Zagrać, zaliczyć, zapamiętać. Szwedki o krok od utrzymania w Dywizji A
Świat

Zagrać, zaliczyć, zapamiętać. Szwedki o krok od utrzymania w Dywizji A

 Choć dzisiejszy mecz technicznie był starciem o punkty, w zasadzie wszystko z nim powiązane niemal od początku krzyczało, że oto czeka nas tradycyjny element zimowej, piłkarskiej turystyki w wydaniu reprezentacyjnym. Przeciwnik gdzieś z połowy siódmej dziesiątki rankingu FIFA, zainteresowanie mediów mocno minimalistyczne, transmisja telewizyjna realizowana wyłącznie przez Aftonbladet, a do tego wszystkiego stadion z jedną zaledwie trybun(k)ą i niespecjalnie równą, wyraźnie sfatygowaną murawą. Wakacyjnego klimatu dodawał jeszcze efektowny, górski krajobraz w tle i gdyby gdzieś w oddali zamajaczyło nam jeszcze jakimś cudem wybrzeże Atlantyku, to pewnie jednogłośnie uznalibyśmy, że oto wehikuł czasu przeniósł nas na jedną z edycji wspominanego przecież z niemałym sentymentem towarzyskiego turnieju o Puchar Algarve. A gdyby w okolicach linii bocznej nagle pojawili się ludzie w medycznych maseczkach ochronnych, to niechybnie przypomniałoby się pamiętne, lutowe starcie z Maltą w szczycie epidemicznych obostrzeń. Skojarzeń było zatem jak widać bardzo wiele, ale żadne z nich bynajmniej nie podpowiadało nam, że oto za chwilę w Zenicy wydarzy się coś ważnego, na co futbolowy świat powinien zwrócić jakąś szczególną uwagę.

bihswe
W podobnych okolicznościach przyrody szwedzka kadra rozegrała o tej porze roku wiele meczów (Fot. SvFF)

 A może i niesłusznie, bo na kadrowiczki Gerhardssona patrzyło się dziś po prostu przyjemnie i miejmy nadzieję, że jest to efekt rzetelnej oceny, a nie przywoływanych w poprzednim akapicie wszechobecnych wakacyjnych wibracji. Mówiąc jednak całkiem serio; o ile pewne zwycięstwo na Bałkanach było dla medalistek ubiegłorocznego mundialu obowiązkiem, o tyle tym razem szwedzkie zawodniczki chwalić można nie tylko za odpowiednio szybko zmieniające się na tablicy wyników cyferki. Jasne, nasze reprezentantki nie byłyby sobą, gdyby Jonna Andersson dwukrotnie nie dośrodkowała z narożnika boiska wprost na głowę jednej ze swoich koleżanek, ale skutecznie egzekwowane stałe fragmenty były tym razem jedynie sympatycznym dopełnieniem całego obrazka. A ten zaczął się nam przepięknie malować już w szóstej minucie, kiedy to wspomniana Andersson zdecydowała się na odważne podłączenie się do ofensywnej, zespołowej akcji, Kaneryd przytomnie zgrała miękko zacentrowaną przez Blackstenius futbolówkę, a stojąca na wprost bramki Madelen Janogy udowodniła, że w tej fazie sezonu potrzebuje zaledwie pół sytuacji, aby wpisać się na listę strzelczyń. Sztuki tej dokonała zresztą ponownie, tym razem finalizując celnym strzałem głową jeden ze szwedzkich rzutów rożnych. Dwubramkowe prowadzenie gościń jak najbardziej odzwierciedlało skalę dominacji podopiecznych Gerhardssona nad niżej notowanymi rywalkami, choć nikt nie mógłby mieć pretensji, gdyby było ono jeszcze wyższe. Potężną bombą w poprzeczkę jeszcze przed przerwą popisała się bowiem Rosa Kafaji, zaś rozgrywająca w zasadzie całkiem poprawne zawody na ulubionej przez siebie pozycji dziewięć i pół Stina Blackstenius – jak to często zresztą bywa – raziła brakiem wykończenia naprawdę dogodnych sytuacji.

