[OSĄD BOHATERA] : USA – potknięcie, które musiało nadejść czy sygnał dla całego świat
'Osąd Bohatera' Mundial Publicystyka Reprezentacje Świat

[OSĄD BOHATERA] : USA – potknięcie, które musiało nadejść czy sygnał dla całego świat

 Niedziela, 6 sierpnia, powoli zbliża się godzina 14:00 czasu polskiego. Trwa tak zwana „wojna nerwów” , czyli seria jedenastek w meczu w ramach 1/8 finału Mistrzostw Świata kobiet w Australii i Nowej Zelandii. Do piłki podchodzi Szwedka, Lina Hurtig i oddaje strzał w swoje lewo. Intencje strzelczyni odczytuje Alyssa Naeher, lecz piłka po jej interwencji wciąż zmierza do bramki. 35 – latka wybija desperacko, początkowo gola nie uznano. Trwa analiza tej sytuacji, po czym Stephanie Frappart pokazuje, że piłka (jak się okazuje o milimetry) przekroczyła linię bramkową. Cały świat jest w szoku, gdyż ten rzut karny jest pod wieloma względami historyczny, jednak najważniejsze jest to, kto musi uznać porażkę. To Stany Zjednoczone, dotychczas absolutny hegemon piłki Pań. USA nie znajdzie się nawet w finałowej ósemce, co oczywiście jest absolutnie najgorszym wynikiem w historii, gdyż poprzednie edycje zawsze Amerykanki kończyły z medalem. Co więc stało się na tym turnieju, pełnym jak nigdy dotąd pokazów indolencji ze strony liderek rankingu FIFA?

Powód pierwszy – „teoria Viaplay”

 Tak pozwolę sobie dużym skrótem myślowym nazwać analizę sytuacji w wykonaniu Agaty Tarczyńskiej oraz Weroniki Możejko w studiu Viaplay. Tam padła wówczas sugestia, że zwyczajnie reszta świata finalnie dojechała do Ameryki i udowodniła swą moc. Nie sposób z tym polemizować, ale może warto szerzej spojrzeć na to zjawisko. Jeśli spojrzymy na skład, dostrzeżemy po dłuższej analizie, że dosłownie każda z zawodniczek gra w rodzimej lidze. Sytuacja na dobrą sprawę niecodzienna, a w obliczu pozostałych uczestniczek Mundialu jedyna w swoim rodzaju. Nawet takie kraje jak Filipiny czy Wietnam mają co najmniej jedną reprezentantkę poza granicami państwa. Przykładowo, Quinley Quezada występuje w serbskiej Crvenie Zvezdzie, Katrina Guillou w szwedzkiej Pitei, zaś w szeregach Golden Star Women Warriors „rodzynkiem” jest gwiazda i żywa legenda, Nhu Huynh, grając na co dzień w portugalskim Vilaverdense. Rzecz jasna to nieporównywalny kaliber, gdyż naprawdę imponujące musi być zaplecze kadrowe, jeśli każda podopieczna wykazuje na tyle szeroki wachlarz umiejętności, aby liczyć na angaż w NWSL. Nie mniej jednak taka hermetyzacja otoczenia powoduje to, o czym wspomniała Pani Możejko.

 Innymi słowy, Amerykanki nie mają jak przełożyć doświadczenia ligowego na szczebel reprezentacyjny, bowiem w perspektywie całego sezonu poznają malutki procent potencjalnych oponentek. Takie tuzy jak Anglia, Francja czy Niemcy mogą spokojnie sobie pozwolić na zamknięcie się nie tyle w granicach kraju, co chociaż kontynentu. Samo to już uniemożliwia analizę bezpośrednią ich dokonań. Pozostaje tylko przesiadywanie godzin nad materiałami wideo, ale ta teoria nie ma prawa się przełożyć na wydarzenia boiskowe. Szwedki, ostateczne katki Amerykanek, także z uwagi na potencjał Damallsvenskan, jak i innych topowych rozgrywek na Starym Kontynencie, okazały się doświadczalnie nie do rozpracowania, a w „loteryjnych” karnych po prostu wytrzymały lepiej presję. Żeby nie jechać ciągle po Stars and Stripes, naprawdę swego czasu wykonano genialną pracę i poświęcono wiele energii i starań, by stworzyć tak potężne realia futbolu kobiecego, jeżeli w samej historii Mistrzostw Świata pozbawienie szans na medal całej reszcie stawki zajęło 32 lata. Chapeau bas, congratulations! Teraz jednak jesteśmy w roku 2023, najbardziej zdaje się negatywnym dla żeńskiego soccera. Przyczyna, która omawiano na antenie Viaplay jednak jest tylko jedną z kilku, jakie na pierwszy rzut oka dostrzegam. Przejdźmy zatem dalej.

