Jako się rzekło, Francuzki zwyciężyły jednak w pełni zasłużenie, choć same żadną miarą wielkiego meczu nie zagrały. Całe widowisko atrakcyjnością zdecydowanie nie powalało, zadania obu drużynom zdecydowanie nie ułatwiał rzęsiście padający deszcz, a coraz bardziej sfrustrowane niemożnością złapania odpowiedniego rytmu piłkarki w sposób jednoznaczny dawały upust negatywnym emocjom. I to właśnie ich, a nie błyskotliwych zagrań, obejrzeliśmy we wtorkowy wieczór w Göteborgu zdecydowanie najwięcej, czego najlepszym dowodem mogą być czerwone kartki dla trenera Renarda oraz francuskiej rezerwowej Becho. Od pierwszych minut w środku pola iskrzyło także na linii Angeldal – Toletti, swoje dwa centy jak zawsze dorzucała do dyskusji grająca kolejne tej wiosny mocno przeciętne zawody Kosovare Asllani, a w odnalezieniu płynności nie pomagały także liczne kontuzje i przerwy medyczne. Po jednej z nich swój udział w meczu zdecydowanie przedwcześnie zakończyła Delphine Cascarino, która przecież dopiero co na dobre powróciła do poważnego grania w piłkę po kilkunastu miesiącach trudnej, lecz konsekwentnej walki o zdrowie. Brzydki w obrazku mecz kibice szwedzkiej kadry z pewnością by jednak wybaczyli, gdyby tylko były w nim przynajmniej momenty. A jedna, zakończona zresztą fatalnym pudłem Asllani, dwójkowa kombinacja Angeldal i Rolfö oraz jeden nieco anemiczny strzał Anvegård w ósmej z doliczonych do drugiej połowy spotkania minut, to jednak zdecydowanie zbyt mało nawet dla niestawiającego przesadnie wygórowanych wymagań kibica. Ten ostatni z charakterystycznego stadionu w Göteborgu do domu zabrać może jednak w pierwszej kolejności… przeziębienie, gdyż ulubienice trybun nie zrobiły niestety prawie nic, aby w którejkolwiek fazie meczu choć trochę tę chłodną z oczywistych względów atmosferę podgrzać. Reality check? Niby człowiek wiedział, a jednak…
eliminacje Mistrzostw Europy
Świat
Sprowadzone na ziemię
- by Jared Burzynski
- 10 kwietnia 2024
- 0 Comments