[KOBIECY FUTBOL BEZ CENZURY]: „Megan Rapinoe – piłkarka, która została aktywistką” – czy nie lepiej zostawić to w rękach osób bardziej kompetentnych?
Kobiecy Futbol bez cenzury Publicystyka Świat

[KOBIECY FUTBOL BEZ CENZURY]: „Megan Rapinoe – piłkarka, która została aktywistką” – czy nie lepiej zostawić to w rękach osób bardziej kompetentnych?

fot. Mikołaj Barbanell

 Czasami osobistości świata sportu w swoich dokonaniach wykraczają poza przestrzeń jedynie sportową, a zdarza się także tak, iż z biegiem czasu porzucają swą koronną dyscyplinę na rzecz walki o dobro narodu. Taką drogę obrała pomocniczka, Megan Rapinoe. Oczywiście, z racji na niebywałe osiągnięcia sportowe zawsze będzie stawiana wysoko w hierarchii pod względem szacunku, lecz istotnie jej działania są czasami większą antyreklamą problemów, jakie są powszechnie znane na świecie. Nie twierdzę, że nie ma ona racji w każdej kwestii. Twierdzę, że świadomie narrację kreuje pod siebie i woli mówić głośno, aniżeli mądrze.

Gablota, z której aż się wysypuje

Warto na początku przedstawić, jakiej skali piłkarką w obliczu historii tej dyscypliny jest Megan Rapinoe. Żywa legenda amerykańskiej i światowej piłki nożnej występowała w rodzimej lidze, a także w Australii i Francji. Jej osiągnięcia to lista, której praktycznie każdy mógłby pozazdrościć.

Sezon 2012/2013 pod względem klubowym był dla Amerykanki niezwykle udany. Razem z Olympique Lyon zdobyła mistrzostwo Francji oraz krajowy Puchar. Tryplet był raptem o krok, bowiem razem z francuską ekipą dotarła do finału Ligi Mistrzyń, gdzie jednak minimalnie lepszy okazał się Vfl Wolfsburg. Kolejne dwa mistrzostwa piłkarka zdobyła już w rodzimej lidze, w barwach Seattle Reign (obecnie OL Reign) , gdzie w roku 2014 oraz 2015 udawało się wywalczyć NWSL Shield, nagrodę przyznawaną drużynie, która okazała się najlepsza w sezonie zasadniczym. Play- offy nie okazały się już tak szczęśliwie, bowiem zespół z Seattle dwukrotnie musiał uznać wyższość Kansas City FC.

W reprezentacji 37- latka wygrała na dobrą sprawę wszystko, co się dało. Jej pierwszym większym osiągnięciem było srebro na Mistrzostwach Świata w Niemczech, gdzie kadra USA po rzutach karnych uległa Japonkom. Rok później Rapinoe miała na szyi już złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Londynie, gdzie udało się wziąć rewanż na piłkarkach z Kraju Kwitnącej Wiśni (2:1). Po kolejnych dwóch latach Amerykanki okazały się najlepsze w Złotym Pucharze CONCACAF, podobnie, jak cztery lata później. W roku 2015 na Mundialu w Kanadzie zostawić za plecami wszystkie rywalki, deklasując ponownie Japonki, tym razem 5:2. Tytuł ten udało się obronić w 2019 roku, tym razem pokonując 2:0 Holenderki. Zresztą, niemal w pojedynkę Rapinoe wygrała dla kadry mecze z Hiszpanią oraz Francją w fazie pucharowej, natomiast w decydującym o tytule meczu otworzyła wynik. Ostatnim krążkiem w rozgrywkach reprezentacyjnych jest brąz, wywalczony na igrzyskach w Tokio. Ciężko nazwać to sukcesem, gdyż w narodzie zapanowało rozczarowanie „tylko” trzecim miejscem. Z mniej, lecz wciąż prestiżowych rozgrywek w gablocie pomocniczki są także trzykrotnie wygrany Puchar Algarve (2011, 2013, 2015) , SheBelieves Cup (2018) oraz Puchar Narodów (2018).

