Niełatwa lekcja katalońskiego [WIDEO]
Świat UEFA Women's Champions League UEFA Womens Champions League

Niełatwa lekcja katalońskiego [WIDEO]

fcrfcb
Nadkomplet widzów na stadionie w Malmö to rzeczywiście dawno niewidziany obrazek

  Przed czwartkowym wieczorem na Malmö IP mieliśmy nie lada problem. Bo jak tu właściwie traktować dzisiejszy mecz? Czy powinniśmy podejść do niego na zasadzie nagrody za wywalczenie trzynastego w historii klubu z Rosengård mistrzostwa kraju? Teoretycznie miałoby to sens, ale jednak byłoby to równoznaczne z potraktowaniem zawodniczek ze Skanii bez należytego szacunku. Bo tak, do Szwecji przyjechała właśnie prawdopodobnie najbardziej efektowna drużyna klubowa świata, ale przecież klub z Malmö także reprezentowany jest przez zestaw ambitnych, profesjonalnych piłkarek, a nie grupę hobbystek kopiących po godzinach futbolówkę. Czyli co, gramy jednak o zwycięstwo? W rywalizacji dwóch zawodowych ekip właśnie tak to powinno wyglądać, ale jednak trudno było myśleć realnie o tym, żeby podjąć dziś z Barceloną równorzędną walkę. O ile jakieś przypadkowe urwanie punktów dało się jeszcze gdzieś resztkami wyobraźni zobaczyć, o tyle perspektywa ciekawego, toczonego pod obiema bramkami meczu wydawała się całkowicie odrealniona.

Niektórzy powodów do delikatnego optymizmu próbowali szukać w tym, że aura była dziś w Malmö wyjątkowo kapryśna, a padający z coraz to większą siłą deszcz miał skutecznie uniemożliwić gościom prowadzenie na murawie tradycyjnej, katalońskiej gry. Tym bardziej, że stan boiska i bez meteorologicznych przebojów jak zawsze na tym etapie sezonu pozostawia już sporo do życzenia. Szybko okazało się jednak, że Barcelonie nie przeszkadza ani mokra nawierzchnia, ani sztuczna płyta i po kilku chwilach tradycyjnego wieczorka zapoznawczego mistrzynie Hiszpanii ruszyły do bardziej konkretnych ataków. A gdy to już się stało, to pierwszy tego dnia gol był już tylko i wyłącznie kwestią czasu. Po kwadransie futbolówkę do siatki skierowała po pięknej zespołowej akcji Brazylijka Geyse, ale sędzia liniowa tego trafienia jak najbardziej słusznie jeszcze nie uznała. Była napastniczka CFF Madryt spróbowała zatem raz jeszcze, ale tym razem przed wybuchem radości powstrzymała ją … Asisat Oshoala, przypadkowo blokując niechybnie zmierzającą do siatki futbolówkę. W 30. minucie gry już nic nie było jednak w stanie przeszkodzić piłkarkom z Katalonii w otwarciu wyniku, a centrę kapitalnie spisującej się od początku meczu na lewej flance Fridoliny Rolfö na bramkę zamieniła Aitana Bonmati. Ta sama zawodniczka raz jeszcze pokonała przed przerwą australijską golkiperkę Rosengård, a tym razem w roli asystentki wystąpiła wspomniana już wcześniej Geyse. Barcelona miała w tym momencie pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, a jedynym (choć niestety poważnym) problemem dla zespołu z Katalonii wydawała się być kontuzja Caroline Hansen, która po starciu z Jessiką Wik musiała przedwcześnie opuścić boisko, narzekając na problem mięśniowy.

