Rosen-flop, czyli kompromitacja w Malmö
Damallsvenskan Publicystyka Świat

Rosen-flop, czyli kompromitacja w Malmö

fcr

Rosengård czyli blamaż. Trzynastokrotne mistrzynie Szwecji po całości skompromitowały się w meczu przeciwko Hammarby (Fot. Urszula Striner)

 Początkowo zarówno tytuł, jak i główna myśl tego tekstu miały kręcić się wokół faktu, że oto już od przyszłego tygodnia czeka nas zdecydowanie najciekawszy finisz ligowej kampanii od niezapomnianego sezonu 2018. O tym, że trójka liderów w chwili najważniejszej próby postanowiła defilować do przodu równym krokiem, a losy zarówno mistrzowskiego tytułu, jak i kolorów medali rozstrzygną się być może dopiero podczas zaplanowanej na jedenasty dzień listopada multiligi. I faktycznie warto docenić, że pomimo wcześniejszych wpadek, miniony weekend upłynął sympatykom Häcken, Hammarby i Linköping względnie bezstresowo, ale zanim pochwalimy solidność i skuteczność czołowego tercetu, to niestety przyzwoitość nakazuje w pierwszej kolejności pochylić się nad pewnym zespołem z Malmö, który zafundował nam taki popis piłkarskiej beznadziei, że realnie żałowaliśmy każdego spośród ponad dwóch tysięcy sympatyków Rosengård, którzy pomimo ewidentnie niesprzyjającej aury zdecydowali się wesprzeć swoje zawodniczki z perspektywy trybun. A jeśli mieliście przyjemność choć trochę mieszkać w stolicy Skanii, to zapewne zdajecie sobie sprawę, że szczególnie podczas mocno wietrznego dnia w połowie października nie jest to z definicji najbardziej atrakcyjna forma spędzania wolnego czasu. Fani jednak przyszli, okazali pogrążonej w naprawdę głębokim kryzysie tożsamościowym drużynie niebywałe wsparcie, a w zamian otrzymali coś, co w wersji najłagodniejszej należałoby porównać do siarczystego policzka w twarz. Stali czytelnicy doskonale zdają sobie sprawę, że te najbardziej dosadne w przekazie opinie na tym serwisie padają akurat niezwykle rzadko, ale w tym wypadku gospodynie sobotniej potyczki najzwyczajniej w świecie nie pozostawiły nam wyboru: herb FCR został w sobotnie popołudnie po prostu solidnie zhańbiony. I wbrew teorii lansowanej po meczu zarówno przez dyrektorkę sportową, jak i jedną ze stoperek klubu z Malmö, ewentualne środowe zwycięstwo nad Suboticą wcale nie załatwi tu sprawy. Bo jeśli chcecie znać prawdę, to z mistrzyniami Serbii zagracie nie o odzyskanie twarzy, lecz o uniknięcie całkowitej degrengolady. Bo dzięki lansowanej przez ostatnich kilkanaście miesięcy bezładnej polityce znalazłyście się w takim miejscu, że do pełni (nie)szczęścia brakuje już chyba tylko tego, aby z eliminacji do europucharów wyrzuciły was Zivana Strupar z Zeljką Belovan. Wtedy naprawdę będziemy mieli już klęskę w formacie all inclusive.