 Choć na boisku Megan oglądamy już dobre kilkanaście lat, najwięcej tytułów stricte indywidualnych datuje się na jej najlepszy w karierze rok, czyli 2019. Do tego momentu jej jedynymi wyróżnieniami były „MVP Pucharu Algarve 2013” oraz XI sezonu NWSL 2018. Trzy lata temu lista ta niebywale się rozszerzyła. Poczynając od miana najlepszej rozgrywającej oraz miejsca w drużynie roku według IFFHS (International Federation of Football Historics and Statistics) . W TOP 11 roku 2019 nie zabrakło Amerykanki również w zestawieniu FIFPro. Wszystko to uzupełniają: zawodniczka finału MŚ, najlepsza zawodniczka według FIFA, Złota Piłka Mundialu, Złoty But MŚ, kończąc na Złotej Piłce France Football z największą w przypadku kobiet przewagą. To musi budzić respekt i nie można umniejszać osiągnięciom 37- latki. Jednak gdyby chodziło tylko o jej występy na murawie, pewnie tekst ten by się nigdy nie ukazał.

fot. Mikołaj Barbanell

Potrzebny coming – out z niepotrzebnym wejściem w politykę?

Wiadomo, że sport i polityka od dawna idą ze sobą w parze, lecz postaram się jak najlepiej nakreślić to, co mam na myśli. W 2012 roku Megan Rapinoe wszem i wobec ogłosiła, że jest orientacji homoseksualnej. To rzecz jasna nie jest coś, za co można piłkarkę przestać szanować. Miłość nie jest chorobą – to także truizm, lecz dobrze wiemy, że nie do każdego w XXI wieku to dociera. Sam krok z perspektywy czasu można ocenić pozytywnie, gdyż mógł stać się impulsem do „pójścia za ciosem” nie tylko przedstawicielek i przedstawicieli świata sportu, ale i osób szerzej nieznanych, które kryły swoją orientację. Nic w niej nie ma złego, ale obaw zawsze jest więcej niż argumentów „za”, jeśli się jeszcze nie zdecydowano na taki krok. Brak akceptacji środowiska szkolnego, pozaszkolnego czy rodziny są przerażające zwłaszcza dla młodszych. Duszenie w sobie tak ogromnego brzemienia także wpływa na komfort psychiczny, także taki apel ode mnie – mówmy wprost, co nam leży na sercu. Zwłaszcza, jeżeli kwestia ta dotyczy tak istotnych kwestii. Kochajmy się i tyle.

 Coming – out Amerykanki w zestawieniu z tego typu gestami w świecie męskiego futbolu jest na swój sposób niezwykły. Z jednej strony mamy w końcu prostackie, wręcz odpychające spojrzenie na homoseksualizm. W końcu wiadomo – dwie kobiety to coś, co każdy chciałby oglądać i „mężczyznom” to nie przeszkadza. Lecz dwóch facetów – obrzydliwe. Dokładnie, obrzydliwe… kategoryzowanie. Pierwszy piłkarz, który dokonał publicznie „wyjścia z szafy” – Justin Fashanu, popełnił samobójstwo. Były reprezentant Niemiec, Thomas Hitzlsperger, przyznał się publicznie do homoseksualizmu dopiero po odwieszeniu butów na kołek, ponieważ bał się reakcji kolegów. W końcu gej to synonim napastnika seksualnego, czyż nie? No nie! Kobiety są z reguły bardziej empatyczne, stąd też nie dziwi bardziej pozytywny odbiór deklaracji Rapinoe. Nie oznacza to jednak, że nie musiała zmierzyć się z falą krytyki i ataków za coś, co nie wpływa w żaden sposób na jej piłkarskie dokonania. Postanowiła więc podjąć walkę, za co należy się szacunek. Tylko taktyka chyba nie została do końca przemyślana.

