna, że zachwiać potrafią nią jedynie czynniki losowe. Tylko i wyłącznie one sprawiły bowiem, że po boisku w Dublinie nie biegały takie zawodniczki jak chociażby Amanda Ilestedt oraz Stina Blackstenius, ale jeśli ktoś spodziewał się, że w wyniku oczywistych absencji szansę dostąpienia reprezentacyjnej sławy otrzyma chociażby któraś z debiutantek, ten srodze się zawiódł. Nas do tego grona zaliczać nie można, wszak już w dniu pamiętnej konferencji selekcjonera wyraźnie podkreślaliśmy, że od powołania do obdarzenia pełnią zaufania droga bywa czasami daleka i niezwykle wyboista. Dokładnie tak miały się przecież sprawy za kadencji charyzmatycznej poprzedniczki Gerhardssona na stanowisku trenerki najważniejszej drużyny w kraju i nie inaczej wygląda to obecnie. Choć z drugiej strony, jeśli na przykład taka Cato lub Wangerheim miałyby dostać ochłap w postaci wejścia z ławki w okolicach 89. minuty, to może i lepiej, że na murawie w ogóle się nie pojawiły. Bo dosyć mamy już kadrowiczek kolekcjonujących zupełnie nieznaczące, boiskowe epizody w ilościach iście hurtowych.

O samym meczu nie da się napisać wiele mądrego, gdyż wyglądał on dokładnie tak, jak przynajmniej w teorii wyglądać powinien. Po niezwykle wyrównanym początku, inicjatywę systematycznie zaczęła przejmować drużyna lepsza piłkarsko i na dodatek dysponująca zdecydowanie mocniejszymi kartami indywidualnymi, co stosunkowo szybko znalazło całkowite odzwierciedlenie w wyniku. Już pierwsza groźna akcja Szwedek zakończyła się pełnym sukcesem, a kwartet Janogy – Rolfö – Asllani – Kaneryd rozegrał ją po prostu wzorcowo. Futbolówka krążyła między ubranymi tego dnia na niebiesko zawodniczkami jak po sznurku, zupełnie jakby ktoś włączył nam na chwilę symulację gry wideo. Na nasze szczęście, worek z bramkami rozwiązany został jak najbardziej realnie, a autorka gola na 1-0 nie miała jeszcze na tamten moment świadomości, że właśnie na stadionie w stolicy Irlandii przyjdzie jej rozegrać najlepszy jak dotąd mecz w reprezentacyjnych barwach. I nawet jeśli teoria mówiąca o wyższości rzetelności nad klikalnością obowiązuje na tym portalu od początku jego istnienia, to trzeba napisać wprost, że Johanna Kaneryd otarła się na Aviva Stadium o sportową perfekcję Trefienie na 2-0, choć skrzydłowa Chelsea w papierach zaliczyła tam jedynie asystę drugiego stopnia, także było w zdecydowanie największym stopniu jej zasługą. Podobnie zresztą jak odzierający Irlandię z resztek złudzeń gol numer trzy, kiedy to Kaneryd ponownie wystąpiła w roli egzekutorki, tym razem skutecznie dobijając do siatki piłkę po strzale Matildy Vinberg. Popis jednej aktorki trwał więc w najlepsze i gdyby tylko selekcjoner nie pozwolił jej opuścić murawy nieco wcześniej, przy głośnym akompaniamencie braw dochodzących ze szwedzkiego sektora, to być może dopisywalibyśmy właśnie do tej wyliczanki kolejne zdania i akapity.

