Festyn à la Vittsjö
Damallsvenskan Ligi Świat

Festyn à la Vittsjö

eberlund

Na tak grające Vittsjö kibice w Hässleholm i okolicach czekali od początku sezonu (Fot. Henrik Eberlund)

 Przez piętnaście kolejek grały tak, że nawet przy najbardziej pozytywnym nastawieniu trudno było dostrzec w nich drużynę przynależącą do naszej, ligowej Wielkiej Szóstki. Derby podobno rządzą się jednak własnymi prawami i chyba faktycznie coś w tym musi być, bo od tak fantastycznie dysponowanego Vittsjö zdążyliśmy się już zupełnie odzwyczaić. Paradoksalnie, o tym jak dobrze grać w piłkę, podopieczne Ulfa Kristianssona przypomniały sobie w dniu, który na nowym stadionie w Kristianstad miał być czymś w rodzaju małego, lokalnego święta. Był więc mini-festyn, był okolicznościowy tort w klubowych barwach, była wreszcie rekordowa frekwencja, ale licznie wypełniający trybuny futbolowej areny miejscowi fani doczekali się także czegoś, co absolutnie nie było tego wieczora elementem scenariusza – rekordowej porażki. Co więcej, poniesionej w tym bardziej upokarzającym stylu, że wszystko zaczęło się przecież z perspektywy gospodyń jak najbardziej planowo. W 18. minucie niezawodna Evelyne Viens wykorzystała nieporozumienie pomiędzy Sandrą Adolfsson oraz Elaine Burdett, przecięła zbyt słabe podanie do bramkarki i w swoim stylu dopełniła formalności. Z prowadzenia Pomarańczowe cieszyły się jednak zaledwie kilkadziesiąt sekund, a gdy Jutta Rantala błyskawicznie wyrównała stan rywalizacji, spodziewaliśmy się, że oto jesteśmy świadkami początku epickiej wymiany ciosów w wykonaniu dwóch mających sobie naprawdę sporo do udowodnienia derbowych rywali. Założenia te okazały się jednak kompletnie nietrafione, gdyż od tego momentu, aż do ostatniego gwizdka, na murawie w Kristianstad istniała w zasadzie tylko jedna drużyna. I ku rozpaczy miejscowych były to gościnie z Vittsjö.

Przed przerwą piłkarkom ze wsi nieopodal Hässleholm udało się całkowicie zdominować boiskowe wydarzenia, ale do pełni szczęścia zdecydowanie brakowało im skuteczności. Sama Linda Sällström na przerwę mogła już schodzić z hat-trickiem na koncie, ale – choć wydaje się to wprost niewyobrażalne – jej strzelecki licznik ani myślał drgnąć. I to bynajmniej nie z tego powodu, że fińska weteranka robiła cokolwiek źle; po prostu czasami w futbolu zdarzają się takie dni, że piłka za nic w świecie nie chce wpadać do siatki. I z tym właśnie problemem w pierwszej połowie nieustannie mierzyła się nie tylko wspomniana Sällström, ale również Clara Markstedt oraz Hanna Ekengren. Na szczęście dla Vittsjö, mecz trwa nie czterdzieści pięć, lecz dziewięćdziesiąt minut, a po powrocie obu ekip z szatni fortuna najwyraźniej uznała, że wystarczająco długo znęcała się nad zawodniczkami w czerwono-niebieskich strojach i najwyższy czas oddać to, co im należne. A ponieważ wdzięczne za taki obrót wydarzeń piłkarki Ulfa Kristianssona ani myślały się zatrzymywać, to można było ogłosić oficjalne otwarcie festiwalu strzeleckiego w północno-wschodniej Skanii. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… – wszystko do jednej bramki, a był to naprawdę najniższy możliwy wymiar kary. Bezradność gospodyń była aż tak wyraźna, że dostroili się do niej także kibice Kristianstad, także całkowicie oddając pole przyjezdnym z Vittsjö. Ostatni kwadrans upłynął nam więc w rytm doskonale znanych w Hässleholm i okolicach przyśpiewek, a indywidualnych laurek na swoją cześć doczekały się w tym okresie Nellie Persson, Clara Markstedt, Jutta Rantala oraz Hanna Ekengren. I bardzo dobrze, gdyż to właśnie ten kwartet – do spółki z zawsze gotowym do działania australijskim wsparciem – sprawił, że na naszych oczach wydarzył się mecz, którego ani w Vittsjö, ani w Kristianstad z pewnością nie zapomną długo. Choć oczywiście z kompletnie różnych powodów.