 Chyba najgłośniej odbiła się w mediach na całym świecie poruszenie kwestii equal pay. Amerykanki, które na arenie międzynarodowej stanowiły o sile kobiecego futbolu, domagały się zrównania pensji wraz z męskimi zarobkami. Postulat ten popierany był postulatami wprost uderzającymi w różnice osiągnięć kadry Panów i Pań. Oczywiście, jasnym jest, że w bezpośrednim zestawieniu płeć piękna dostałaby zapewne dwucyfrówkę, aczkolwiek to nie główny point. Walka o wyrównanie wynagrodzeń trwała kilka lat i zakończyła się ostatecznie wygraną strony pozywającej, a ogromna w tym zasługa najbardziej zdeterminowanych w batalii Alex Morgan oraz rzecz jasna Rapinoe. Po drodze fakt faktem odrzucano wnioski, składano apelacje, więc kłody pod nogi były rzucane cały czas. Finalnie rekompensata została piłkarkom wypłacona, a w ostatnich dniach świeżym tematem został podział w stosunku 50:50 kwoty, jaka wpłynie do krajowej federacji od FIFA za wyniki męskiej reprezentacji na Mundialu w Katarze pomiędzy obie sekcje. Wielu ludziom się to nie podoba, bo „rzuciły się na kasę” i „na pewno w drugą stronę tak nie działa”. No niestety dla niektórych, ale działa. Przydział finansowy z tytułu sukcesów kobiecej drużyny także trafia w połowie do mężczyzn. Może i w przypadku większości krajów jakikolwiek sens miałby argument o skali popularności w obu przypadkach. Tyle, że w Stanach Zjednoczonych akurat nie, bo tam popularność żeńskiej kadry jest zdecydowanie większa. Nadal uważam, że przystanie na equal pay to wyjście dalekie od idealnego, ale mające w tym wypadku jakąś słuszność. Zatem punkt na konto Megan, warty odnotowanie, bo wiele ich dziś na konto 37- latki nie trafi.

 Wiadomo, że form dyskryminacji mamy od groma i płciowa, jak i orientacji seksualnej, to tylko początek długiej listy. Brak równości obserwujemy na całym świecie, lecz z reguły jeśli jakieś państwa mają być częściej na językach, to na tej liście nigdy nie zabraknie USA. Z każdą z nich należy walczyć w przemyślany sposób, szczędząc sobie niepotrzebnych gestów i manifestacji, skupiając się na problemach, które zliczyć naprawdę ciężko. Triumf Rapinoe w jednej kwestii z pewnością zakorzenił w niej przekonanie, że można zmienić więcej. Z czasem więc wydaje się, że futbol stał się sprawą drugorzędną i na pierwszym miejscu pojawiła się polityka. Za same chęci nie mamy prawa jej krytykować, gdyż idea, jaką niesie jest słuszna. Tyle, że tak jak w piłce nożnej dobry pomysł niekoniecznie pokrywa się z wykonaniem, tak na podłożu politycznym sytuacja ma się niezwykle podobnie.

Nie pójdę do żadnego p**********o Białego Domu”

 Świadomość bycia osobą rozpoznawalną szerzej dla niej to synonim wpływowości. Oczywiście, siła przebicia w stosunku do „zwykłej, szarej” jednostki nie podlega dyskusji, lecz to od zawsze i na zawsze broń obusieczna. Jeśli porusza się ważny temat w słuszny sposób to fanów Twych postulatów nazbiera się od groma. Analogiczna sytuacja ma miejsce, gdy zaczynać gadać bzdury bądź zabierać się za istotne kwestie od złej strony. Wrogów nazbiera się jeszcze więcej niż potencjalnych zwolenników. Rzecz jasna i tak nie wszystkim dogodzisz, ale nie w tym rzecz. Cytując Mateusza Borka czasami wchodząc na jakiś grunt z pokładami pewności siebie i swych racji „mylisz odwagę z odważnikiem”. Tak też jest w przypadku Amerykanki.

