Wielki piątek na Wembley [WIDEO]
eliminacje Mistrzostw Europy Świat

Wielki piątek na Wembley [WIDEO]

 Nie było powtórki z Sheffield, ani niczego choć w minimalnym stopniu zbliżonego do pamiętnej klęski na Bramall Lane. Piłkarska reprezentacja Szwecji pojechała na teren aktualnych mistrzyń Europy i zaprezentowała tam futbol tak efektywny, że ręce długimi fragmentami same składały się nam do oklasków. Bo powiedzcie sami, czy nie jest imponującym fakt, iż zespół bez większego wysiłku strzelający 21 goli w czterech ostatnich meczach (kolejno z Holandią, Szkocją, Austrią i Włochami), tym razem do 85. minuty jest w stanie oddać zaledwie jedno uderzenie w światło bramki Jennifer Falk? Jasne, główka Alessii Russo z najbliższej odległości była następstwem niezwykle koronkowej, zespołowej akcji, której nie udało się skutecznie skasować na żadnym etapie, ale w rywalizacji z zespołem tej klasy tego typu pojedyncze pomyłki są niejako wliczone w koszty. I nawet jeśli Jonna Andersson trochę zbyt łatwo pozwoliła Lauren James na niemal perfekcyjne dośrodkowanie, a ustawienie Lindy Sembrant we własnym polu karnym było dalekie od perfekcji, to w najmniejszym stopniu nie zamazuje to pozytywnej oceny dla niezwykle konsekwentnego w swoich poczynaniach zespołu Petera Gerhardssona. A że Angielki bezlitośnie zamieniły na gola swoją jedyną, realną okazję? Cóż, dokładnie jak w przypadku niedawnej konfrontacji Häcken z PSG, po prostu musieliśmy się z tym pogodzić i we właściwy sposób zareagować. A reakcja ta okazała się tak niesamowita, że zaskoczyła chyba nawet najbardziej niepoprawnych optymistów.

frido
Gra szwedzkiej kadry już dawno nie dostarczyła nam tylu powodów do radości (Fot. Getty Images)

 Zarówno przy bezbramkowym remisie, jak i przy wyniku 0-1, ze szwedzkiej strony nie zaobserwowaliśmy bowiem nerwowego i bezsensownego szarpania. Zamiast tego, na placu gry oglądaliśmy drużynę świadomą swojej strategii i niezwykle konsekwentnie dążącą do jej realizacji. Tak było na przykład w 21. minucie, kiedy to drobny wydawało się błąd Keiry Walsh przy wyprowadzeniu piłki sprawił, że dosłownie kilka sekund później w dogodnej sytuacji znalazła się szarżująca lewą stroną boiska Fridolina Rolfö. Rekonwalescentka z Barcelony przymierzyła wówczas przy dalszym słupku i tylko kilkunastu centymetrów zabrakło, aby już wtedy uciszyć ponad sześćdziesięciotysięczny tłum angielskich fanów na Wembley. Prostopadłe podania z sektora centralnego na nabiegające na pełnej prędkości skrzydłowe okazały się jednak pomysłem, który dość nieoczekiwanie siał w defensywie aktualnych mistrzyń Europy niemały popłoch, w czym spora zasługa harującej bez wytchnienia dla drużyny Stiny Blackstenius. Snajperka londyńskich Kanonierek po meczu zapamiętana została głównie przez pryzmat zmarnowanej w drugiej połowie setki, ale jest to ocena nie tyle nieuzasadniona, co zwyczajnie krzywdząca. Tak, wykańczanie akcji skutecznym strzałem już zawsze pozostanie chyba jej piętą achillesową, ale Blackstenius naprawdę wykonała na londyńskiej murawie mnóstwo niezwykle pożytecznej pracy, której na pierwszy rzut oka nie zawsze widać w obrazku. Podobnie zresztą jak jej vis-à-vis w osobie Alesii Russo, więc nie wątpimy, że tej frapującej konfrontacji dwóch nieoczywistych dziewiątek z uwagą przypatrywał się nie tylko ich klubowy trener Jonas Eidevall. I zarówno on, jak i każdy miłośnik tej bardziej taktycznej strony futbolu, mógł na jej podstawie pokusić się o niezwykle interesującą analizę.

