Coraz bliżej celu [WIDEO]
Świat UEFA Women's Champions League UEFA Womens Champions League

Coraz bliżej celu [WIDEO]

larisey
Kanadyjka Clarissa Larisey pokazała się na Bravida Arenie z bardzo dobrej strony (Fot. Bildbyrån)

 Na ten wieczór, na ten dzień, na ten być może jedyny i niepowtarzalny moment kibice obu stojących u progu dokonania czegoś absolutnie historycznego klubów czekali z narastającym niepokojem. W Hisingen obawiano się przede wszystkim mocno niefortunnego terminu meczu, a także potencjalnej zimowej wyprzedaży kadry, która dopiero co każdym kolejnym pucharowym występem wprawiała w niekłamany zachwyt całą piłkarską Europę. We francuskiej stolicy z niepokojem wysłuchiwano za to coraz to nowych komunikatów meteorologicznych, uprzejmie donoszących, że oto na zachodnim wybrzeżu Szwecji niezmiennie wieje silny wiatr, a odczuwalna temperatura późnym wieczorem waha się w okolicach dwudziestu kresek poniżej zera. Wspólnym dla obu obozów zmartwieniem były ponadto kwestie natury zdrowotnej, gdyż nie da się ukryć, że w ostatnich miesiącach kontuzje i choroby skutecznie zdziesiątkowały kadrę niejednego klubu, bezlitośnie niwecząc w ten sposób ambitne, sportowe plany. Na szczęście los okazał się ostatecznie umiarkowanie łaskawy, dzięki czemu udało się uniknąć zarówno plagi urazów, jak i ekstremalnych doznań pogodowych, w związku z czym kwestię awansu jednego z zespołów do ćwierćfinału obecnej edycji Ligi Mistrzyń rozstrzygnąć miało wyłącznie boisko. I nawet jeśli jego płyta koniec końców znajdowała się w stanie dalekim od idealnego (bo o tej porze roku zwyczajnie nie da się inaczej), to przynajmniej mogliśmy żywić nadzieję, że o najważniejszych rozstrzygnięciach w grupie D zdecydują przede wszystkim aspekty piłkarskie, a nie czysty przypadek lub krótkowzroczność decydentów z UEFA. Cóż, na początek dobre i to…

Gdy jednak wybrzmiał pierwszy gwizdek rumuńskiej sędzi, przestaliśmy kłopotać się takimi drobnostkami jak kontrowersyjne decyzje działaczy, bo od tej chwili liczyło się tylko i wyłącznie to, co na murawie. A na niej nie serwowano nam bynajmniej wybitnego spektaklu, co najbardziej dobitnie podkreśla fakt, iż na pierwszy konkret pod którąkolwiek z bramek musieliśmy poczekać aż do dwudziestej minuty. Jak już się jednak doczekaliśmy, to asystentka pani Demetrescu, do spółki ze stoperką z Paryża Teninssoun Sissoko, zaserwowały nam prawdziwe trzęsienie ziemi. A sekwencja wydarzeń była następująca: pozyskana z Turbine Poczdam defensorka, jak najbardziej słusznie przekonana o tym, że zagrywana przez Clarissę Larisey futbolówka całym obwodem przekroczyła linię bramkową, zdecydowała się zatrzymać piłkę ręką we własnym polu karnym. Ku zaskoczeniu nawet miejscowych zawodniczek, pani arbiter wskazała jednak pewnym gestem na jedenasty metr i ani myślała słuchać w tej sprawie głośnych i energicznych protestów gościń z Francji. Przed wymarzoną wręcz szansą na otwarcie wyniku stanęła więc Rosa Kafaji, ale liderka ofensywy Häcken tym razem przegrała piłkarską wojnę nerwów z Chiamaką Nnadozie, która tym samym kolejny już raz stała się postacią dla Paris FC absolutnie kluczową. Kilka chwil później gospodynie stworzyły sobie jeszcze jedną naprawdę dogodną okazję, kiedy to zaledwie dwa perfekcyjne, prostopadłe podania wystarczyły, aby puścić w bój dynamiczną Monicę Jusu Bah. Występująca do niedawna w Umeå dwudziestoletnia skrzydłowa bez większego trudu poradziła sobie w pojedynku biegowym ze zdecydowanie bardziej od niej doświadczoną Julie Soyer, ale o ile pod względem szybkości wszystko się u młodzieżowej reprezentantki Szwecji zgadzało, o tyle co do precyzji strzału mogliśmy już zgłaszać zastrzeżenia. Trzeci zespół francuskiej Division 1 mocniej przycisnął dopiero w samej końcówce pierwszej części gry, ale to podopieczne trenera Linda mogły schodzić do szatni zdecydowanie bardziej ukontentowane. Po pierwsze, na tablicy wyników wciąż widniał w pełni akceptowalny z ich perspektywy rezultat. Po drugie, to one były przed przerwą zdecydowanie bliższe tego, aby choć raz pokonać golkiperkę rywalek.