 Nie od dziś wiadomo, że zawodniczce nigdy nie było po drodze z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych, Donaldem Trumpem. Jego pasywność w kwestiach „Black Lives Matter” oraz nazywanie tego ugrupowania „toksyczną propagandą” na pewno nie stanowiły dobrze o podejściu do realnego problemu. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć (mówię to z bólem z uwagi na osobistą antypatię do Trumpa) , ale poniekąd może on mieć rację, budując wypowiedź pod swą narrację. Chodzi o to, że walka o równouprawnienie przyjmuje formę dyskredytacji i dyskryminacji „oprawców”. Poza tym, na pewno o ugrupowaniach też świadczą negatywnie incydenty podczas wszelakich marszów bądź demonstracji, lecz na to nie poradzimy nic, póki ludzie inteligentni nie zorganizują marszu przeciw ruchowi idiotów. Wracając do tematu, chyba ideą „BLM” nie jest sprowadzenie rasy białej do tych gorszych? Swego czasu realny problem występował z normalizacją modelingu plus size, co wydatnie pomogło osobom z nadwagą w budowie poczucia własnej wartości. Tyle, że piłka została znów odbita i obrywać zaczęło się „chudym szkapom”. Po co?

(…) Chodzi o to, że walka o równouprawnienie przyjmuje formę dyskredytacji i dyskryminacji „oprawców” (…)

Po sukcesie międzynarodowym w 2019 roku i wywalczeniu złotego medalu na Mistrzostwach Świata kadra kobiet została zaproszona do Białego Domu. To formalność, która jest znana chyba każdemu z innych dyscyplin – nic nowego. Z tym, że gwiazda Mundialu z miejsca zaznaczyła, nawet już przed turniejem, że jej noga nie postanie w tym samym budynku, w jakim przebywa ówczesny prezydent. Słowa Rapinoe dotrzymała i nie pokazała się wraz z resztą zawodniczek. Kolejny element aktywistycznej działalności? Z pewnością. Trwając w swych postanowieniach, klękała przed spotkaniami w ramach aktu sprzeciwu wobec traktowania czarnoskórych, wciąż wyrażała głośno swoje zdanie na temat środowiska LGBTQ+ czy dyskryminacji kobiet. Zaangażowania nie możemy jej odmówić. Tylko zastanówmy się, na ile sprawdza się w praktyce ciągłe wspominanie, że jest źle i nakłanianie innych osób, by się zaangażowały, a one są głuche na te prośby? Mówisz coś i odbija się to od ściany – zjawisko częste, zawsze nieprzyjemne i bolesne. Wtedy przed oczami zazwyczaj ma się trzy wyjścia: zrezygnować, kontynuować, nie zważając na brak aprobaty lub wejść w temat mocniej, siłą. O tym, co wybrała Amerykanka nieco później, ale można się powoli się domyślać, w którą stronę zaczęła zmierzać.

 Kolejnym „sukcesem” Rapinoe była oczywiście wygrana w wyborach Joe Bidena. Od początku kampanii popierała ona właśnie tego kandydata z uwagi na pokrywające się z jej wizją postulaty. Nic więc dziwnego, że od momentu, gdy obecnie 80 –latek wprowadzał się do Białego Domu, miejsce to przestało być dla Amerykanki tym „w którym jej noga nigdy nie postanie”. Nie raz przemawiała na tamtejszej mównicy, co w perspektywie czasu przyniosło jej więcej strat niż korzyści. Od dłuższego czasu formy jej walki z dyskryminacją nie stanowiły już formy, za którą podążaliby zwolennicy walki o równość. Rozpoczęło się pomijanie Rapinoe w kampaniach, spadła na nią także fala krytyki, często przejawiająca zwyczajny brak szacunku w stosunku do jej osoby. A to wszystko, jak sama zainteresowana zaznaczyła, „ponieważ jest kobietą”. Takie myślenie nie miało prawa jej pomóc. A lista zachowań, które śmiało można uznać za społecznie szkodliwe jest dłuższa.

Nie biegaj gdy możesz stać, nie stój gdy możesz siedzieć, nie siedź gdy możesz leżeć.“ – czy milczenie to przyzwolenie?