Advertisements
REPORT THIS ADPRIVACY

Najbardziej wyrównane piłkarsko starcia szesnastej kolejki obejrzeliśmy w Malmö oraz w Örebro. Rywalizacja trzynastokrotnych mistrzyń Szwecji z absolutnym beniaminkiem miała wyraźnego faworyta, ale na boisku różnicy klas między zespołami nie było widać ani przez chwilę (no, może z wyłączeniem pierwszego kwadransa drugiej połowy). Co więcej, biorąc pod uwagę cały mecz to przyjezdne stworzyły sobie nieco więcej czystych okazji strzeleckich i w Norrköping pewnie do teraz głowią się, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby My Cato wykorzystała przynajmniej jedną z sytuacji sam na sam z Teagan Micah, a Wilma Leidhammar nie spudłowała mając przed sobą w zasadzie pustą bramkę. Podobnie jak w niedawnych derbach Östergötland, skuteczność zdecydowanie nie była jednak domeną podopiecznych trenera Fredheima, co skrzętnie i bez skrupułów wykorzystały zdecydowanie bardziej zaprawione w pierwszoligowych bojach rywalki. W 74. minucie Gudrun Arnardottir wykorzystała zamieszanie w polu karnym gościń po strzale Mii Persson i choć zawodniczki z Norrköping sygnalizowały a to faul, a to spalonego, to powtórki jednoznacznie pokazały, iż prowadząca to spotkanie Hanna Laajanen nie popełniła błędu uznając gola. Honor tegorocznych beniaminków trochę niespodziewanie obroniło jednak Växjö, przywożąc komplet punktów z wietrznej Behrn Areny. Jeśli jednak Olof Unogård ma w swojej talii taką snajperkę jak Evelyn Ijeh i taką liderkę drugiej linii jak Alexandra Jonasson, to jest to bez wątpienia znak, że tego zespołu nigdy nie można przedwcześnie skreślać. W rywalizacji z Örebro trzy składne, zespołowe akcje pozwoliły gościniom odskoczyć na dwubramkowe prowadzenie i choć druga część meczu zdecydowanie należała już do gospodyń, to poniesionych wcześniej strat nie udało się nawet odrobić. Po ostatnim gwizdku trener Rickard Johansson w mocnych słowach skrytykował postawę sędziego, ale w Närke pretensje po tym meczu powinni mieć przede wszystkim do siebie. A efektowny gol Mai Bodin, choć zakręci się pewnie w okolicach nominacji do bramki miesiąca, nie jest z pewnością żadnym realnym pocieszeniem. Mocno jednostronny przebieg miały przez większą część meczu poniedziałkowe derby Sztokholmu, w których Zachód zmierzył się z Południem. Hammarby w sposób bezapelacyjny zdominowało niemal wszystkie znane nam statystyki, wymieniało setki podań, seryjnie biło rzuty rożne i wolne, ale w żaden sposób nie potrafiło znaleźć metody na rozmontowanie szczelnego, pięcioosobowego bloku defensywnego z Brommy. A gdy sztuka ta ostatecznie się udawała, to na drodze do pełni szczęścia stawała Zielono-Białym kapitalnie dysponowana Nichole Persson odbijająca dosłownie każdą lecącą w jej kierunku piłkę. Efekt? Rozpędzone Bajen zostawiło na Grimsta IP dwa niezwykle ważne punkty, na domiar złego tracąc w drugiej połowie dwie niezwykle ważne piłkarki. Z powodu źle wyglądających urazów murawę przedwcześnie opuścić musiały bowiem Maika Hamano oraz Anna Tamminen.

Pewne zwycięstwa w komplecie odniosły natomiast pozostałe drużyny ze ścisłej czołówki. Häcken pojechał pobawić się w Kalmarze i właściwie w ogóle nie zajmowalibyśmy się tym meczem, gdyby kolejnego powodu do wymienienia jej z imienia i nazwiska nie dała nam Marika Bergman Lundin. Zarówno ona, jak i Anna Anvegård raz jeszcze potwierdziły, że bez nich w składzie liderkom z Hisingen grałoby się zdecydowanie trudniej. Pomimo heroicznej postawy Milli-Maj Majasaari w bramce Uppsali trzeci z beniaminków wysoko przegrał w Linköping. Sygnał do ataku jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa dała Yuka Momiki, a gdy Japonka dobrze wchodzi w mecz, to dla rywalek zawsze jest to zwiastunem nadchodzących kłopotów i nie inaczej było także w niedzielne popołudnie. Tuva Skoog była natomiast cokolwiek niespodziewaną bohaterką rywalizacji Piteå z Djurgården, która od pierwszych do ostatnich minut przebiegała pod całkowite dyktando zawodniczek z Norrbotten.


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!