Trener Marcin Augustynowicz wierzy, że jego Włókniarz Białystok jeszcze pokaże się w znaczniejszym stopniu na mapie futsalu i kobiecej piłki nożnej w Polsce. Według niego w kobiecej piłce są także ciemne strony. Chodzi o brak szacunku. No i kasa, bez której jest pod górkę.
– Po raz pierwszy Włókniarz zagrał w Ekstralidze futsalu. Czy była to świadoma decyzja, aby grać na hali?
– Tak. Już dwa lata temu przystąpiliśmy do Pierwszej Ligi Futsalu Kobiet. Naszym głównym celem był, tylko i wyłącznie rozwój indywidualny naszych zawodniczek. W futsalu można doskonalić takie umiejętności jak gra na małej przestrzeni, czy choćby grę 1×1 w obronie, czy ataku do tego dochodziła jakże ważna w rozwoju, ciągła rywalizacja w okresie “trawiastej posuchy”. Ku naszemu zdziwieniu, udało się zająć drugie miejsce i zagrać baraż o ekstraligę. Od tamtego momentu z roku na rok uczyliśmy się tej dyscypliny. Wspomnę tylko, że już rok temu mogliśmy grać w EFK, kosztem wycofanej drużyny z Kórnika (to właśnie z nimi przegraliśmy baraże, jednak niestety problemy finansowe nie pozwoliły zawodniczkom Kotwicy przystąpić do nowego sezonu.) uznaliśmy jednak, że na nasze jakże młode zawodniczki to troszkę za wcześnie. Druga sprawa, jak awansować to nie przy zielonym stoliku, a na boisku – odpuściliśmy. Czas pokazał, że była to dobra decyzja, gdyż w kolejnym sezonie wygraliśmy ligę i bez niczyjej pomocy, samodzielnie awansowaliśmy do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce.
– Dlaczego nie było sukcesów?
– Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Przypomnę, cel od zawsze był jasny, rozwój indywidualny naszych zawodniczek. Każda z nich podniosła swoje umiejętności w znaczny sposób. Fakty są takie: Kilka z nich już z nami nie ma, przeszły do innych klubów, wszystkie do klubów z wyższych lig niż ta, w której gramy my. Kilka miało przyjemność powołania do młodzieżowej Reprezentacji Polski czy to nie oznaka sukcesu? Oczywiście, punktów z lidze było zdecydowanie za mało, jednak znów wyjdę z “ale”. Z dziewczyn, które awansowały ubyło pięć bardzo ważnych zawodniczek, to połowa drużyny, a jesteśmy klubem, który wychowuje i szkoli dziewczyny, nie kupuje, nie pobiera z innych klubów, opieramy się na swoich wychowankach i takowymi uzupełniliśmy kadrę. Jedynym wyjątkiem w tym roku była Ola Bieryło i w pojedynczych meczach trzech dziewczyny z wymiany studenckiej, jedna Hiszpanka i dwie Norweżki. Kolejną miłą sprawą były słowa trenerów, którzy w tym futsalu są od dawna, a przeciw którym się mierzyliśmy. Byli tacy, co twierdzili, że jesteśmy najlepszym beniaminkiem od lat, po prostu graliśmy w futsal, nie murowaliśmy się, to była otwarta, miła dla oka kibica dawka piłki nożnej na hali.
– Czy można mówić o różnicy, jeśli chodzi o futsal kobiet na Podlasiu i reszcie kraju?
– Nie oszukujmy się, grupa południowa jest dużo silniejsza. Mimo że nie miałem okazji mierzyć się z żadnym z tych zespołów na boisku w rozgrywkach seniorskich, troszkę wsiąkłem w tę dyscyplinę, czasem obejrzę relację, widzę wyniki, różnica jest zauważalna. Na północy zaimponował mi UAM w Poznaniu. To był jedyny zespół, który ma bardzo dużo różnych wariantów rozegrań i umie je zrealizować w meczu. Podlasie to raptem dwa kluby grające w rozgrywkach seniorskich plus nasze drużyny występujące w MMP. W rozgrywkach młodzieżowych nie mamy się czego wstydzić, w seniorkach jeszcze nam brakuje. Powód? U nas to dopiero ruszyło, reszta kraju ma seniorki pełną gębą, dziewczyny po 20-30 lat. My? Nastolatki po 15-17…
– Dlaczego niektórym drużynom trudno walczyć o górną półkę w futsalu?
