Kolejny stracony dzień. Szwajcaria lepsza od Szwecji [WIDEO]
Świat

Kolejny stracony dzień. Szwajcaria lepsza od Szwecji [WIDEO]

suiswe2

W ten sposób padł gol, który zapewnił Szwajcarkom premierowe punkty w Lidze Narodów (Fot. Bildbyrån)

 Czy można uparcie powtarzać tę samą czynność i oczekiwać przy tym innych rezultatów? Oczywiście. Czy jest to jakkolwiek rozsądna taktyka? Tutaj zdania byłyby już podzielone, bo w szwedzkim sztabie szkoleniowym ewidentnie hołdują teorii, że faktycznie ma to sens. W praktyce jednak piąty mecz Ligi Narodów ponownie pokazał nam dokładnie tę samą wersję kadry Petera Gerhardssona i nie był to niestety miły dla oka obrazek. Raz jeszcze obejrzeliśmy bowiem zespół będący zbieraniną zawodniczek o sporym potencjale indywidualnym (choć w dużej części już w wersji post-prime), całkowicie pozbawiony jednak pasji, błysku i pozytywnego impulsu, którego ta grupa piłkarek od dłuższego już czasu ewidentnie potrzebuje niczym tlenu. Paradoksalnie, dzisiejszy mecz w Lucernie wcale nie był najgorszym popisem naszych kadrowiczek w ostatnich miesiącach pod względem sportowym. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że o ile w dwumeczu z Włoszkami, czy w starciu z Helwetkami na Gamla Ullevi wchodziły nam stałe fragmenty, tak dziś futbolówka nijak nie chciała wpadać do bramki strzeżonej przez Elvirę Herzog. Sama gra wyglądała jednak równie topornie, co zwykle i nie ma przypadku w tym, że zarówno na mundialu, jak i w okresie bezpośrednio po nim, naszą najlepszą snajperką niezmiennie pozostaje stoperka.

O samym meczu napisać możemy tyle, że gospodynie na prowadzenie powinny wyjść jeszcze przed upływem sześćdziesięciu sekund gry, ale Geraldine Reuteler w nieprawdopodobny sposób zmarnowała niemal stuprocentową, bramkową okazję. Równie szybko nadeszła jednak konkretna odpowiedź ze strony Nathalie Björn, a po chwili szwajcarską golkiperkę RB Lipsk przetestowała Madelen Janogy. Rozgrywany przy uporczywie padającym śniegu mecz rozpoczął się zatem na niezwykle wysokiej intensywności, ale to naszym rywalkom jako pierwszym udało się podczas tej szalonej wymiany wyprowadzić celny cios. W szóstej minucie dokonała tego niechciana latem w Barcelonie Ana Maria Crnogorcevic, która zresztą miała w szwedzkim polu karnym tyle wolnego miejsca, że chyba sama była takim stanem rzeczy zaskoczona. Jak się jednak miało okazać, skonfundowanych twarzy było tego wieczora na Swissporarenie zdecydowanie więcej, gdyż teoretycznie podrażnione szybko straconym golem Szwedki ani trochę nie przypominały zespołu pragnącego błyskawicznie zatrzeć niekorzystne wrażenie. Trochę mocniej na szwajcarską defensywę udało się wreszcie nacisnąć w okolicach… dwudziestej minuty drugiej połowy, kiedy to gospodynie zaczynały powoli opadać z sił, a Gerhardsson ratował się wprowadzaniem na plac gry pierwszych zmienniczek. I rzeczywiście, Amanda Nildén, a nieco później również Matilda Vinberg oraz Anna Sandberg wniosły do gry sporo ożywienia, ale odwrócić niekorzystnego wyniku tym razem się niestety nie udało. Choć pomocniczka mistrzowskiego Hammarby była tego niezwykle bliska, gdy futbolówka po jej strzale odbiła się od wewnętrznej części słupka i wyszła w pole. Choć z perspektywy czasu, to może stało się nawet i bardziej sprawiedliwie, gdyż to Helwetki swoją boiskową postawą zdecydowanie bardziej zasłużyły na to, aby po ostatnim gwizdku cieszyć się z kompletu punktów. I bynajmniej nie dlatego, że miały więcej z gry, lecz dlatego, że wykazały zdecydowanie więcej determinacji, aby po to zwycięstwo sięgnąć. Tymczasowy selekcjoner Reto Gertschen zaliczył więc tym samym debiut marzeń, gdyż chyba nawet on nie spodziewał się, że już w pierwszym podejściu poprowadzi do trzech punktów zespół, który od mniej więcej dwóch lat nie potrafi w oficjalnym meczu pokonać żadnego poważnego rywala. Bo tak, pomimo wszelkich słów krytyki szwedzką kadrę wciąż postrzegamy w tych kategoriach.