Powód drugi – niedokończona przemiana pokoleniowa

 Przeskok pomiędzy 2019 rokiem, w którym rzecz jasna USA sięgnęło po ostateczny triumf, a trwającym 2023 jest jedynym jak dotąd, kiedy możemy realnie rzec z pełnym przekonaniem, że kadra na nim wyszła na minus. Nie dość, że znacząco przełożyło się to na sam skład, tak odbiło się to na jakości. Porównajmy sobie składy z obu ostatnich pojedynków. W podstawie wspólnych mianowników naliczymy cztery: Naeher, która mimo stałego regresu nadal jest nie do wygryzienia z pozycji numer jeden, Crystal Dunn (również niewymienna, chociaż ona prezentuje się wciąż nienajgorzej), Julie Ertz, która przekwalifikowała się na obronę z pomocy i oczywiście Alex Morgan. W defensywie próżno szukać nazwisk Dahlkemper i Sauerbrunn, a O’Hara wylądowała na rezerwie i może zapisać na swym koncie łącznie… 9 minut w 4 spotkaniach i zmarnowany arcyważny rzut karny. Lavelle się wykartkowała z Portugalią, Mewis weszła tylko na „jedenastki” ( o tyle dobrze, że ją wykorzystała) , a w ofensywie już z racji także wieku Rapinoe wylądowała na ławce i była do niej przez większość czasu przykuta, a z drugiej strony zamiast Heath pomykała Rodman, Williams albo Smith? Ile realnie widzę w tym wszystkich zmian pozytywnych. No niewiele.

 W Australii i Nowej Zelandii powiedzmy sobie wprost – choć piłkarsko nadal ma „to coś” , to Morgan zwyczajnie w kluczowych momentach zawodziła. Dla fioletowowłosej legendy, żegnającej się z MŚ albo nie znajdowano miejsca, albo pokazywała, że nie warto tego robić. Smith to powiew świeżości, który może jeszcze wystrzelić, jej atutem na pewno jest młodość, ale jeszcze nie nawiązuje do bardziej doświadczonych i przede wszystkim już nieobecnych koleżanek. Najgorzej i tak w tym wszystkim prezentuje się obrona, sklecona z osób zwyczajnie bez podjazdu do person sprzed czterech lat. Gdzie więc upatrywać największego plusa? W osobie obecnej Pani kapitan, Lindsey Horan. Aczkolwiek ma ona już 29 lat, co może na realia tej konkretnej drużyny narodowej nie razi w oczy, lecz w futbolu kobiecym jak wiemy granica „prime time” oraz wybuchu potencjału czy schodzenia ze sceny jest przesunięta w tę mniej sprzyjającą stronę. Widać gołym okiem sporą lukę w przedziale wiekowym 25 – 30 lat, gdzie z reguły właśnie jest się w peaku umiejętności. Na Szwecję w tym przedziale wiekowym wyszły cztery Panie: Horan, Sullivan, Fox i Sonnett. Ile z nich wniosło coś powyżej przeciętności? JEDNA i akurat bynajmniej nie o 29 – latkę z Portland Thorns mi chodzi, tylko o dwa lata młodszą Sullivan. Choć każda z osobna okazała by się statystycznie lepsza od każdej ze Szwedek (wykluczając na potrzeby tego „chorą” tego dnia Musović) , nie wystarczyło. Ale sam wiek nie stanowi problemu w tym jednym spotkaniu – to będzie oddziaływać w przyszłości. Jesteśmy świadkami tego, że odejdą kluczowe przez ostatnie co najmniej 10 lat ogniwa a na ich miejsce… nie ma zastępstwa. Rodman i Smith już wykazują spory potencjał, ale na murawie nie przekładało się to na najważniejszą ze statystyk. Zatem możemy śmiało rzec, że wymiana pokoleniowa nie idzie tutaj tak, jak powinna przebiegać w sposób prawidłowy. Realnie na Mundialu w 2027 roku Morgan będzie pełnić rolę Rapinoe, a to i tak pozytywny scenariusz. Gorzej, jeśli w obozie amerykańskim spełni się poniekąd ten „polski” o Robercie Lewandowskim grającym do 50 – tki. To oczywiście celowa hiperbolizacja, ale jeśli obiecująca młodzież nie dojedzie, w obronie zmuszone będą występować motorycznie niezdolne do rywalizacji z młodością piłkarki w okolicach 35. roku życia to jakoś czarno widzę następne lata. I wiem, że średnia wieku Blagult była wyższa niż Amerykanek, ale broną się miejscem w ćwierćfinale, co nie wyklucza wystąpienia podobnego problemu w ich szeregach.

