Dzień jeden w roku
Damallsvenskan Ligi Świat

Dzień jeden w roku

hifbkh

Zwycięstwo w meczu dekady smakuje jeszcze lepiej na wypełnionej niemal po brzegi Tele2 Arenie (Fot. Hammarby IF)

 Stali bywalcy tej witryny doskonale zdają sobie sprawę z tego, że na co dzień staramy się unikać tutaj skrajnych emocji i nazbyt mocnych słów. Wiadomo, epoka wszechobecnego clickbaitu rządzi się swoim prawami, ale na szczęście wciąż istnieją miejsca, gdzie szacunek do czytelnika ceni się zdecydowanie wyżej niż licznik odsłon. I to przede wszystkim z tego powodu niezwykle rzadko przeczytacie tu o meczach rokutransferach stulecia, czy hiper-super-sensacyjnych rozstrzygnięciach, które w równoległej rzeczywistości dziwnym trafem zdarzają się po kilka razy w tygodniu. Czasami jednak nadchodzi taki dzień i takie wydarzenie, że nawet najbardziej doniosłe słowa zdają się być jak najbardziej na właściwym miejscu. I nie ma co ukrywać, że dzisiejsze starcie na wypełnionej ponad piętnastoma tysiącami widzów Tele2 Arenie w Sztokholmie, było dokładnie takim wyjątkiem. Bo biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, na mecz o zbliżonej randze szwedzka piłka klubowa czekała aż jedenaście długich lat. Jesienią 2012 w bezpośredniej potyczce o tytuł zmierzyły się ekipy z Malmö i Tyresö, a dziś przyszło nam emocjonować się rywalizacją piłkarek Hammarby oraz Häcken. I choć widowiska te różniły się od siebie niemal wszystkim, to nietrudno odnaleźć w nich jeden element wspólny: w obu przypadkach zespół ze stolicy okazywał się ostatecznie o jedno trafienie lepszy.

Tym razem nie było jednak mowy o żadnym zachowawczym 1-0, a prawdziwe emocje rozgorzały na dobre zanim wszyscy kibice zdążyli jeszcze zająć na trybunach przypisane im miejsca (z powodu długich kolejek do stadionowych kołowrotków pierwszy gwizdek i tak opóźniono o kilkanaście minut). Pozytywnie naładowanym gospodyniom wystarczyło bowiem zaledwie dziewięćdziesiąt sekund, żeby Smilla Vallotto zagrała świetną, prostopadłą piłkę, a Madelen Janogy sprytnie dała się powalić w szesnastce gościń Marice Bergman Lundin. Protesty ławki rezerwowych z Hisingen nie przyniosły wiele pożytku, sędzia Lovisa Johansson bez wahania wskazała na wapno, a próbę nerwów z Jennifer Falk kapitalnie wytrzymała Eva Nyström. Szybko stracony gol ani trochę nie podłamał jednak podopiecznych trenera Maka Linda i jeszcze przed upływem inauguracyjnego kwadransa dwie wyborne okazje do wyrównania stanu rywalizacji miała Anna Anvegård. Za pierwszym razem na drodze do pełni szczęścia stanął jej jednak słupek, a za drugim – zresztą nie po raz ostatni tego wieczora – rewelacyjna Anna Tamminen. Sam mecz niezmiennie toczył się jednak na niespotykanej często w Damallsvenskan intensywności, a okazje tworzone były z mniej więcej zbliżoną częstotliwością pod obiema bramkami. Z tą jednak różnicą, że o ile gościnie nijak nie potrafiły skierować futbolówki do siatki, o tyle zawodniczki Bajen czyniły to z chirurgiczną wręcz precyzją. Na 2-0 podwyższyła rozgrywająca do tego momentu pierwszoplanową partię Madelen Janogy, a trzeci cios niedługo później wyprowadziła przytomnie podłączająca się do akcji na lewym wahadle Jonna Andersson, korzystając zresztą z równie przemyślanego odegrania Ellen Wangerheim. Stadionowy zegar wskazywał wówczas 23. minutę, a Häcken, który przyjechał do Sztokholmu przypieczętować drugi w historii klubu mistrzowski tytuł, ewidentnie znalazł się na deskach, sprawiając przy tym wrażenie wyraźnie zamroczonego.

