Po londyńskim remisie bardzo dużo miejsca poświęcono ocenom indywidualnym dla szwedzkich piłkarek i tym razem okazały się one wyjątkowo niejednoznaczne. Jedni prezentowali konkretne stopklatki, próbując w ten sposób uwypuklić na przykład podobno rażące błędy w ustawieniu Hanny Lundkvist. Inni zaś jak najbardziej słusznie puentowali, że dochodzenie swoich racji za pomocą metody szerzej znanej w Anglii jako cherry-picking, jest dla defensorki San Diego Wave bardzo niesprawiedliwe, a w podobny sposób dałoby się zdyskredytować nawet najbardziej wyróżniające się na Wembley szwedzkie zawodniczki, czyli Jennifer Falk, Magdalenę Eriksson oraz Fridolinę Rolfö. Stuprocentowa skuteczność jest bowiem w futbolu czymś absolutnie niespotykanym, a pojedyncze kiksy towarzyszą nawet występom, które z perspektywy czasu klasyfikujemy jako kompletne i bliskie perfekcji. W sposób bardzo zróżnicowany oceniano także Stinę Blackstenius oraz Julię Zigiotti, choć w przypadku tych dwóch zawodniczek zastosowanie znalazła taka zależność, że ich starania docenili przede wszystkim ci, którzy piątkową potyczkę obserwowali z wysokości trybun lub przynajmniej za pomocą kamer gwarantujących szerszą perspektywę. Co ciekawe, tuż po końcowym gwizdku większość szwedzkich ekspertów zgodnie komplementowała dyscyplinę taktyczną zespołu oraz solidną i konsekwentną realizację zadań defensywnych przez nasze środkowe pomocniczki. Zdecydowanie odmienne spojrzenie na temat zaproponowała nam jednak Kosovare Asllani, która zresztą pokusiła się nawet o personalną wycieczkę w kierunku Rosy Kafaji. Cóż, frustrację doświadczonej liderki tak po ludzku nawet rozumiemy, ale złośliwi nie bez racji przytomnie zauważyli, że o ile zawodniczka Häcken nie tylko dała od siebie konkret w postaci asysty do Rolfö, ale również zamknęła swój fragment meczu z zerem po stronie strat, o tyle Kosse z perspektywy murawy obserwowała jedynie trafienie Alessii Russo. A wystarczyło, że rezerwowa ostatnimi czasy pomocniczka Milanu znalazła się na ławce i po upływie 180 sekund tak naprawdę powinno być 2-1 dla Szwecji. Jasne, to wszystko wielkie i w jakimś sensie krzywdzące uproszczenie, ale jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że po wybitnym dla siebie roku 2022, Asllani zdecydowanie więcej uwagi niż realnej grze w piłkę zaczęła poświęcać krytykowaniu wszystkiego i wszystkich wokół. Czy kontrowersyjna piłkarka w perspektywie może liczyć z tego tytułu na realne profity finansowe lub wizerunkowe? Cóż, doskonale wiemy, w którą stronę wieje wiatr w naszej społeczności, więc przynajmniej do momentu kolejnego przesilenia nie jest to wcale wykluczone. Czysto piłkarsko korzyści nie ma z tego jednak żadnych, o czym zresztą regularnie przekonują się fani nie tylko w Szwecji, ale także (a może i przede wszystkim) w Mediolanie. Inna sprawa, że kariera klubowa Kosse to temat na całkiem pokaźne objętościowo osobne opowiadanie, bo czy aby na pewno można mówić wyłącznie o braku szczęścia lub losowości, jeśli pobyt w sześciu spośród siedmiu reprezentowanych w seniorskim futbolu klubów skończył się w jej przypadku nawet nie niedosytem, co potężnym rozczarowaniem.
We wtorkowy wieczór emocji spodziewać możemy się nie tylko w Göteborgu, bo przed szansą na wywalczenie pole position na decydującą fazę eliminacji stoją między innymi Włoszki. Drużyna trenera Soncina pokazała w miniony piątek tę zdecydowanie bardziej efektowną twarz i teraz trzeba tylko przywieźć komplet punktów z Helsinek, a następnie na pełnym spokoju nasłuchiwać wieści z Bredy, gdzie na doskonale znanym szwedzkim fanom stadionie rywalizować będą Holenderki i Norweżki. To wszystko brzmi oczywiście niezwykle kusząco, ale akurat we Włoszech gorzki smak zmarnowanych szans znają przecież doskonale. Jeśli jednak Arianna Caruso do spółki z Manuelą Giugliano raz jeszcze będą w stanie przenieść swoją formę z boisk Serie A na występy w koszulce reprezentacji, to niewykluczone, że Azzurre w istocie doczekają się upragnionego od wielu lat przełomu. Kontynuacji w postaci piątego z rzędu awansu na EURO oczekują za to na Islandii, a są to żądania o tyle realne, że podopieczne Thorsteinna Halldorssona eliminacje rozpoczęły od solidnego, trzybramkowego zwycięstwa, które zresztą mogło być jeszcze bardziej okazałe, gdyby tylko Jonsdottir i jej koleżanki z formacji ofensywnej wykorzystały wszystkie stworzone przez siebie bramkowe okazje. O wręcz niespotykaną na tym poziomie łatwość w dochodzeniu do czystych sytuacji strzeleckich teoretycznie powinno być zdecydowanie trudniej podczas jutrzejszej batalii w Akwizgranie, ale islandzka kadra w przeszłości potrafiła już całkiem skutecznie zaskakiwać Niemki na ich terenie i nie jest wykluczone, że właśnie teraz spróbuje uczynić to ponownie. Tym bardziej, że nawet nazwisko piłkarki mogącej – jak swego czasu Dagny Brynjarsdottir – więcej niż raz uciszyć jednego dnia niemiecką publiczność, wydaje się być całkiem oczywiste.