Niespodziewane święto
Reprezentacje Świat

Niespodziewane święto

gbg
W taki sposób Szwedzki Związek Piłki Nożnej zapowiada powrót kadry na Gamla Ullevi w Göteborgu (grafika: SvFF)

 

 Wprawdzie przed rozpoczęciem zmagań w eliminacyjnej grupie C to właśnie kwietniową potyczkę w Göteborgu wskazywaliśmy jako potencjalnie najistotniejszy moment całej wiosenno-letniej kampanii, ale chyba jednak mało kto spodziewał się, że jego realna stawka okaże się ostatecznie aż tak wysoka. Bo gdzie by nie spojrzeć i jak by nie analizować, ewentualne zwycięstwo na Gamla Ullevi w przypadku obu ekip oznaczać będzie wykonanie wręcz milowego kroku w kierunku bezpośredniego awansu na szwajcarskie EURO. A warto przypomnieć, że jeszcze tydzień temu to zdecydowanie nie Szwedki, a nawet nie Francuzki, dość zgodnie stawiane były w roli głównych faworytek do zajęcia pierwszego miejsca w grupie. Sport lubi jednak przygotowywać nam rozwiązania mocno nieoczywiste, a w pełni zasłużenie przywieziony z Londynu punkt pozwolił kadrowiczkom trenera Gerhardssona realnie włączyć się do gry o najwyższe cele. Gdyby za kilkanaście godzin naszym zawodniczkom udało się pójść za ciosem, to niezwykle wymagający dwumecz Blågult mogą zakończyć z dorobkiem czterech punktów, a także perspektywą rozegrania dwóch kolejnych spotkań z teoretycznie najsłabszą w tym zestawieniu Irlandią, która dopiero co zaliczyła niesamowicie bezbarwny występ na stadionie w Metzu i jedynie dzięki kapitalnie interweniującej Courtney Brosnan uległa Francuzkom różnicą zaledwie jednego gola. Pozycja wyjściowa do ewentualnego ataku na jedną z dwóch czołowych lokat byłaby zatem więcej niż wymarzona, ale… w niemalże identycznej sytuacji znajdują się również nasze najbliższe rywalki. Im wprawdzie na przełomie maja i czerwca przypadnie w udziale dwumecz z wyraźnie podrażnionymi wicemistrzyniami świata z Anglii, ale komplet punktów podniesiony z murawy Gamla Ullevi sprawi, że piłkarki trenera Renarda już w początkowej fazie eliminacji zapewnią sobie niezwykle komfortową poduszkę bezpieczeństwa w postaci pięciopunktowej zaliczki nad szwedzko-irlandzką grupą pościgową. Brzmi jak całkiem wygodna autostrada do wywalczenia bezpośredniego awansu na przyszłoroczne EURO, prawda? Już jutro przekonamy się zatem, która z tych dwóch ekip lepiej poradzi sobie z presją i niejako w nagrodę znajdzie się w przedsionku do szwajcarskich finałów. Podział punktów to rzecz jasna także jak najbardziej realny scenariusz, ale z takiego przebiegu wydarzeń ucieszyliby się przede wszystkim kibice w Anglii i Irlandii.

