Szwedzkie EUROzagadki
Euro Reprezentacje Świat

Szwedzkie EUROzagadki

contentmedium
Przed Peterem Gerhardssonem trzeci wielki turniej w roli selekcjonera szwedzkiej kadry (Fot. Bildbyrån)

 Rozpoczęcie najważniejszego w tym roku turnieju w europejskim, piłkarskim kalendarzu coraz bliżej i choć za dwa dni czeka nas jeszcze próba generalna z Brazylią, to chcąc, nie chcąc (chcąc!) nasze myśli coraz częściej wybiegają w kierunku lipcowych bojów na angielskich boiskach. Tym bardziej, że nastroje mocno podkręcają nam zagraniczni eksperci, którzy tłumnie jak nigdy wcześniej wieszczą nam rolę głównych kandydatek do tego, aby po finale na Wembley zawiesić na szyjach złote medale. W jakimś procencie są to wprawdzie ci sami fachowcy, którzy po kilku miesiącach kadencji Gerhardssona nawoływali do natychmiastowego przeproszenia się z Pią Sundhage, ale – bądźmy wyrozumiali – jak widać docenienie trenerskiego warsztatu byłego szkoleniowca Häcken czasami wymaga czasu.

Mówiąc jednak całkiem poważnie ani trochę się takim opiniom nie dziwimy, bo jednak trudno oczekiwać, aby osoby zajmujące się na co dzień piłką angielską, niemiecką czy hiszpańską były w stu procentach na bieżąco z tym, jak się w Szwecji sprawy mają. I nawet jeśli niektórzy z nich sumiennie odrobili zadanie domowe, oglądając na przykład starcia z Włochami i Irlandią, a także śledząc popisy naszych zawodniczek w czołowych ligach na kontynencie, to jednak obraz kadry jako całości kształtuje im przede wszystkim występ Szwedek na ostatnim wielkim turnieju. A jak cudowny on był, tego nie trzeba chyba nikomu przypominać. W drugą stronę działa to zresztą to samo i my także doceniamy wartość reprezentacji Anglii lub Hiszpanii przez pryzmat tego, co w ostatnich miesiącach wyczyniały Alexia Putellas i Lauren Hemp, nie biorąc do końca pod uwagę czynników, które dla osób siedzących w temacie tamtych lig zdecydowanie głębiej są kompletnie oczywiste. A wiecie, co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Że te wszystkie przewidywania, bardziej lub mniej insiderskie, i tak na końcu zweryfikuje boisko, bezwzględnie obnażając naszą niewiedzę. I niech tak się dzieje, bo przecież również o to w tym całym futbolu chodzi.

 Na subiektywne i zapewne błędne typowanie EURO 2022 zaproszę was jednak tuż przed rozpoczęciem turnieju. Nie żeby to miało wiele pomóc, bo skoro poprawnie udało się nam przewidzieć zwycięzcę EURO 2017 oraz mundialu 2019 (w tym ostatnim przypadku bezbłędnie trafiona została cala pierwsza czwórka!), to z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że następny złoty strzał trafi nam się gdzieś w okolicach roku 2040. I nie byłaby do specjalnie dobra wiadomość dla Angielek, bo nie jest tajemnicą, że one będą w tych przewidywaniach zajmować jedno z bardziej eksponowanych miejsc. Dziś zajmiemy się jednak wyłącznie sprawą szwedzką i tym, jaką wartość tegoroczny turniej będzie miał dla kadry Petera Gerhardssona.

Czy to prawda, że imprezą docelową jest australijski mundial?

 Tak. Już na początku ery epidemicznej kontrakt z selekcjonerem został przedłużony do końca sierpnia 2023 i to właśnie po zakończeniu mistrzostw świata na Antypodach dojdzie do sumarycznej weryfikacji czteroletniego cyklu. Nie ma co ukrywać, że australijsko-nowozelandzki turniej przynajmniej w teorii będzie imprezą życia dla piłkarek z rocznika 1993, stanowiących na tę chwilę absolutny trzon naszej kadry. A gdy spojrzymy, jak skromnie przedstawiają się rezerwy z roczników -98 i młodszych, to nie trzeba być zdolnym prorokiem, aby przewidzieć, że o powtórzenie osiąganych obecnie sukcesów w kolejnej czterolatce może być niezwykle trudno. Bo nawet jeśli Eriksson, Rolfö czy Glas latem 2027 wciąż będą odgrywały w zespole ważne role (absolutnie nie wątpimy zresztą, że tak będzie), to jednak wyjściowej jedenastki ze średnią wieku zbliżoną do 35 lat nijak nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Przyszłoroczny mundial będzie zatem imprezą podsumowującą dorobek pokolenia, które kiedyś być może okrzykniemy tym, które dostarczyło szwedzkiemu futbolowi najwięcej pięknych wspomnień. Anglia będzie jednak zdecydowanie najważniejszym przystankiem w drodze po marzenia i nieśmiertelność i możemy być pewni, że przygotowanie do EURO przebiegało na tak samo profesjonalnym poziomie, jak do japońskich Igrzysk. I jeśli jego efekty okażą się choćby w połowie tak spektakularne, to na pewno będziemy tym faktem ukontentowani.

Czy to prawda, że konkurencja o miejsce w kadrze była największa w historii?

