Wydarzenia tygodnia
Nie tak dawno wspominaliśmy chyba coś o trenerze Jeglertzu i o tym, że obok Olgi Ahtinen i Roberta Vilahamna jest on jedną z trzech najbardziej dotkliwych strat personalnych Damallsvenskan w letnim okienku transferowym. W Danii mogą się jednak cieszyć, bo 51-letni selekcjoner przywitał się z nowymi kibicami w najbardziej spektakularny z możliwych sposobów. Bezdyskusyjne zwycięstwo nad Niemkami na narodowej arenie w Viborgu oraz efektowna i nie pozostawiająca najmniejszych wątpliwości wiktoria na Cardiff City Stadium, a żeby tego było mało indywidualne popisy Pernille Harder oraz Amalie Vangsgaard, które właśnie w ostatnich dniach zdawały się grać najlepszy futbol w karierze dowodzą, że przynajmniej jedna skandynawska nacja zamierza do końca bić się o miejsce w turnieju finałowym inauguracyjnej edycji Ligi Narodów. Bo choć Niemki na papierze niezmiennie pozostają chyba faworytkami do awansu, to jednak po kompromitacji na boiskach Australii znów przyszło im przełknąć niezwykle gorzką pigułkę i wiele wskazuje na to, że zadanie podjęcia skutecznej pogoni za rozpędzonym do maksimum możliwości duńskim dynamitem weźmie na swoje barki już następca Martiny Voss.
Rywalizacja w grupie A1 upłynęła pod znakiem goli w doliczonym czasie gry. Dzięki jednemu z nich Belgia nieoczekiwanie sięgnęła po komplet punktów w rywalizacji z faworyzowaną Holandią, co jest o tyle cenniejsze, że to Pomarańczowe Lwice na początku drugiej połowy otworzyły wynik za sprawą Jill Roord. Trafienia Detruyer oraz Blom odwróciły jednak losy meczu, a mocno podrażniona Holandia cztery dni później naprawdę efektownie (a do tego efektywnie!) odegrała się na wicemistrzyniach świata z Anglii, mocno psując tym samym homecoming Sariny Wiegman. Niemal komplet widzów na stadionie w Utrechcie do ekstazy doprowadziła tym razem Renate Jansen, a my mamy nadzieję, że w Hisingen tę konkretną akcję obejrzano przynajmniej kilka razy i wyciągnięto z niej odpowiednie wnioski. Co ciekawe, Angielki po końcowym gwizdku jak najbardziej słusznie punktowały, że jeden z holenderskich goli nie powinien zostać uznany ze względu na pozycję spaloną, ale ani trochę nie zająknęły się przy tym, że w piątkowym starciu ze Szkocją to one okazały się beneficjentkami sędziowskiej pomyłki. Bo kto wie, jak potoczyłyby się derby Wielkiej Brytanii, gdyby włoska sędzia Maria Ferreri Caputi zdecydowała się podyktować przy stanie 2-1 ewidentnego karnego dla Szkocji.
W grupie C1 na szczycie bez wielkich sensacji, gdyż dwa zwycięstwa do zera pozwoliły Francuzkom w miarę komfortowo rozsiąść się na pożądanym przez wszystkich fotelu dla liderek. Formą błysnęła powracająca po kontuzji Selma Bacha, swoje firmowe zagranie zaprezentowała nam Wendie Renard i przed październikowym dwumeczem z Norwegią w obozie Les Bleues jak najbardziej może (przynajmniej sportowo, bo na innych polach chociażby w Paryżu z szafy znów wypadają nowe brudy) panować spokój i harmonia. Co do Norweżek, to chyba powinniśmy powoli przyzwyczajać się do tego, że piłkarki tej narodowości podziwiać i oklaskiwać będziemy wyłącznie wtedy, gdy występować one będą w koszulkach klubowych. Całkowitej niemocy trawiącej tę kadrę od przynajmniej kilku lat nie sposób logicznie zrozumieć i serio nie zazdrościmy osobie, która podejmie się trudu zaprowadzenia w tym bałaganie nowego porządku. W zdecydowanie bardziej optymistycznych nastrojach czekamy natomiast na rywalizację Portugalii z Austrią, bo gdy po jednej stronie wybiegną na murawę Diana Silva z Kiką Nazareth, a po drugiej Sarah Zadrazil z Eileen Campbell, to jest to gwarancją naprawdę intensywnego widowiska.
O naszej podgrupie (A4) napisaliśmy już chyba wszystko. To właśnie w niej znalazła się najlepsza według stanu na jesień 2023 drużyna świata, a o jej sile w kilka dni po Szwedkach boleśnie przekonały się Szwajcarki. Skończyło się – podobnie jak miesiąc wcześniej na mundialu – na pięciu hiszpańskich golach, a gdyby zaistniała taka konieczność, to radosne strzelanie zapewne trwałoby nadal. Bonmati z Abelleirą w każdym kolejnym meczu niepodzielnie dominują w środku pola, Battle z Carmoną to obecnie najbardziej wartościowy duet wahadłowych, Caldentey i del Castillo nie przez przypadek liderują w Lidze Narodów klasyfikacji asystentek, a do pełni szczęścia tej maszynie brakuje chyba tylko w pełni klasowej golkiperki oraz środkowej napastniczki. Choć i bez tego nie brakuje głosów przyrównujących tegoroczną wersję La Roja do tych najwybitniejszych reprezentacji USA w historii i nie są to bynajmniej opinie pozbawione logiki. Co zaś się tyczy Helwetek, one już dawno nie były w stanie wygrać choćby pojedynczego meczu z solidnym rywalem i jeśli nie przełamią tej niechlubnej serii za miesiąc w Göteborgu, to widmo degradacji do niższej dywizji mocno zajrzy im w oczy. Szczególnie, że cztery dni później do Zurychu zawitają mistrzynie świata, a to bez względu na zawirowania pozaboiskowe oznaczać może jedynie kłopoty.
Grupa A1
Grupa A2