Druga połowa rozpoczęła się zresztą równie obiecująco, gdyż wspomniana Jusu Bah raz jeszcze postanowiła sprawdzić czujność nigeryjskiej golkiperki z Paryża i ponownie górą wyszła z tej konfrontacji ta ostatnia. Kolejne minuty to już jednak coraz większa dominacja gościń, które jedynie w pierwszym kwadransie po wznowieniu gry oddały na bramkę Jennifer Falk dwa razy więcej strzałów niż w początkowych 45 minutach. Inna sprawa, że zawodniczki Häcken nierzadko same prowokowały to zagrożenie, zupełnie niepotrzebnie bawiąc się futbolówką na wysokości własnego pola karnego. Bo nawet jeśli próbę cierpliwego rozegrania akcji od formacji defensywnej zawsze cenić będziemy wyżej niż rozpaczliwe wybijanie byle dalej, to piłkarki z Bravida Areny wykazywały się w tym temacie zbyt daleko posuniętą konsekwencją, w efekcie czego trochę niefrasobliwe zagrania Rybrink, Luik, czy Fossdalsy rozgrzewały miejscowych kibiców lepiej niż mocna kawa połączona z napojem energetycznym. Na szczęście dla gospodyń, trzeci zespół Division 1 z otrzymanych prezentów skorzystać ostatecznie nie potrafił, choć serca niewątpliwie biły nam wszystkim zdecydowanie szybciej, gdy Falk wygrywała pojedynek sam na sam z Gaetanane Thiney, a pozostawiona kompletnie bez opieki Clara Mateo w sobie tylko znany sposób przeniosła futbolówkę nad poprzeczką szwedzkiej bramki. Trenerka Sandrine Soubeyrand próbowała jeszcze szukać zwycięskiego gola, dokonując w składzie swojego zespołu kilku ciekawych roszad personalnych. Na murawie pojawiły się kolejno bramkostrzelna Mathilde Bourdieu, nieobliczalna Kaja Korosec, czy wreszcie uznawana za wielki, choć jeszcze nieoszlifowany w pełni talent Malween N’Dongala, ale tego wieczora żadnej z nich nie dane było wystąpić na pucharowej scenie w roli nieoczywistej bohaterki. Dość nieoczekiwanie, zdecydowanie najbliżej tego zaszczytu znalazła się w doliczonym czasie gry rezerwowa Häcken Ruby Grant, ale z jej strzałem – co nie będzie zapewne wielkim zaskoczeniem – także poradziła sobie Nnadozie, a to z kolei równało się z tym, że zimowy bój o ćwierćfinał nie doczekał się ostatecznie rozstrzygnięcia.

Bezbramkowy remis oznacza wprawdzie, że fani z Hisingen muszą chwilowo schować przygotowane uprzednio szampany z powrotem do lodówki, ale perspektywa awansu Häcken do najlepszej ósemki Ligi Mistrzyń cały czas przedstawia się więcej niż obiecująco. Upragniony ćwierćfinał stanie się bowiem faktem, jeżeli za tydzień spełniony zostanie przynajmniej jeden z dwóch warunków, którymi są zwycięstwo podopiecznych Maka Linda w Madrycie oraz brak zwycięstwa Paris FC nad londyńską Chelsea. I o ile scenariusz idealny zakłada, że wicemistrzynie Szwecji zafundują sobie triumfalny powrót z hiszpańskiej stolicy, o tyle chyba nieco bardziej realny wydaje się na ten moment awans wywalczony przy delikatnej pomocy liderek FA WSL. Jakkolwiek by się to jednak nie skończyło, pucharowa wiosna na Bravida Arenie wciąż pozostaje w pełni realną wizją, co samo w sobie jest już chyba najlepszą nagrodą dla wszystkich utożsamiających się na co dzień z klubem z zachodniego wybrzeża.

bkhpfc

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!