Jeśli jednak jest w naszej lidze klub, dla którego sytuacje beznadziejne po prostu nie istnieją, to szukać należy go właśnie w Hisingen. Wicemistrzynie Szwecji przecież dopiero co dwukrotnie odwracały losy rywalizacji w eliminacjach Ligi Mistrzyń, więc i tym razem – zamiast lamentować – postanowiły błyskawicznie zabrać się do odrabiania strat. Taktyczna zmiana Katariiny Kosoli na Elmę Nelhage, płynne przejście na ustawienie z trójką stoperek, Bergman Lundin rehabilitująca się za trochę nieprzemyślany faul z drugiej minuty i Hanna Wijk precyzyjnie, choć nieco szczęśliwie pakująca piłkę do siatki pod brzuchem Tamminen – tak wyglądała w telegraficznym skrócie odpowiedź Os z Västergötland. A będąc nieco bardziej precyzyjnym: jej pierwsza część, ponieważ Häcken nie zamierzało zadowalać się honorowym trafieniem na 1-3. Jeszcze przed przerwą upragniony kontakt mogła dać swojej drużynie Rosa Kafaji, ale i ona obiła jedynie słupek sztokholmskiej bramki. Początek drugiej połowy to znów optyczna przewaga gościń, choć piłkarkom trenera Pinonesa-Arce stosunkowo długo udawało się wybijać rozpędzające się rywalki z optymalnego z ich perspektywy rytmu. Błyskawicznie zauważył to Mak Lind, a jego reakcją było zastąpienie Kafaji oraz Felicii Schröder dwójką dynamicznych skrzydłowych w osobach Aishy Masaki i Moniki Jusu Bah. Coraz bardziej zmęczone piłkarki Hammarby miały olbrzymie trudności ze zneutralizowaniem funkcjonującej na niesamowicie wysokich obrotach maszyny z Hisingen, choć Simone Boye do spółki z Alice Carlsson znów robiły naprawdę wiele, aby skutecznie czyścić przedpole bramki Anny Tamminen. Bywało jednak, że w drodze po upragnione zwycięstwo ponownie trzeba było liczyć na przychylność fortuny, a ta – zupełnie jak kilkadziesiąt minut wcześniej – raz jeszcze uśmiechnęła się do zawodniczek z Södermalm, gdy więcej niż stuprocentowej okazji nie wykorzystała Jusu Bah. Rezerwowa Häcken swoje i tak zdążyła jeszcze zrobić, gdyż to właśnie jej centra na głowę Masaki sprawiła, że w sektorze gości na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry znów zaczęła tlić się nadzieja. Zawodniczkom z zachodniego wybrzeża do zachowania jak najbardziej korzystnego z ich punktu widzenia statusu quo wystarczał przecież remis, a od tej chwili dzielił je od niego zaledwie jeden gol. A ten najpewniej padłby po sytuacyjnym strzale Anny Sandberg, z którym jednak w sobie tylko znany sposób poradziła sobie Tamminen. I raz jeszcze, zupełnie jak w meczach przeciwko Djurgården, Uppsali, Rosengård, Kristianstad i wielu, wielu innych, rywalki Hammarby w najważniejszym momencie meczu odbiły się od fińskiej ściany, a zamiast koronacji mieliśmy na koniec piłkarskiego weekendu zmianę na fotelu liderek. I bez względu na to, co wydarzy się w najbliższą sobotę, chyba nikt nie ma wątpliwości, do kogo powinna trafić w bieżącej kampanii statuetka MVP.