Powód trzeci – Vlatko Andonovski style

 Każde ze spotkań Mistrzostwa Świata w Australii i Oceanii miałem przyjemność albo obejrzeć na żywo lub też z odtworzenia, ale te należały do mniejszości. Mój zegar biologiczny swoją droga nieszczególnie jest mi wdzięczny, cóż w tym wypadku mój argument to „piłka nożna, spać nie można”. Podejmowane przez trenera Andonovskiego decyzje czy też czasami ich brak wywoływały we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony ktoś, kto grzeję tę posadę tak długo ma autorytet, więc z samego założenia warto mu wierzyć, że wie co robi. Z drugiej obserwując sytuację na boisku ciężko wierzyć, że… Vlatko wie co robi. Pomińmy tutaj mecz z Wietnamem, i tak zagrany według wielu poniżej oczekiwań, ale zgodnie z wszelakimi założeniami zdominowany i pewnie wygrany 3:0. Chociaż i tutaj w założeniu można się przyczepić o to, że zarządzone zmiany niejako blokowały możliwość podwyższenia rezultatu, a jedynie wymiana „pozycja za pozycję” umożliwiała nowym piłkarkom oswojenie się z realiami turnieju. Kluczem do zrozumienia wszelkich wątpliwości niech będą dwa kolejne spotkania grupowe, zakończone podziałem punktów oraz ponownie pojedynek ze Szwecją. Z Holandią, choć tutaj także przewaga rysowała się wyraźnie, zawodziła w głównej mierze skuteczność. Na dodatek jakby w ostatniej chwili holenderski paszport przyjęła Naeher, grająca mega niepewnie i dająca rywalkom wiarę w to, że wystarczy próbować jakkolwiek, by ją pokonać. Co w obliczu nieudanej, przegranej pierwszej połowy zrobił selekcjoner? Wprowadził Lavelle, co realnie trzeba oddać poprawiło jakość środka pola, a sama zainteresowana odwdzięczyła się asystą. Co więc w obliczu tego, że udało się wyrównać, ale dogodne okazje były i są marnowane począł 46 – latek następnie? NIC. Nie zdecydował się on na żadną korektę w składzie, zapewne wielce zdziwiony, że proporcjonalnie za tym nie zmienił się także rezultat.