Po przerwie oglądaliśmy dalszy ciąg absolutnej dominacji szwedzkiej kadry, a gdy mające w składzie sporą liczbę zawodniczek rywalizujących na co dzień na zdecydowanie mniejszej intensywności Bośniaczki zaczęły w oczach opadać z sił, nastąpiło ponowne, zdecydowane przyspieszenie i to w jego efekcie posypały się kolejne gole. Ich autorkami były odpowiednio Filippa Angeldal (po przytomnej asyście Anvegård), Pauline Hammarlund (to się nazywa powrót po latach w dobrym stylu) i wreszcie… Jelena Gvozderac, która interweniowała w mocno nieszczęśliwy dla siebie sposób po strzale w słupek w wykonaniu Anvegård. Okazji na to, aby uczynić dzisiejsze zwycięstwo jeszcze bardziej przekonującym było oczywiście więcej, lecz w niektórych sytuacjach brakowało naszym piłkarkom albo szczęścia, albo precyzji. Gospodynie tak na dobrą sprawę odgryzły się przez cały mecz tylko dwukrotnie i za każdym razem było to wynikiem prostopadłego podania w kierunku Mileny Nikolic, która to najpierw starała się nabrać na klasyczny dla niej zwód jedną z opiekujących się nią szwedzkich defensorek, a następnie uderzyć w kierunku bramki strzeżonej tego dnia przez Jennifer Falk. I o ile z pierwszą częścią wyzwania w obu przypadkach poradziła sobie nadzwyczaj dobrze, o tyle strzelecki celownik miała w to piątkowe popołudnie rozregulowany tak wyraźnie, że byłej snajperce Bayeru Leverkusen mylić się w ten sposób po prostu nie wypada.

Skoro jednak obiecane były pochwały, to warto wyróżnić duet środkowych pomocniczek w osobach Julii Zigiotti oraz Filippy Angeldal, bo nawet jeśli weźmiemy pod uwagę klasę przeciwnika, to tak kreatywnej i różnorodnej gry z środka pola nie oglądaliśmy w wykonaniu Blågult od wielu miesięcy. Jako się rzekło, skuteczność ani myśli opuszczać naszego eksportowego duetu z Florencji, a Madelen Janogy dodatkowo popisała się jeszcze przynajmniej dwoma naprawdę udanymi rajdami do linii końcowej. Kilka małych, lecz niezwykle ważnych plusików możemy postawić także przy nazwiskach obu piłkarek londyńskiej Chelsea: Nathalie Björn potwierdziła, że na tę chwilę jest chyba najbardziej stabilną szwedzką defensorką, a kapitalny przegląd pola i dokładne, otwierające koleżankom przestrzeń kilkudziesięciometrowe podania są jej znakiem specjalnym, zaś Johanna Kaneryd udowodniła, iż nawet mniej energetyczny występ nie powstrzyma jej przed dopisaniem na swoje konto kolejnej asysty, o czym zresztą doskonale wie każdy, kto w miarę regularnie śledzi wydarzenia na boiskach angielskiej FA WSL. Nie tylko przy okazji dośrodkowań ze stojącej piłki precyzją pochwalić mogła się także Jonna Andersson, a Emma Kullberg oraz Anna Anvegård mogły z pełną odpowiedzialnością przyznać, że ich pojawienie się na murawie wniosło do gry naszej kadry trochę ożywienia. W tej miłej i pozytywnej wyliczance znalazłoby się najpewniej miejsce dla niemal każdej ze Szwedek z wyjątkiem Hanny Lundkvist (jako jedyna z wyjściowej jedenastki nie wykorzystała w pełni swojej szansy), Jenifer Falk (tu akurat jej winy nie ma ani trochę) oraz Hanny Bennison. Reprezentacyjna przygoda tej ostatniej to naprawdę intrygująca saga, gdyż mówimy tu o zawodniczce, która niebawem będzie miała przy nazwisku 50 A, a wciąż pozostaje w kontekście kadry narodowej jedną, wielką zagadką. Cóż, od zawsze wiedzieliśmy, że nasza Golden Girl jest absolutnie wyjątkowa, lecz nie mieliśmy pojęcia, iż ta unikalność objawi się w jej przypadku w tak nietypowy skądinąd sposób.

Na zakończenie warto jeszcze przypomnieć tytuł przedmeczowego tekstu, gdyż to chyba właśnie on najbardziej celnie uchwycił istotę tego, co później przyszło nam oglądać na murawie. Bośniacki zespół całkowicie potwierdził bowiem tezę, iż na ten moment jest on stereotypowym wręcz przedstawicielem europejskiej drugiej ligi, prezentując nam na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut niemal wszystkie związane z tym statusem zalety i niedoskonałości. Sprawdziło się również to, że akurat ten drugoligowiec na przeskok o jeden szczebelek wyżej będzie musiał jeszcze sporo poczekać, a najbliższe lata przyjdzie mu spędzić w dokładnie tym samym miejscu, w którym znajduje się obecnie.

bihswe2

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!