O szwedzkiej kadrze, która bawiła się zapałkami
Publicystyka Reprezentacje Świat

O szwedzkiej kadrze, która bawiła się zapałkami

 Czy istnieje coś gorszego niż świadomość, że właśnie pędzisz z maksymalną prędkością prosto w przepaść? Oczywiście, na przykład zupełny brak świadomości, że właśnie pędzisz z maksymalną prędkością prosto w przepaść.

swewnt
Niespełna pół roku po niewątpliwym sukcesie na mundialu, szwedzka kadra ponownie znalazła się na rozdrożu (Fot. SvFF)

O problemach i zagrożeniach, z którymi w najbliższych latach może zmagać się reprezentacja Szwecji, przeczytać możecie tutaj. Ten tekst powstał tuż po zakończeniu australijsko-nowozelandzkiego mundialu, a jego podstawowym celem była próba delikatnego schłodzenia rozgrzanych sukcesem głów oraz rzetelne przedstawienie realiów, w jakich pod względem piłkarskim przychodzi nam funkcjonować w połowie trzeciej dekady obecnego stulecia. Niestety, kilka kolejnych miesięcy zostało przez sztab Petera Gerhardssona koncertowo zmarnowanych, a stawiane wcześniej nieśmiało tezy zaczęły uwierać nas coraz mocniej. Ich pierwsze efekty pojawiły się także na boisku, bo o ile przegrany dwumecz z Hiszpanią był niejako wliczony w koszty (choć osiem straconych w nim goli już chyba niekoniecznie), o tyle bezbarwna i pozbawiona jakości postawa w potyczkach ze Szwajcarią czy Włochami kazała już postawić selekcjonerowi kilka niewygodnych pytań. Czas płynął jednak swoim rytmem dalej, a satysfakcjonujących odpowiedzi nijak nie mogliśmy się doprosić. Tworzenie kolejnego tekstu, który od przywoływanego powyżej różnić mógłby się co najwyżej mało istotnymi detalami, uważam jednak za całkowicie bezcelowe. Bo nawet jeśli stan pacjenta przez pół roku jeszcze się pogorszył, to nastąpiło to wyłącznie w wyniku braku wdrożenia jakiejkolwiek terapii, a postawione na przełomie sierpnia i września 2023 diagnozy ani trochę się nie zdezaktualizowały. Zamiast więc raz jeszcze zanurzać się w istocie problemu, warto spojrzeć do przodu i zadać sobie pytanie, czego oczekujemy od Gerhardssona i jego piłkarek w perspektywie lutowego zgrupowania. Bo tak, nawet dwa mecze z przeciwnikiem prezentującym zdecydowanie niższą, sportową jakość mogą potencjalnie okazać się dla nas naprawdę wartościowe, jeżeli tylko spełnionych zostanie kilka niezbędnych warunków. I żeby było jeszcze ciekawiej, nie są one wcale przesadnie trudne do zrealizowania, choć wszystkie wymagają odrzucenia fałszywego poczucia samozadowolenia, a także błogiego dobrostanu, który to z niewiadomych do końca przyczyn towarzyszył ostatnimi czasy nie tylko szwedzkim trenerom, ale i zawodniczkom.


Po pierwsze – dajmy sobie opcje

Oczywiście, nie mamy tak szerokiego zaplecza, aby kwestię powołań rozstrzygać w puli stu lub więcej nazwisk. W żadnym stopniu nie usprawiedliwia to jednak naszych trenerów, którzy w ostatnim półroczu popadli w taką rutynę, że wyjściową jedenastkę, ustawienie, a także indywidualne zadania każdej ze szwedzkich piłkarek na długo przed pierwszym gwizdkiem bezbłędnie czytali absolutnie wszyscy, z kolejnymi rywalkami włącznie. A jakieś niesprawdzone wciąż opcje do wypróbowania jednak mamy, o czym świadczą chociażby ponadprzeciętne występy na europejskiej scenie zawodniczek Häcken, czy obiecujące, zimowe debiuty w poważnych ligach zagranicznych. Przed nami jeszcze dwie ostatnie okazje do ewentualnych testów, więc pora na apel: dajmy wreszcie sobie szansę! Ale taką prawdziwą, bo wpuszczanie Rosy Kafaji lub Anny Anvegård na kilkadziesiąt ostatnich sekund w starciach Ligi Narodów było bardziej siarczystym policzkiem niż jakąkolwiek nobilitacją.