 Mecz z najtrudniejszym oponentem za Amerykankami, pora więc dopełnić formalności i wygrać z debiutantkami z Półwyspu Iberyjskiego. Tu także zawodzi skuteczność, ale wiadomo pomyłki i strzały niecelne czy blokowane należą zwykle do większości. Żadna z okazji nie jest przekuwana jednak na bramkę. Zespoły schodzą do szatni przy wyniku 0:0, który oczywiście premiuje awansem USA, ale z drugiego miejsca, gdzie wiadomo, że rywal w tym przypadku na pewno będzie trudniejszy. Śledząc równolegle strzelanie, jakie Holandia sobie urządziła przeciwko Wietnamowi, nawet bilansem bramkowym już nie uda się wskoczyć na pierwszą lokatę. Po przerwie na boisko wchodzą Rapinoe i… długo, długo nikt. 38 – latka wyraźnie nie daje rady wnieść niczego więcej, a Antonovski z roszadami czeka do 84. minuty. Mimo przewagi, rezultat dalej jest niepewny. Kiedy każdy już czeka na końcowy gwizdek, miliony amerykańskich serc podeszło do milionów gardeł, kiedy po serii błędów w obronie Ana Capeta uderza obok Naeher i tylko słupek ratuje USA przed absolutną kompromitacją. Wtedy jakby ocucony i przerażony trener przedłuża i wybija z rytmu przeciwniczki, wykorzystując dwie ostatnie zmiany. Ledwie udaje się uratować względny honor, a decyzje Pana Vlatko w ostatecznym rozrachunku są nic niewarte. Przynajmniej teraz nie przeszkodziły w czymkolwiek. Dla ruchów Macedończyka z amerykańskim paszportem zbędnym jest zaczynać od akapitu, gdyż tutaj jest case niemal „niderlandzki”. W regulaminowym czasie przeprowadzono tylko jedną korektę, jakby licząc, że skoro dotychczas podopieczne prezentowały się lepiej, to ten stan rzeczy znajdzie w końcu potwierdzenie na tablicy wyników. No niekoniecznie. Co więc warto zrobić w dogrywce? Za jakby nieobecną Alex Morgan wprowadzić będącą w fatalnej dyspozycji przez fazę grupową Rapinoe. Szkoda czasu na analizę wejścia Mewis oraz O’Hary, gdyż to już decyzja typowo pod karne. A przypomnę tylko, że w decydującej kolejce właśnie 35 – latka trafiła z wapna w słupek. Cztery mecze, jedno zwycięstwo, dwa remisy i porażka od razu po fazie grupowej – najgorszy absolutnie występ Amerykanek w historii Mundialu. Nie tyle Andonovski nie pomógł, co momentami nawet przeszkadzał.

 Podsumowując, sam sparzyłem się na tak oczywistych oczywistościach jak wielkość marki USA na arenie międzynarodowej i kontekst historyczny. W predykcjach na portalu przymierzyłem Stars and Stripes do srebra, co przed samymi zawodami raczej większość by zrozumiała. Z tyłu głowy występowała myśl, że Holandia jest silna i może namieszać, że w przypadku potknięcia na „dzień dobry” czekać będą najprawdopodobniej Blagult, ale w życiu nie założyłbym zwyczajnie tak słabej postawy drużyny. Nieskoordynowana wiekowo, bazująca na podobnych patentach, co przez ostatnie lata, opierające się dalej w głównej mierze na ataku, zapominając o kulejącej obronie, miernej trzeba przyznać bramkarce i tylko OK pomocy. A i gwiazda Alex Morgan nie lśniła na światowym czempionacie. Wszystkiego nie poukładał także trener, dysponując jednak wciąż piłkarkami absolutnie światowego formatu. W szeregach panował całkowity chaos, z którym Stany Zjednoczone zwyczajnie przegrały. Bowiem w głównej mierze w kluczowych chwilach dało się dostrzec, że nie grały one już jak ktoś z reputacją naddrużyny. Personalnie TOP, statystycznie także wydaje się jakby bez względu na poziom każde z oponentek po kolei były dominowane. Aczkolwiek przewaga w tabelkach nie gra. Bo jak w ogóle prezentują się suche fakty? Cztery starcia, tyle samo bramek, z czego 75% z Wietnamem. Dwa pojedynki BEZ GOLA, średnia bramki na mecz. To wygląda jak nieśmieszny żart, jeśli dopowie się, że tego dokonały liderki rankingu FIFA.

 

 

 

Michał Nadrowski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!