Możemy oczywiście na siłę wyciągać, że przebłyski lepszej gry miały dziś Angeldal, czy Kaneryd, bo akurat tę dwójkę jak najbardziej widzimy w rolach liderek nowego zespołu, który właśnie w tej chwili powinien nabierać na naszych oczach kształtu. Stosunkowo przyzwoite momenty, szczególnie w swojej ofensywnej wersji, miała także Nathalie Björn, która całościowo zaliczyła jednak niesamowicie nierówny występ. Inna sprawa, że do teraz nie rozumiemy, dlaczego Gerhardsson zdecydował się wystawić wspomnianą Björn na prawej stronie formacji obronnej, podczas gdy w środku pola dzielnie biegała Hanna Lundkvist. Wydaje się, że zdecydowanie bardziej intuicyjna byłaby dokładnie odwrotna konfiguracja, ale sztab szkoleniowy najwyraźniej zdecydował inaczej. I jak się okazało: racji chyba jednak nie miał. Takie wyciąganie pojedynczych wisienek z reprezentacyjnego tortu wydaje się jednak kompletnie bezcelowe, gdyż mi osobiście z pokrytą śniegiem, zimową Lucerną na zawsze kojarzyć się będzie kompletnie inny obrazek. Pamiętacie może złość Rosy Kafaji, czy Mariki Bergman Lundin, gdy trener Lind zdecydował się ściągnąć je z boiska przy niekorzystnym wyniku kluczowego meczu z Hammarby? A może kojarzycie wzrok kapitanki beniaminka z Norrköping My Cato, gdy ta wychodziła z tunelu na rozgrywane przy wypełnionej po brzegi Platinumcars Arenie derby Östergötland? No właśnie, tam od razu dało się dostrzec bezgraniczną pasję do futbolu i gotowość rywalizacji o każdy milimetr murawy. Tymczasem schodzące z placu gry w Lucernie reprezentantki Szwecji swoją mową ciała zdradzały przede wszystkim rezygnację oraz chęć jak najszybszego założenia ciepłej kurtki i napicia się ciepłego napoju. Jasne, mamy zimę i każdemu o tej porze roku (o innej zresztą też) ma prawo być zimno. Tego oczywistego faktu nikt nie będzie ani oceniać, ani tym bardziej kontestować. Tyle tylko, że na przykład w równie bliskim mi środowisku teatralnym istnieje dość popularne powiedzenie, że jedynie artysta głodny to artysta płodny. A doświadczenie wyniesione z kilkunastu lat podróży po światowych stadionach przekonało mnie, że słowa te możemy z powodzeniem odnosić również do futbolu. Podstawowy problem polega jednak na tym, że kadra Gerhardssona od wielu miesięcy sprawia wrażenie nawet nie sytej, co ociężałej z przejedzenia. A Kaneryd i Angeldal, pomimo najszczerszych chęci, we dwójkę tego wózka nie pociągną dalej niż do zwycięskich baraży o pozostanie w najwyższej dywizji. Bo mając na uwadze niespodziewany triumf Włoszek na hiszpańskiej ziemi, perspektywa lutowej rywalizacji z Węgrami czy inną Słowacją, stała się właśnie niezwykle realnym scenariuszem.

suiswe

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!