 Rosengård co prawda robił, co mógł, ale ponieważ mógł niewiele, to przez niespełna czterdzieści minut pierwszej połowy mistrzynie Szwecji wymieniły między sobą zaledwie … pięćdziesiąt podań. I jakkolwiek irracjonalnie to zabrzmi, mając na uwadze tak niecodzienne statystyki, z postawy podopiecznych trenerki Slegers można było być umiarkowanie zadowolonym. Dośrodkowania Schough i Larsson zmusiły Sandrę Panos do dwóch interwencji na przedpolu, faul Geyse na Larsson sprokurował niebezpieczny z perspektywy gości rzut wolny, a aktywna w środku pola Bredgaard ani trochę nie przypominała zawodniczki, która jeszcze cztery dni z powodów zdrowotnych temu nie była w stanie dokończyć meczu w Kristianstad. Do pełni szczęścia miejscowym fanom brakowało już chyba tylko celnego strzału, ale i na niego przyszła pora. W drugiej z doliczonych do pierwszej połowy minut na kolejny już rajd zdecydowała się Schough, która oddała futbolówkę dobrze podłączającej się do akcji Persson. Doświadczona pomocniczka zagrała jednak niedokładnie, ale na tyle szczęśliwie, że po rykoszecie od Bonmati futbolówka znalazła się pod nogami Olivii Holdt. A 21-letnia Dunka, nie namyślając się ani chwili, uderzyła na bramkę Panos i – podobnie jak przed miesiącem w Bergen – mogła cieszyć się z gola zdobytego w Lidze Mistrzyń. Choć tym razem już nie w eliminacjach, lecz w fazie zasadniczej. Pierwszy celny strzał Rosengård zakończył się pierwszym straconym przez Barcelonę golem na europejskich boiskach w obecnym sezonie.

 1-2 do przerwy to w teorii wynik będący gwarantem otwartej pod wieloma względami drugiej połowy. W Malmö prędzej spodziewaliśmy się jednak dalszego ciągu naporu na bramkę mistrzyń Szwecji niż pogoni miejscowych za remisem czy zwycięstwem. I rzeczywiście, to na połowie gospodyń czwartkowego meczu nieustannie działo się zdecydowanie najwięcej, a gdyby tylko finalistki ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzyń zaprezentowały podobną skuteczność jak tydzień wcześniej, to i ten mecz jak najbardziej mógł zakończyć się absolutnym pogromem. Mnożące się stałe fragmenty, niebezpieczne wejścia w szesnastkę Rosengård i sytuacje sam na sam nie przekładały się jednak na kolejne gole także dlatego, że z bezpośrednich konfrontacji na przykład z Oshoalą i Crnogorcevic obronną ręką wyszła Teagan Micah. Australijska golkiperka nie byłaby jednak sobą gdyby przy okazji nie zaprezentowała nam jakiegoś absurdalnego zachowania. Tym razem miało to miejsce w 65. minucie, kiedy to zdarzyło jej się puścić strzał Mariony Caldentey z … koła środkowego. Dodatkowy komentarz jest tu absolutnie zbędny, dodać możemy jedynie tyle, że jedna z liderek Barcelony swój bramkowy dorobek podreperowała jeszcze w doliczonym czasie gry, odbijając wyplutą przez bramkarkę z Malmö piłkę. Skończyło się zatem ostatecznie na czterech golach dla gości, ale bez względu na to, czy byłoby ich osiem, czy może dwa, opuszczaliśmy stadion z poczuciem, że oto byliśmy świadkami konfrontacji dwóch piłkarskich światów. I nie była to bynajmniej przyjemna refleksja.

 Na koniec jeszcze słowo o frekwencji: wielu kibiców mocno akcentowało fakt wyprzedania pełnej puli biletów na dzisiejszy mecz. I owszem, nie mam jakichkolwiek wątpliwości, że pewnie i dwa razy większy stadion dałoby się nam przy tej okazji zapełnić. Ja jednak trochę z przekąsem powiem, że nie miałem pojęcia, że w Malmö i okolicach mieszka aż tylu wiernych fanów Barcelony. Bo frekwencja na niezwykle istotnych przecież z perspektywy Rosengård meczach ligowych jednoznacznie wskazuje, że jedynym powodem zachęcającym do przyjścia na stadion akurat w deszczowe, czwartkowe popołudnie pod koniec października była dla zdecydowanej większości zgromadzonych obecność na murawie zawodniczek z Katalonii. Bo okazja do tego, aby obejrzeć w akcji Bredgaard, Holdt, czy Öling trafia się przecież na tym samym stadionie zdecydowanie częściej, ale chętnych akurat na te usługi ewidentnie brakuje. Tyle tylko, że dopóki będziemy sztucznie nakręcać i fetyszyzować pojedyncze frekwencyjne wyskoki, dopóty nigdy nie zrozumiemy skali problemu. A przykład NWSL pokazuje, że lokalna piłka w wydaniu ligowym też może być interesującym produktem w trybie day-to-day. Ale tutaj chyba nie ma większego sensu ciągnąć tematu, gdyż osoby podgrzewające medialny szum najczęściej reagują na niewygodną prawdę mocno alergicznie. A skoro tak, to trzymajcie się i do zobaczenia na kluczowym z perspektywy całej naszej ligi dwumeczu z Benfiką.

Szwedzka Piłka

2

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!