Lista piłkarek zasługujący na indywidualne wyróżnienie jest jednak zdecydowanie dłuższa i bez wątpienia znajdują się na niej także nazwiska Filippy Angeldal oraz Johanny Kaneryd. Pierwsza z wymienionych dała jasno do zrozumienia, że w utrzymaniu topowej dyspozycji nie przeszkadza jej ani zamieszanie z nadchodzącym tego lata transferem do Madrytu, ani brak regularnych występów w Manchesterze City, który zresztą – jak na ironię – pozwolił jej przystąpić do kwietniowych potyczek reprezentacyjnych na nieporównywalnie większej świeżości. Zdecydowanie więcej rozegranych w klubie minut ma za to w nogach Johanna Kaneryd, ale najlepsza asystentka angielskiej FA WSL nie dość, że ponownie zachwyciła nas charakterystyczną dla siebie dynamiką i odważnymi, nieszablonowymi zagraniami, to jeszcze dołożyła do tego dawno niewidziane u niej dyscyplinę w poczynaniach defensywnych, a także naprawdę dojrzały przegląd pola, dzięki któremu jej boiskowe wybory bardzo często okazywały się nadzwyczaj trafne. Fakt, że zarówno Kaneryd, jak i Angeldal stają się piłkarkami kompletnymi, zdolnymi do dźwigania na swoich barkach niewdzięcznej roli liderek, niewątpliwie nas cieszy, ale na jeszcze bardziej oczywiste powody do radości szwedzki sektor na Wembley musiał poczekać aż do 64. minuty. Wtedy właśnie w roli głównej wystąpiła bohaterka tegorocznej edycji Ligi Mistrzyń Rosa Kafaji, która ponownie nie potrafiła przekonać Gerhardssona do tego, aby selekcjoner postawił na nią w wyjściowej jedenastce. Gdy jednak dwudziestolatka z Solnej na swoją szansę się doczekała, to potrzebowała dosłownie sześćdziesięciu sekund, aby dorzucić idealną piłkę do urywającej się w swoim stylu Rolfö, a najlepsza szwedzka piłkarka ubiegłego roku tym razem pomylić się nie miała już zamiaru i nawet nieco rozpaczliwa próba interwencji w wykonaniu Mary Earps nie była w stanie uchronić Angielki przed nieuniknionym. A stracony gol najwyraźniej podziałał na podopieczne Sariny Wiegman na tyle demobilizująco, że po chwili powinno być już 2-1 dla gościń. Do kolejnej z zagranych przez Angeldal prostopadłych piłek idealnie w tempo ruszyła Blackstenius, ale – jako się rzekło – ją akurat skuteczność zdecydowanie zawiodła i trzeba było obejść się smakiem.

Do mniej więcej 85. minuty można było jednak odnieść wrażenie, że jeśli ktoś zasłużył w tym starciu na zwycięstwo, to bez wątpienia są to reprezentantki Szwecji. Swój zdecydowanie najlepszy mecz w kadrze rozgrywała na prawej flance defensywy Hanna Lundkvist, potwierdzając niejako kapitalną dyspozycję na początku sezonu w barwach San Diego Wave, a my po cichu zaczęliśmy nawet zastanawiać się, dlaczego szansy z ławki nie otrzymała także znajdująca się ewidentnie w uderzeniu jej klubowa koleżanka Sofia Jakobsson. Te rozważania brutalnie przerwały nam jednak Angielki, do których jakby wreszcie dotarło, że inauguracyjny bój eliminacyjnej kampanii sam się nie wygra, a napędzane skrzydłami lidera FA WSL Manchesteru City Lwice przypuściły późny, lecz niezwykle intensywny szturm na bramkę Jennifer Falk. Na nasze szczęście, bramkarka Häcken zaprezentowała nam formę zbliżoną do tej z niedzielnego półfinału Pucharu Szwecji przeciwko Hammarby, a gdy jeden, jedyny raz potrzebowała delikatnego wsparcia, to z odsieczą błyskawicznie pospieszyła rozgrywająca prawdziwą profesurę na środku obrony Magdalena Eriksson. Wysiłki Hemp, Kelly, a także rezerwowych tego dnia Mead oraz Toone okazały się tym samym niewystarczające, dzięki czemu szwedzkie piłkarki wyruszyły w podróż do Göteborga z jednym punktem w bagażu i niezliczonymi pokładami pozytywnej energii w sercach. Doskonale zdajemy sobie sprawę z faktu, iż ta kadra jest całkowicie nieprzewidywalna i już we wtorek nasze nastroje mogą zmienić się diametralnie, ale póki co na zapas martwić się nie mamy bynajmniej zamiaru. Jest dobrze, a przyszłość da nam odpowiedź, co – jeśli w ogóle cokolwiek – w dłuższej perspektywie przyniesie nam kwietniowy wieczór na Wembley.

engswe

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!