Deszcz, Tamminen i MMAdelen
Damallsvenskan Ligi Świat

Deszcz, Tamminen i MMAdelen

FvEJZZ0XoAA-4cC
Trzy punkty w derbach rzeczywiście mają niepowtarzalną wymowę (Fot. Hammarby IF)

 Piłkarki dwóch stołecznych klubów wyraźnie hołdują zasadzie, że Święto Pracy najrozsądniej uczcić ciężką pracą. Poniedziałkowe derby na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie nie były może najlepszym sportowo meczem tegorocznej kampanii, ale poziomem emocji, dramaturgii, czy zwrotów akcji możemy spokojnie stawiać je w jednym rzędzie z rozgrywanym nota bene równolegle w Londynie półfinałem Ligi Mistrzyń. I aż szkoda, że w przeciwieństwie do fanów zebranych na Emirates Stadium, my nie mieliśmy okazji obejrzeć dodatkowych trzydziestu minut tej frapującej rywalizacji. Że niby u nas nie było remisu? Nie szkodzi, bo to był jeden z tych meczów, które powinny trwać i trwać bez względu na wynik.

Atmosferę tego spektaklu wraz z piłkarkami zrobili także fani obu ekip, którzy pomimo mocno niesprzyjającej pogody zjawili się na Olimpijskim w liczbie niespełna czterech tysięcy. I jest to wynik naprawdę godny podkreślenia, gdyż osiągnięty bez przenoszenia meczu na większy stadion, czy też organizowania mu dodatkowej, medialnej otoczki. Kibice mogą jednak postarać się o odpowiednią oprawę, a wraz z pierwszym gwizdkiem sędzi Tess Olofsson pałeczkę przejęły już zdecydowanie same zawodniczki. Całą zabawę rozpoczęła nieprzyjemnym dla golkiperki Bajen strzałem Tove Almqvist, ale później do głosu coraz wyraźniej zaczęły dochodzić przyjezdne. I doprawdy nie trzeba było czekać długo, aż wciąż niepokonane na krajowym podwórku piłkarki Hammarby sięgną po jedną ze swoich najmocniejszych kart. Z okolic narożnika boiska futbolówkę wrzuciła Kyra Cooney-Cross, Plan oraz Boakye nie były w stanie zażegnać nadchodzącemu niebezpieczeństwu, a przy dalszym słupku już czaiła się Simone Boye, która w takich sytuacjach robi mniej więcej to, co w dogrywce półfinału Pucharu Szwecji przeciwko Piteå. Mniej więcej, gdyż wtedy pokonała bramkarkę rywalek efektownym uderzeniem głową, a teraz po prostu z najbliższej odległości wepchnęła piłkę do siatki, ale efekt końcowy był ten sam. 1-0 dla gościń z Södermalm nie oznaczało jednak końca emocji, choć trzeba przyznać, że to Hammarby starało się dominować na murawie w pierwszej połowie spotkania. Wystarczyły jednak dwa indywidualne błędy Nyström, aby gospodynie dwukrotnie stanęły przed szansą na doprowadzenie do remisu, co tylko zaostrzało apetyty na jeszcze lepsze granie po przerwie.

I rzeczywiście tak się stało, a poczynające sobie coraz śmielej zawodniczki Dumy Sztokholmu ewidentnie chciały dopisać derbowego rywala do całkiem okazałej już kolekcji tegorocznych łupów. I trzeba oddać, że w realizacji tego postanowienia były niesamowicie konsekwentne, a tak głęboko zepchniętego do defensywy Hammarby w rywalizacji z krajowym rywalem nie oglądaliśmy już bardzo dawno. W drugiej linii kapitalną partię rozgrywała Tove Almqvist, na wahadłach szalały Bergström oraz Hed, a w szesnastce na swoją jedną, wyśnioną okazję cierpliwie wyczekiwała Hayley Dowd. Problem gospodyń polegał jednak na tym, że między słupkami bramki Bajen stała tego wieczora znajdująca się w wybornej formie Anna Tamminen, a znalezienie skutecznego sposobu na pokonanie 29-letniej Finki okazało się ostatecznie zadaniem ponad siły podopiecznych trenera Pålssona. Na murawie, oprócz zagrań czysto piłkarskich, nie zabrakło również charakterystycznej dla derbów stolicy walki, choć akurat w przypadku Madelen Janogy poziom agresji przesunął się zdecydowanie poza dozwoloną granicę. 33-krotna reprezentantka Szwecji postanowiła sama wymierzyć sprawiedliwość po starciu z Matildą Plan, a że zrobiła to w stylu bardziej odpowiednim dla oktagonu niż zielonej murawy, to jak najbardziej słusznie przyszło jej obejrzeć czerwoną kartkę i przedwcześnie podreptać w kierunku szatni. W doliczonym czasie gry w przepychankę w polu karnym Hammarby wdały się jeszcze Alice Carlsson oraz Lova Lundin, ale tym razem skończyło się jedynie na obustronnych napomnieniach.

Na innych arenach nie było aż tak dramatycznie, a najwięcej emocji – dość zresztą nieoczekiwanie – przyniosła rywalizacja Piteå z Uppsalą. Na mocno zmrożonej LF Arenie osłabione brakiem trzech podstawowych piłkarek gościnie postanowiły mocno postawić się wyżej notowanym rywalkom, ale te raz jeszcze mogły liczyć na kapitalną dyspozycję amerykańskiej bramkarki Samanthy Murphy. Później sprawy w swoje ręce wzięły już Anam Imo do spółki z Tuvą Skoog i komplet oczek pozostał ostatecznie w Norrland. Choć kto wie, czy podopiecznym Stellana Carlssona nie byłoby o zwycięstwo jeszcze trudniej, gdyby nie pechowy samobój autorstwa Elim Rombing. Dwa piątkowe mecze przyniosły nam za to emocje w stylu komedii Dzień Świstaka. W obu przypadkach obejrzeliśmy bowiem zwycięstwa faworyzowanych gospodyń w stosunku 1-0, po golach strzelonych w 54. minucie, a na tym wcale nie koniec analogii. Przypadek? No chyba jednak tak. Drugie z rzędu zwycięstwo odniósł broniący tytułu Rosengård, ale na realną weryfikację projektu Joela Kjetselberga będziemy musieli poczekać przynajmniej do piątku. Choć przesunięcie Rii Öling na powrót do środka pomocy zdecydowanie było jedną z lepszych decyzji podjętych przez nowego szkoleniowca FCR. Komplet punktów na beznadziejnym jak zwykle Kalmarze ugrało też Växjö, które na murawie Guldfågeln Areny wcale nie prezentowało się o wiele lepiej, ale w przeciwieństwie do rywalek miało w swoim składzie Evelyn Ijeh. I to są właśnie te detale…

Szwedzka Piłka


Komplet wyników:


Statystyki indywidualne:


Statystyki drużynowe:


Przejściowa tabela:

dam2

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!