 Stwierdzenie to utarło się już w „mainstreamie” wiele lat temu i zdaje się dla mas być czymś aktualnym i pokrywającym się z rzeczywistością. Tyle, że w istocie prawnej są tylko konkretne sytuacje, w których brak odpowiedzi, ustosunkowania się do czegoś, pokrywa się w wyrażeniem na coś zgody. Zdaje się tego nie rozumieć sama piłkarka. Nie twierdzę przy tym, że samo nagłaśnianie problemów to coś złego. Natomiast zmuszanie innych, by wyrazili swoją opinię, bo „mają wpływy, a wpływy to klucz do rozwiązania kłopotu” nie ma najmniejszego sensu. Poza tym jeżeli ktoś wyraził swój dezaprobatę wobec złego traktowania grup powszechnie uznawanych za pokrzywdzone, jest wypychany publicznie przez Rapinoe na piedestał. A jeżeli ktoś milczy to w sumie można mieć go gdzieś – skoro nic nie powiedział, to nie podziela moje zdania, prawda? No nie do końca.

 Sam wcześniej wspomniany wątek odwiedzenia Białego Domu jest intrygujący i może działać na niekorzyść Megan. W końcu najbardziej pospolita forma wyrażania sporów to mediacja, która powinna być podstawowym, pierwszym krokiem w kwestii rozwiązania konfliktu. Z niej amerykanka świadomie zrezygnowała, ogłaszając w opinii publicznej swą deklarację. Lecz kiedy zmienił się jej potencjalny rozmówca potwierdziła gotowość do rozmowy. Z tym, że to w żaden sposób nie pomogło na dłuższą metę. Zawsze wygodniej spędza się czas w gronie osób o zbliżonych poglądach, aczkolwiek to stawianie na wygodę i swój komfort na pierwszym miejscu. Nie powinno się przypadkiem próbować zrozumieć sposobu myślenia jednostek o innym spojrzeniu bądź niewyrażającym opinii na dany temat? Milczenie to przede wszystkim wybór danej osoby i nie twierdzę, że 37- latka nie mogła zrezygnować z potencjalnej dyskusji z Trumpem. Tyle, że jeśli chciała coś osiągnąć jak najszybciej, to nie powinna. A skoro zdecydowała się na to, nakłanianie innych, by głośno podjęli dialog z narodem bądź wygłosili monolog, staje się w tym obliczu pokazem hipokryzji, gdyż na pierwszym miejscu wymaga się od siebie.

 Kolejna sprawa to klęczenie, które powszechnie podzieliło wszystkich. Powstała wówczas dyskusja, czy należy to w ogóle robić, czy są jakieś inne gesty, którymi w samym założeniu można okazać wsparcie. Jednocześnie, ktoś, kto nie zamierzał wykonać żadnego z aktów miał do tego pełne prawo. Przecież sam teoretycznie pokrzywdzony, Wilfried Zaha, zrezygnował jako pierwszy z zawodników z klękania w Premier League, argumentując to tym, że to już nie akt solidarności, a część przedmeczowych formalności i robi się to, bo musi. Nic na siłę. Tyle, że taka oczywistość w opinii byłej bramkarki reprezentacji Stanów Zjednoczonych, Hope Solo, nie trafiała do Rapinoe. Ponoć pomocniczka na zmuszała inne piłkarki do klękania przed rozpoczęciem spotkania, bo „ona tak robi” , a wszystkie są przeciwko dyskryminacji. Po raz kolejny widać tutaj jak na dłoni, w jak złą stronę idzie aktywizm zawodniczki. Form wsparcia mamy aż nadto i żadna nie może być uznawana za mniej lub bardziej słuszną.