Na swoim standardowym poziomie zaprezentowały się ponadto Filippa Angeldal (której straszne najwyraźniej nie są nawet trybuny i ławka w Manchesterze), rekonwalescentka z wielkiej Barcelony Fridolina Rolfö, czy wreszcie zaliczająca jeszcze jeden udany mecz w roli zmienniczki Matilda Vinberg. Na przeciwnym biegunie znalazła się za to mocno niepewna Linda Sembrant, która to najpierw dała się oszukać ruchliwej, choć w zdecydowanej większości przypadków niesamowicie przewidywalnej Amber Batrrett, a następnie sprokurowała jedyny w pierwszej połowie strzał oddany w światło bramki Zeciry Musovic. Golkiperka londyńskiej Chelsea zaskoczyć się jednak nie dała, choć i ona – szczególnie po przerwie – zdecydowanie nie zaprezentowała w Dublinie najlepszej wersji siebie. A gdyby jej fatalne zachowanie przy dwóch długich wyrzutach futbolówki przez Megan Campbell poniosło za sobą poważniejsze konsekwencje, to tyle niespodziewanie, co niepotrzebnie, zafundowalibyśmy sobie w potyczce z najsłabszą w grupie Irlandią niezwykle stresującą końcówkę. Sporo uwag do swojej postawy może mieć ponadto Kosovare Asllani, bo o ile asysty przy pierwszym trafieniu Kaneryd oraz kilku precyzyjnie bitych stałych fragmentów odbierać jej nie zamierzamy, o tyle fakt transformacji tej zawodniczki z piłkarki w aktywistkę dokonuje się w zasadzie na naszych oczach i znów nie trzeba przesadnie tęgiej głowy, aby odgadnąć konsekwencje takich, a nie innych wyborów personalnych. A łapane w wyniku boiskowych frustracji żółte kartki jednoznacznie potwierdzają, że z mitycznym trzymaniem ciśnienia obecnie bywa u naszej Kosse różnie. Choć oczywiście ze zdecydowaną przewagą wątpliwości nad jakimikolwiek elementami euforii.

Pewne i bezdyskusyjne zwycięstwo w Dublinie okazało się tym cenniejsze, że kolejne pozytywne informacje docierały do nas na bieżąco z angielskiego Newcastle. Ponad czterdzieści tysięcy gardeł nie pomogło bowiem obrończyniom mistrzowskiego tytułu w sforsowaniu francuskiej przeszkody, bo choć to Beth Mead jako pierwsza wpisała się na St. James Park na listę strzelczyń, to po niej podobnej sztuki dokonywały już wyłącznie podopieczne trenera Renarda. Gol na wagę zwycięstwa Les Bleues był efektem harmonijnej współpracy Kadidatou Diani z Marie-Antoinette Katoto i trzeba przyznać, że doskonale znające się z czasów wspólnej gry dla PSG zawodniczki w sposób absolutnie niezamierzony wyświadczyły w ten sposób przysługę… reprezentantkom Szwecji. Teraz trzeba tylko potwierdzić swoją wyższość nad Irlandią w domowym rewanżu, a wiele wskazuje na to, że 16. lipca zagramy w Göteborgu z Anglią o wszystko. Potencjalnie mocniejszy zespół wskazać tu nietrudno, ale w pojedynczym meczu zdarzyć może się przecież naprawdę wiele. Aby jednak te całe dywagacje miały w ogóle jakikolwiek sens, to we wtorek trzeba najpierw wykonać pierwszy krok ku temu, aby w lipcowym okienku faktycznie zagrać z urzędującymi mistrzyniami Europy o naprawdę wielką stawkę. A nawet jedynie ów fakt matematycznego pozostania w grze do ostatniej kolejki grupowych zmagań, już byłby dla wielu ekspertów miłym i pozytywny akcentem. Rozbita i wyraźnie podrażniona Irlandia z pewnością spróbuje się jednak za dzisiejsze niepowodzenie odgryźć, gdyż rozczarowujące póki co na całej linii zawodniczki z Zielonej Wyspy sprawiają wrażenie zdecydowanie zbyt solidnych, aby kolejny raz zaliczyć eliminacyjny mecz na zero z przodu. To wszystko sprawia, iż o poziom emocji martwić się nie musimy, a jeśli na koniec dnia zgodzi nam się również i wynik, to lato pod znakiem szwedzkiej piłki zapowiada się nam naprawdę intrygująco.

irlswe

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!