Na innych arenach:

Jako się rzekło, mecz dekady nie trafie się co tydzień, ale na innych ligowych arenach także działo się w ostatnich godzinach całkiem sporo. A skoro tak, to czas na subiektywny speedrun po najciekawszych wydarzeniach, które mogły was ominąć, gdy na przykład byliście w drodze na Tele2 Arenę:

Czas wzruszających pożegnań w Kristianstad. Po kilkunastu latach w pomarańczowych barwach z klubem ze wschodniej Skanii rozstają się Mia Carlsson, Therese Ivarsson oraz trenerka Elisabet Gunnarsdottir. Terminarz ułożył się o tyle ciekawie, że ostatnim domowym meczem było dla wspominanej trójki derbowe starcie z Rosengård, a każdy wynik poza porażką miejscowych oznaczał, że Kristianstad po raz pierwszy w historii zakończy rozgrywki wyżej od zdecydowanie bardziej utytułowanego, lokalnego rywala. Bardzo długo zanosiło się jednak, że przyjezdne z Malmö skutecznie wcielą się w rolę party poopers, a to wszystko za sprawą akcji nieco zapomnianego tej jesieni duetu Olivia Schough – Jessica Wik. Tuż przed końcem spotkania do remisu strzałem głową doprowadziła jednak Emmi Alanen, a uczyniła to w stylu tak efektownym, że choćby dla tej jednej akcji warto odwinąć sobie derbowy skrót.

Örebro zostaje w Damallsvenskan na kolejny rok (no, chyba że komisja licencyjna zdecyduje inaczej)! Nieco ponad trzy miesiące temu Audrey Harding lamentowała, że futbol to bardzo niesprawiedliwa dyscyplina sportu, a inspiracją do wygłoszenia tej odważnej skądinąd tezy był fakt, że Uppsala wywiozła z Behrn Areny komplet punktów, choć z przebiegu gry ani trochę na to nie zasługiwała. Od tamtych chwil minęło jednak trochę czasu, w Svartån zdążyło już upłynąć trochę wody, a my ponownie przekonaliśmy się, że z tym futbolowym bilansem szczęścia i pecha koniec końców wychodzi najczęściej na zero. Tym razem role całkowicie się bowiem odwróciły i to Örebro cieszyło się ze zwycięstwa w meczu, którego w teorii wygrać nie miało prawa. A w pomeczowym wywiadzie to Agnes Nyberg mogła jedynie zastanawiać się dlaczego po strzałach Danielsson i Sarjanoji futbolówka wtaczała się do siatki, a po równie dopieszczonych próbach Ries i Folkesson fani w Uppsali jedynie z niedowierzaniem łapali się za głowy.

W Piteå spadły już pierwsze, listopadowe śniegi, a na LF Arenie ekipa Stellana Carlssona wzorowo wypunktowała Brommę. Nieoczywistą bohaterką Norrbotten została tym razem Selina Henriksson, która miała bezpośredni udział przy obu ustawiających mecz golach w pierwszej połowie. Ci, którzy czekali przede wszystkim na błysk geniuszu Anam Imo, także się doczekali, a największą beneficjentką powstałego w ten sposób zamieszania okazała się Emma Viklund, gdyż to jej strzał do pustej już bramki gościń ze Sztokholmu ustalił wynik meczu na 3-0. Taki rezultat na dalekiej Północy oznaczał, że pewne pierwszoligowego bytu mogło być też Växjö. Podopieczne Olofa Unogårda nie chciały jednak polegać wyłącznie na innych, a utrzymanie w krajowej elicie przypieczętowały zwycięstwem 2-0 nad stołecznym Djurgården. Co ciekawe, spotkanie w Småland jeszcze przed przerwą przerwano na niemal pół godziny z powodu alarmu przeciwpożarowego, ale nieplanowana pauza ani trochę nie przeszkodziła Amerykance Larkin Russell w ustrzeleniu efektownego dubletu. Przy pierwszym golu asystowała jej znajdująca się jesienią w wybornej dyspozycji Tilde Johansson, a trafienie numer dwa to już efektowna bomba bezpośrednio z rzutu wolnego, z którą nie poradziła sobie jej rodaczka Katelin Talbert.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!