‘Ponoć pomocniczka na zmuszała inne piłkarki do klękania przed rozpoczęciem spotkania, bo „ona tak robi” , a wszystkie są przeciwko dyskryminacji. (…)’

 Następnym faktem, który przemawia przeciw pomocniczce, jest to, że często w licznie udzielanych wywiadach nie stawia już na rozwiązania, a nakreślenie problemu. Z tym, że chyba każdy ma świadomość, jakie problemy powszechnie są zakorzenione w społeczeństwie. Naprawdę nie trzeba tego ciągle powtarzać, należy zrobić krok naprzód i wyjść do społeczeństwa ze sposobami walki z prześladowaniami. Te wprawdzie także są znane, ale ciężko zrozumieć piłkarce, że nie wszystkim zależy na uzewnętrznianiu własnych przekonań. Nieważne, czy to z obaw o bezpieczeństwo czy kwestie wizerunkowe – nadal to wybór, który może podjąć dosłownie ktokolwiek, bez względu na skalę oddziaływania na opinię publiczną. A na jej zaangażowaniu, nie podlegającemu dyskusji, swoje żniwa zbierają media, które z pewnością w kilku przypadkach średnio obchodzi, co Rapinoe ma do powiedzenia i z jaką ideą przychodzi. Jej postać jest już w tym momencie na tyle kontrowersyjna, że i tak oglądalność będzie się zgadzała, co przełoży się na wynik finansowy. Ważne, by poruszyć tłum.

 Ostatni kłopot, jaki mam z Amerykanką to względne przeświadczenie, że ona rozumie, z czym mierzy się każda dyskryminowana osoba. Dopóki nie reprezentuje się danej grupy, w 100% nie pojmie się tego, co dokładnie oddziału jena dane jednostki, bo nie mamy zdolności wejścia w ich psychikę. Nie wątpię, że kwestie równości płac, złego traktowania kobiet i prześladowania środowiska LGBTQ+ to płaszczyzny, w których 37- latka odnajduje się najlepiej. Tyle, że pozostałe kwestie, nie dotyczące jej bezpośrednio, nie zostaną tak dobrze zrozumiane. Możemy tylko poznać powierzchownie problem, lecz nie zaznamy nigdy bólu , z jakim przez życie mierzą się Ci ludzie. Ktoś może powiedzieć o empatii, która niewątpliwie ułatwia mediację. Tyle, że co innego potrafić sobie wyobrazić jakkolwiek to, co ktoś przeżył. Doświadczenie na własnej skórze to zupełnie inna para kaloszy. Poza tym, nie oczekujmy, że obraz wykreowany na podstawie słów będzie miarodajny, bo cierpienia nie da się opowiedzieć. Emocje, towarzyszące zrzucaniu ciężaru z serca, to tylko uproszczona wypadkowa przeżyć, których jeśli nie zaznaliśmy, uproszczając nie pojmiemy. A nie wygląda, by Rapinoe to rozumiała.

 Słowem podsumowania, nie możemy dyskredytować dorobku w karierze piłkarskiej Amerykanki w oparciu o jej działalność pozasportową. Nie dziwi też fakt, że jako walcząca o swoje prawa, wybrała drogę, by uszczęśliwić wszystkich. Z tym, że na ten moment ciężko stwierdzić, że jej aktywizm wpływa pozytywnie na obraz stron pokrzywdzonych, które swą osobą stara się reprezentować. Nie zawsze wchodzenie na ochotnika jako reprezentant jednej z grup, będących w szerokim spectrum, jest dobrym rozwiązaniem. A nawet, jeśli ma się przeświadczenie o swej racji, nie obliguje to do narzucania jej innym jako „drogi, którą należy obrać”. Życie nauczyło mnie, że jeśli za dużo bierze się na swoje barki, to niektóre kwestie jest w stanie poprowadzić tak beznadziejnie, że lepiej było się tego nie podejmować wcale. I tak w dużym skrócie widzę na ten moment działalność aktywistyczną Megan Rapinoe. Czy jest ona amerykańską odpowiedzią na Maję Staśko? Dla niektórych pewnie tak, dla innych jeszcze nie. Nie jest istotne rozbijanie tego na czynniki, bo główny, wspólny mianownik jest ten sam – obie Panie wyrządziły więcej złego swą działalnością, ślepo wierząc, że ich działania są rozsądne, jednocześnie stając się „memem” i antyreklamą udanej walki o prawa pokrzywdzonych.

 

 

Michał Nadrowski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!