Jasne, nikt nie zamierza negować faktu, że w wyjściowej jedenastce Rosengård wybiegły w sobotę trzy piłkarki występujące na co dzień w zespole do lat 19. Tylko dlaczego niby miałoby stanowić to jakiekolwiek sensowne usprawiedliwienie? Przecież dopiero co to samo Hammarby rywalizowało na ligowych boiskach z Uppsalą i ambitny beniaminek postawił Bajen zdecydowanie trudniejsze warunki, choć sam musi w zasadzie przez cały sezon mierzyć się z problemami natury kadrowej. A trener Fagerholm, w przeciwieństwie do duetu Cederström – Kjetselberg, nie miał możliwości wystawienia w wyjściowej jedenastce Olivii Holdt, Sofie Bredgaard, czy Fiony Brown, nie mówiąc już o posadzeniu na ławce takich zawodniczek jak Schough, Kadowaki, Öling, czy Seger. Samych personalnych rotacji nie zamierzamy oczywiście kwestionować, ale skoro taka Bea Sprung ma już za chwilę stać się ważnym elementem nawet pierwszej reprezentacji, to nie widzimy powodu dlaczego mielibyśmy oczekiwać od niej mniej niż chociażby od Smilli Vallotto, Ellen Wangerheim, czy Hanny Wijk. Najgorsze w tej całej konstelacji myśli jest chyba jednak to, że od mniej więcej dziesiątej minuty zawodniczki FCR sprawiały wrażenie kogoś, komu nawet nie chce się chcieć. Bo każdy mecz można oczywiście przegrać, ale gdy robisz to w stylu mającym bardzo niewiele wspólnego ze sportowym profesjonalizmem, to nie sposób znaleźć na to jakiekolwiek racjonalne wytłumaczenie. A już na pewno nie jest nim mrzonka o oszczędzaniu sił, bo już za pięć dni zawita do Malmö zawsze groźny rywal z serbsko-węgierskiego pogranicza. I to właśnie z tego powodu trzynastokrotny mistrz Szwecji postanowił radośnie zakpić sobie z własnych fanów. Smutne, żałosne i słabe.

Paradoksalnie, niewiele było póki co o samym Hammarby, ale nie może być inaczej, skoro podopieczne trenera Pinonesa-Arce urządziły sobie na stadionie w Malmö klasyczny trening punktowany. Skalę dominacji Bajen najdobitniej oddają chyba słowa autorki hat-tricka Ellen Wangerheim, która z rozbrajającą szczerością stwierdziła, że… szybko stracony gol ani trochę jej nie zdeprymował. I bardzo słusznie, bo przy tak dysponowanych rywalkach zdeprymować po prostu nie mógł. Inna sprawa, że nawet wobec takich liczb młoda snajperka i tak nie załapałaby się do grona trzech najbardziej spektakularnych występów sobotniego popołudnia, bo zestaw ten skompletowałyby Smilla Vallotto, jej imienniczka Holmberg oraz sędzia Lovisa Johansson, która jako pierwsza tej jesieni z godną podziwu konsekwencją podeszłą do kwestii przekraczania zasad gry w piłkę nożną przez Julię Roddar, w efekcie czego ta ostatnia pod prysznic mogła udać się kilkanaście minut przed swoimi klubowymi koleżankami. Jako się rzekło, większych problemów w odprawieniu niżej notowanych rywalek z kilkubramkowym bagażem nie miały również Häcken oraz Linköping. W przypadku tych zespołów podstawowa różnica polegała na tym, że o ile w przypadku ekipy z Östergötland w rolach głównych jak zwykle wystąpiła niezniszczalna trójka Momiki – Kapocs – Tandberg, o tyle wśród zawodniczek z Hisingen na pierwszy plan wysunęły się młode, ambitne i jak się okazuje niesamowicie głodne pierwszoligowej piłki Aisha Masaka, Felicia Schroder i Monica Jusu Bah.

Nieco w cieniu mistrzowskiego wyścigu odbyły się pozostałe mecze, a najciekawszy spośród nich obejrzeliśmy chyba na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie. Znajdujące się ostatnio w nadspodziewanie dobrej dyspozycji Djurgården podzieliło się punktami z Norrköping i choć w teorii taki wynik zdaje się całkowicie obu klubom pasować, to żadna ze stron nie była z takiego obrotu spraw do końca zadowolona. Na LF Arenie Piteå podejmowało Vittsjö, termometry pokazywały zaledwie trzy kreski powyżej zera, a wyziębnięci kibice z Norrbotten na pierwszy celny strzał czekali ponad 70 minut. Ich cierpliwość została jednak o tyle wynagrodzona, że niesamowicie nudną i dłużącą się potyczkę rozstrzygnął ostatecznie celny strzał Anam Imo z mocno szczęśliwego, choć jednocześnie ewidentnego rzutu karnego. Wielkiego grania nie było również w Kristianstad, gdzie gospodynie bez najmniejszego problemu rozmontowały zaskakująco bezbarwne Örebro. Piłkarki z Närke mają jednak to szczęście, że w ten weekend pewien zdecydowanie bardziej renomowany klub skompromitował się jeszcze bardziej, dzięki czemu ich tak samo oburzający, niedzielny wyczyn nie odbił się aż takim echem, jak być może powinien.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2

Szwedzka Piłka

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!