 Tak podczas niedawnych konkurencji twierdził sam selekcjoner, a że mamy go raczej za człowieka prawdomównego, to nie śmiemy wątpić, że dokładnie tak wygląda to z jego perspektywy. A jest ona oczywiście niezwykle cenna. Wartości tym słowom dodaje zresztą fakt, iż zostały one powtórzone trzykrotnie, w kompletnie różnych okolicznościach. Tyle tylko, że nawet jeśli trener i jego sztab mieli przed ogłoszeniem powołań niełatwą zagadkę do rozwikłania, to sumarycznie zdecydowali się postawić w całości na sprawdzone w boju nazwiska. Nie zamierzamy rzecz jasna tych wyborów krytykować, bo i żadnej spektakularnej rewolucji ani się nie spodziewaliśmy, ani nie byłaby ona jakkolwiek racjonalna. Jeśli jednak nawet w przypadku zawodniczek na miejsca 18-23 nie doczekaliśmy się choćby jednej niespodzianki, to znaczy to dokładnie tyle, że dotychczasowe kadrowiczki atak prawdopodobnie wzmożonej konkurencji skutecznie odparły. Przypomnijmy bowiem, że dwie jedyne turniejowe debiutantki w kadrze Gerhardssona to 24-letnie Amanda Nildén i Johanna Kaneryd to nie są żadne nowicjuszki, także na arenie międzynarodowej. Do Anglii wysyłamy więc ekipę, w której wahadło wyraźnie przekręca się w stronę doświadczenia. W szwedzkich warunkach identyczna strategia już nie raz (choć z drugiej strony również nie zawsze) potrafiła przynieść naprawdę dobre rezultaty. Bo jak doskonale wiemy, nordyccy sportowcy – z nielicznymi wyjątkami potwierdzającymi regułę – potrafią naprawdę pięknie dojrzewać.

Czy to prawda, że jedziemy do Anglii po złoto?

 Oczywiście, że tak. Choć zapewne w dokładnie tym samym celu jedzie tam na przykład taka Irlandia Północna. Szanse naszego zespołu oceniamy rzecz jasna zdecydowanie wyżej niż dzielnych zawodniczek z Ulsteru, a nawet Austriaczek, Szwajcarek, czy Belgijek, ale w niczym nie zmienia to faktu, że każdy z finalistów rozpoczyna turniej z podobnymi celami, pragnieniami i marzeniami. A tylko jeden spośród szesnastu chętnych będzie mógł je w całości zrealizować. W każdym razie, na EURO wybieramy się po to, aby na Wembley zagrać, choć nie będziemy chyba w tej kolejce stać na czele pierwszego rzędu kandydatów. Bo przecież, gdy zaczniemy analizować potencjały kadr pozycja po pozycji, to już przy bramkarkach napotykamy na poważne, szwedzkie problemy. Mamy bowiem skaczącą pomiędzy madrycką ławką i trybunami Lindahl, grającą mało (choć wobec niedawnej absencji Berger czasowo zaczęło wyglądać to nieco lepiej) Musovic i wreszcie rozgrywającą najsłabszą rundę od dawna Falk. Owszem, wiele szwedzkich zawodniczek reprezentuje naprawdę wielkie, europejskie kluby, ale czy aby na pewno w ostatnich miesiącach ich sportowa wartość aż tak znacząco podskoczyła? Mamy liderkę defensywy w postaci zawsze solidnej Eriksson, do tego Rolfö, Ilestedt i Blackstenius, które zaskakująco szybko i bezproblemowo zaczęły odgrywać naprawdę ważne role w swoich klubach, jest Asllani, której potencjał Gerhardsson potrafi jak nikt inny wykorzystać dla drużyny w dwustu procentach i jest wreszcie Seger, która nawet kopiąc futbolówkę w Malmö potrafi być w tej ekipie kapitanką z prawdziwego zdarzenia. Mamy więc naprawdę sporo wykrzykników, ale jednak równie wiele znaków zapytania. Bo przecież dla Glas czy Hurtig miniony sezon był zdecydowanie mniej udany niż poprzedni, Andersson na dobre przyspawała się do ławki Chelsea, Jakobsson próbuje odbudowywać się w San Diego po kompletnie nieudanej, bawarskiej przygodzie, Angeldal przegrała rywalizację o miejsce w jedenastce Manchesteru, Kullberg wcale nie podbiła Brighton, Björn Liverpoolu, a Bennison nie zagrała jeszcze w kadrze swojego meczu. Paradoksalnie, cała nadzieja w tym, że niektóre z naszych piłkarek przystąpią do turnieju głodne dobrej gry, a inne odżyją podczas zgrupowania w Båstad, jak kiedyś Kaneryd, Angeldal, czy wspomniana już Blackstenius. Pamiętajmy jednak, że jeśli uznać rozgrywki klubowe za najpoważniejszy weryfikator, to na pewno nie dysponujemy największym piłkarsko potencjałem spośród wszystkich finalistów, a i kwestia miejsca na podium byłaby tu mocno dyskusyjna. Inna sprawa, że przed Japonią sprawy wyglądały dokładnie tak samo, a później przyszedł koncert przeciwko USA i niebiesko-żółta machina ruszyła po swoje.

Czy to prawda, że będzie dobrze?

Tak, tak, tak! Bo choć jesteśmy świadomi własnych niedoskonałości, to pokora absolutnie nie stoi w sprzeczności z pewnością siebie. A nawet w pewnym stopniu ją wzmacnia. Do Anglii lecimy zatem ze sporym optymizmem i wyczekujemy na horyzoncie pierwszej, tym razem pomarańczowej przeszkody. A następnie pięciu kolejnych.

 

Szwedzka Piłka

Jared Burzynski

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!