Po drugie – pokażmy piłkarską jakość

Zgadza się, stałe fragmenty gry to niezwykle istotny, a na dodatek trudny do perfekcyjnego opanowania element piłkarskiego rzemiosła. Z tego też powodu nisko pochylamy głowę na samą myśl o liczbach, jakie szwedzka kadra regularnie wykręca na tym polu w zasadzie od samego początku selekcjonerskiej kadencji Gerhardssona. Z drugiej jednak strony, w futbolu – dokładnie tak jak w życiu – niezwykle ważny jest balans. A jeśli w rozegranych w 2022 roku dwóch starciach z Portugalią osiem z dziewięciu goli strzelamy bezpośrednio po stałych fragmentach, to pewne proporcje ewidentnie zostały tu zaburzone. Tablica wyników oczywiście w ogóle na tym nie ucierpiała, ale jeśli chcemy myśleć o zbudowaniu czegoś trwałego, to warto swoje największe atuty dywersyfikować. Bo gdy posiadamy wyłącznie jeden, choćby i dopracowany do absolutnej perfekcji, to zawsze istnieje ryzyko, że ktoś prędzej czy później skutecznie wytrąci go nam z ręki. A wtedy zostaniemy (prawie) z niczym.

Po trzecie – pamiętajmy o przyszłości

Każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że świat nie kończy się jutro. Niektórzy zdają się jednak zapominać, że ów koniec nie nastąpi również bezpośrednio po kolejnej, wielkiej imprezie piłkarskiej. Jasne, kadra to nie obóz dla wyjątkowo utalentowanych dzieciaków i nie ma w niej miejsca na powoływanie kogokolwiek na zachętę, ale chyba jeszcze gorszą opcją wydaje się powoływanie za zasługi. Bo domem sportowego weterana pierwsza reprezentacja również zdecydowanie stawać się nie powinna, a w pewnym, skandynawskim kraju ktoś najwyraźniej o tym oczywistym skądinąd fakcie zapomniał. Tak, najbliższy mecz, turniej, czy cykl eliminacyjny bez względu na wszystko zawsze powinien być priorytetem numer jeden, ale pewna, naturalna ciągłość powinna być wyraźnie dostrzegalna również w tak specyficznym środowisku jak reprezentacja. W przeciwnym bowiem razie, mocno ryzykujemy wpadnięcie w tzw. rocznikową dziurę, z której to wydostać się wcale nie będzie łatwo, szczególnie biorąc pod uwagę popularyzację naszej dyscypliny oraz będący jej bezpośrednim następstwem lawinowy przyrost liczby piłkarek w wielu krajach świata.

Po czwarte – odzyskajmy utraconą radość

Wiadomo, Hiszpanią czy Japonią nigdy najpewniej nie zostaniemy i trzeba się z tym po prostu pogodzić. Nie oznacza to jednak, że od razu musimy szukać sobie miejsca po dokładnie przeciwnej stronie futbolowego firmamentu. Fakt, że szwedzka kadra niezwykle rzadko wybierana jest przez niezaangażowanych emocjonalnie kibiców jako inspiracja, a wielu neutralnych fanów podczas finałów wielkich imprez wręcz podświadomie czeka na jej odpadnięcie, nie wziął się jednak z niczego. Wszak zdecydowana większość z nas zakochała się w futbolu ze względu na piękne, wyjątkowe i niewarunkowane niczym emocje, które ta gra w nas wywołuje. Drużyna, która na murawie prezentuje styl toporny, oparty w znacznym stopniu na zazwyczaj skutecznych wrzutkach na głowę Eriksson/Ilestedt/Sembrant/Hurtig/Blackstenius (niepotrzebne skreślić), a dodatkowo poza nią – głosami swoich największych gwiazd – prezentuje wieczne niezadowolenie, narzekając na wszystko i wszystkich wokół, tłumów raczej nie porwie. Najwyższy czas odszukać w sobie tę radość, która popchnęła każdą z naszych zawodniczek do pójścia na pierwszy w życiu trening i ponownie zaprezentować ją światu. A przede wszystkim sobie samym.

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!