Po londyńskim remisie bardzo dużo miejsca poświęcono ocenom indywidualnym dla szwedzkich piłkarek i tym razem okazały się one wyjątkowo niejednoznaczne. Jedni prezentowali konkretne stopklatki, próbując w ten sposób uwypuklić na przykład podobno rażące błędy w ustawieniu Hanny Lundkvist. Inni zaś jak najbardziej słusznie puentowali, że dochodzenie swoich racji za pomocą metody szerzej znanej w Anglii jako cherry-picking, jest dla defensorki San Diego Wave bardzo niesprawiedliwe, a w podobny sposób dałoby się zdyskredytować nawet najbardziej wyróżniające się na Wembley szwedzkie zawodniczki, czyli Jennifer Falk, Magdalenę Eriksson oraz Fridolinę Rolfö. Stuprocentowa skuteczność jest bowiem w futbolu czymś absolutnie niespotykanym, a pojedyncze kiksy towarzyszą nawet występom, które z perspektywy czasu klasyfikujemy jako kompletne i bliskie perfekcji. W sposób bardzo zróżnicowany oceniano także Stinę Blackstenius oraz Julię Zigiotti, choć w przypadku tych dwóch zawodniczek zastosowanie znalazła taka zależność, że ich starania docenili przede wszystkim ci, którzy piątkową potyczkę obserwowali z wysokości trybun lub przynajmniej za pomocą kamer gwarantujących szerszą perspektywę. Co ciekawe, tuż po końcowym gwizdku większość szwedzkich ekspertów zgodnie komplementowała dyscyplinę taktyczną zespołu oraz solidną i konsekwentną realizację zadań defensywnych przez nasze środkowe pomocniczki. Zdecydowanie odmienne spojrzenie na temat zaproponowała nam jednak Kosovare Asllani, która zresztą pokusiła się nawet o personalną wycieczkę w kierunku Rosy Kafaji. Cóż, frustrację doświadczonej liderki tak po ludzku nawet rozumiemy, ale złośliwi nie bez racji przytomnie zauważyli, że o ile zawodniczka Häcken nie tylko dała od siebie konkret w postaci asysty do Rolfö, ale również zamknęła swój fragment meczu z zerem po stronie strat, o tyle Kosse z perspektywy murawy obserwowała jedynie trafienie Alessii Russo. A wystarczyło, że rezerwowa ostatnimi czasy pomocniczka Milanu znalazła się na ławce i po upływie 180 sekund tak naprawdę powinno być 2-1 dla Szwecji. Jasne, to wszystko wielkie i w jakimś sensie krzywdzące uproszczenie, ale jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że po wybitnym dla siebie roku 2022, Asllani zdecydowanie więcej uwagi niż realnej grze w piłkę zaczęła poświęcać krytykowaniu wszystkiego i wszystkich wokół. Czy kontrowersyjna piłkarka w perspektywie może liczyć z tego tytułu na realne profity finansowe lub wizerunkowe? Cóż, doskonale wiemy, w którą stronę wieje wiatr w naszej społeczności, więc przynajmniej do momentu kolejnego przesilenia nie jest to wcale wykluczone. Czysto piłkarsko korzyści nie ma z tego jednak żadnych, o czym zresztą regularnie przekonują się fani nie tylko w Szwecji, ale także (a może i przede wszystkim) w Mediolanie. Inna sprawa, że kariera klubowa Kosse to temat na całkiem pokaźne objętościowo osobne opowiadanie, bo czy aby na pewno można mówić wyłącznie o braku szczęścia lub losowości, jeśli pobyt w sześciu spośród siedmiu reprezentowanych w seniorskim futbolu klubów skończył się w jej przypadku nawet nie niedosytem, co potężnym rozczarowaniem.

We wtorkowy wieczór emocji spodziewać możemy się nie tylko w Göteborgu, bo przed szansą na wywalczenie pole position na decydującą fazę eliminacji stoją między innymi Włoszki. Drużyna trenera Soncina pokazała w miniony piątek tę zdecydowanie bardziej efektowną twarz i teraz trzeba tylko przywieźć komplet punktów z Helsinek, a następnie na pełnym spokoju nasłuchiwać wieści z Bredy, gdzie na doskonale znanym szwedzkim fanom stadionie rywalizować będą Holenderki i Norweżki. To wszystko brzmi oczywiście niezwykle kusząco, ale akurat we Włoszech gorzki smak zmarnowanych szans znają przecież doskonale. Jeśli jednak Arianna Caruso do spółki z Manuelą Giugliano raz jeszcze będą w stanie przenieść swoją formę z boisk Serie A na występy w koszulce reprezentacji, to niewykluczone, że Azzurre w istocie doczekają się upragnionego od wielu lat przełomu. Kontynuacji w postaci piątego z rzędu awansu na EURO oczekują za to na Islandii, a są to żądania o tyle realne, że podopieczne Thorsteinna Halldorssona eliminacje rozpoczęły od solidnego, trzybramkowego zwycięstwa, które zresztą mogło być jeszcze bardziej okazałe, gdyby tylko Jonsdottir i jej koleżanki z formacji ofensywnej wykorzystały wszystkie stworzone przez siebie bramkowe okazje. O wręcz niespotykaną na tym poziomie łatwość w dochodzeniu do czystych sytuacji strzeleckich teoretycznie powinno być zdecydowanie trudniej podczas jutrzejszej batalii w Akwizgranie, ale islandzka kadra w przeszłości potrafiła już całkiem skutecznie zaskakiwać Niemki na ich terenie i nie jest wykluczone, że właśnie teraz spróbuje uczynić to ponownie. Tym bardziej, że nawet nazwisko piłkarki mogącej – jak swego czasu Dagny Brynjarsdottir – więcej niż raz uciszyć jednego dnia niemiecką publiczność, wydaje się być całkiem oczywiste.

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!