Sen nocy zimowej
Publicystyka Świat UEFA Women's Champions League UEFA Womens Champions League

Sen nocy zimowej

larisey
Prosimy nie regulować odbiorników! Clarissa Larisey naprawdę ukłuła właśnie defensywę Chelsea (Fot. DAZN)

 Nic nie musiały, ale mogły bardzo wiele i jak najbardziej zdecydowały się z tego prawa skorzystać. Piłkarki Häcken już pięciokrotnie dawały nam w obecnym sezonie Ligi Mistrzyń mnóstwo powodów do dumy i szósty, rozegrany przy głośnym dopingu wyprzedanej niemal do ostatniego miejsca Bravida Areny, nie okazał się w tej kwestii wyjątkiem. A my, po ostatnim gwizdku prowadzącej to pasjonujące spotkanie sędzi Ewy Augustyn, jeszcze długo zastanawialiśmy się, jakim sposobem w zasadzie znikąd trafiliśmy do rzeczywistości, w której w połowie grudnia wicemistrzynie Szwecji rozgrywają kapitalny dwumecz przeciwko mistrzyniom Anglii, słysząc przy tym słowa uznania płynące z każdego zakątka kontynentu.

Przed tygodniem na Stamford Bridge chwalić mogliśmy przede wszystkim niezwykle konsekwentną i do bólu pragmatyczną defensywę. Dziś jednak podopiecznym trenera Linda wystarczyło zaledwie 90 sekund, aby wykreować pierwszą i absolutnie nie ostatnią okazję do pokonania Zeciry Musovic. Wszystko rozpoczęło się od efektownego dryblingu Rosy Kafaji, a zakończyło na chytrym, niesygnalizowanym strzale Anny Anvegård, który pochodząca z Dalarny golkiperka mogła jedynie odprowadzić wzrokiem. Na jej szczęście, futbolówka zatrzymała się na poprzeczce, ale w 26. minucie defensywa z Londynu tyle powodów do zadowolenia już nie miała. Długie, kilkudziesięciometrowe podanie od Elmy Nelhage doskonale uruchomiło Monicę Jusu Bah, pozyskana z Umeå napastniczka w swoim stylu podciągnęła akcję lewym skrzydłem, a ostateczną pieczątkę jakości postawiła na tym wszystkim nabiegająca na wprost bramki Clarissa Larisey. Powracającej do gry po długiej przerwie Kanadyjce było jednak najwyraźniej mało, gdyż tylko przytomność umysłu i szybka reakcja Musovic sprawiła, że po chwili Häcken nie znalazł się na prowadzeniu. Była snajperka Celtiku w tempo ruszyła do piłki zgranej przez Annę Anvegård, ale to szwedzka bramkarka ostatecznie znalazła się przy niej o ułamek sekundy pierwsza.

T5 lak, to po stronie Chelsea było więcej strzałów, bramkowych sytuacji, czy wreszcie minut spędzonych w ataku pozycyjnym. Ale gospodynie żadną miarą nie ograniczały się na murawie wyłącznie do roli statystek lub zawodniczek mających na celu jedynie skuteczne wybijanie bardziej renomowanych przeciwniczek z rytmu. I ów fakt trzeba jasno i wyraźnie podkreślić. Trener Lind przygotował wraz ze swoim sztabem jasny i konkretny plan, który zakładał także elementy gry ofensywnej, a piłkarki w żółto-czarnych strojach z niesamowitą precyzją go realizowały. Raz jeszcze moglibyśmy napisać o tym, że gospodynie bez lęku wchodziły w fizyczne pojedynki (od czasu do czasu nawet je wygrywając!), nie bały się zaangażować większej liczby zawodniczek w ofensywny wypad, a w okolicach własnej szesnastki zamiast bezmyślnego wybijania oglądaliśmy raczej przemyślane zagrania zaczepne. I jedno z nich, przeprowadzone tuż po przerwie, ponownie mogło przynieść wicemistrzyniom Szwecji bramkową zdobycz. Anna Anvegård raz jeszcze obiła jednak poprzeczkę, a z dobitką Kafaji nie bez trudu poradziła sobie Musovic. I możemy tylko żałować, że zaledwie chwilę później precyzyjny strzał Erin Cuthbert raz jeszcze wyprowadził Chelsea na prowadzenie, bo naprawdę wystarczyło trochę więcej szczęścia, a ten konkretny fragment meczu mógł potoczyć się całkowicie inaczej. Trzeba jednak podkreślić, że zarówno przy próbie reprezentantki Szkocji, jak i w sytuacji, gdy wynik spotkania jeszcze w pierwszym kwadransie otworzyła Samantha Kerr, rozgrywająca naprawdę udane zawody Jennifer Falk nie miała najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Dwudziestokrotna reprezentantka Szwecji próbkę swoich umiejętności pokazała natomiast broniąc bardzo nieprzyjemne strzały Lauren James, czy najlepszej i najbardziej aktywnej w drużynie gościń Johanny Kaneryd.

Końcówkę meczu faworytki z Londynu już wyraźnie i niepodważalnie kontrolowały, a sprawę mocno ułatwiło im jeszcze jedno trafienie autorstwa Erin Cuthbert. Rozmiary porażki w czwartej minucie doliczonego czasu gry zmniejszyła jeszcze żegnająca się za niespełna dwa tygodnie z klubem z Västergötland Molly Johansson, ale polska sędzia z sobie tylko znanych przyczyn dopatrzyła się w tej sytuacji spalonego. Kibice z Hisingen nie tracili jednak ducha i mieli w tej kwestii rację, gdyż nawet honorowa porażka z mistrzyniami i aktualnymi liderkami WSL nie zmienia w sposób dramatyczny sytuacji Häcken w tabeli, a ostatni tydzień stycznia wciąż może okazać się datą, do której na zachodnim wybrzeżu wracać będą pamięcią latami. Szczególnie, że w grze o ćwierćfinał realnie pozostają już tylko piłkarki z Paryża, które dziś wieczorem niespodziewanie poradziły sobie z madryckim Realem na Alfredo di Stefano po golu Gaetane Thiney z rzutu karnego. A skoro tak, to z tym większym zaciekawieniem czekamy na to, co przyniosą nam zapowiadające się zdecydowanie bardziej atrakcyjnie niż zazwyczaj pierwsze tygodnie nowego roku, ze szczególnym wskazaniem na 24. dzień stycznia.

UWAGA: fakt, że tekst został wyjątkowo opublikowany dzisiaj absolutnie nie wynika z faktu, że obraziłem się na Rosengård i od tej pory zamierzam w ten sposób bojkotować boiskowe popisy ekipy ze stolicy Skanii. Powodem takiej sytuacji jest fakt, że dwa najbliższe dni spędzę w podróży i zwyczajnie nie byłoby czasu i fizycznej możliwości na przedstawienie tekstowo-graficznej relacji na satysfakcjonującym mnie poziomie. Piłkarkom z Malmö niezmiennie życzę jednak dobrego występu w Barcelonie i trzymam kciuki, aby ich styczniowe, pucharowe mecze wciąż miały znaczenie nie tylko prestiżowe.


bkhche

Tabela grupy D:

gpd

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!