– Powód jest oczywisty, pieniądze i układy. A tak poważnie, kluby bogate stać na ściągnięcie zawodniczek starszych, doświadczonych, na odpowiednim poziomie emocjonalnym i wyszkolenia piłkarskiego, o odpowiednim usposobieniu, odpowiednich do taktyki trenera. Uczelnie zaś posiłkują się studentkami, zawodniczkami klubów trawiastych niewystępujących w rozgrywkach futsalowych. Kluby opierające się tylko i wyłącznie na swoich wychowankach nie mają szans, powód? Zawsze będzie jakaś migracja, dziewczyny zmieniają szkoły, miejsca zamieszkania, kluby. Klub taki co sezon raczej straci kolejną zawodniczkę (i będzie uzupełniał, może nawet nie zawsze słabszą, ale zawsze mniej doświadczoną) niż pozyska nową, gotową.
– Jakie zamierzenia na trawę? Czy są zmiany w składzie?
– Cel postawiony drużynie to miejsca 1-3 w drugiej Lidze. Z racji reorganizacji, innego celu być nie może. Aktualnie zajmujemy trzecie miejsce, mamy bardzo małą stratę punktową do miejsca oznaczającego awans, ale jeszcze mniejszą do miejsca czwartego, które skutkuje spadkiem do trzeciej Ligi. Zmiany w składzie? Jeszcze troszkę za wcześnie by o tym mówić. To, co można z zadowoleniem zdradzić to powrót kilku zawodniczek, których w rundzie jesiennej nie było z powodów kontuzji i tym podobnych.
– Macie zabezpieczenia finansowe na grę na trawie i w hali?
– W klubie mamy kilka niesamowitych osób i nie mówię tu tylko o członkach Zarządu choć to, co robi Prezes Przemysław Gontar to jest nieprawdopodobne i z tego miejsca jeszcze raz chapeau bas. Mamy kilku przyjaciół, którzy zawsze nam pomogą, oczywiście znacznym zastrzykiem w klubowym budżecie jest dotacja z UM. Zorientowani w kosztach piłki seniorskiej wiedzą, że to za mało, dlatego wciąż szukamy większych, czy też mniejszych sponsorów. Liczymy, że w końcu piłka kobieca stanie się atrakcyjna również pod kątem promocji innych podmiotów.
– Proszę o wskazanie ciemnych i jasnym plam, kolorów w kobiecej piłce nożnej?
– Do plusów należy wymienić dość małe środowisko, które sprawia, że wszyscy się znają, co często tworzy fajną atmosferę. Coraz większe zainteresowanie i próba pomocy ze strony PZPN. Poprawiająca się promocja piłki nożnej kobiet w mediach (mówię tu głównie o transmisjach meczów Reprezentacji Polski Kobiet w TVP i w końcu możliwość oglądania Ekstraligi Kobiet na kanale laczynaspilka.pl czy na ich fanpage. Niestety jest jeden wielki minus, który często odbiera siły i chęci do wszystkiego. Coś, co jest naturalne w piłce męskiej, a nie ma w piłce kobiecej. Chodzi tu o szacunek. Irytuje mnie wydzwanianie przez trenerów, czy kierowników klubów do zawodniczek innych klubów, namawianie ich do przejścia obiecując złote góry, a wszystko w tajemnicy przed klubem macierzystym. Jeden z drugim trenerem nie widzi w tym nic złego, z jednej strony podaje ci rękę, rozmawia jak gdyby nigdy nic, by za plecami robić wkoło ciebie. Moim zdaniem powinno się to odbywać w inny bardziej cywilizowany sposób, przede wszystkim w innej kolejności…
– Rola PZPN w rozwoju wymienionej dyscypliny sportu.
W końcu ruszyło. Powstają nowe, na wzór męskich, rozgrywki. Organizowane są obozy Letniej AMO, Zimowej AMO, Wiosennej AMO, Jesiennej AMO, konsultacje, obozy GK Pro dla bramkarek. Coraz większe pieniądze zaczęto inwestować w rozwój piłki kobiecej, głównie młodzieżowej, co uważam za super krok, gdyż jak coś budować to od dołu. Z minusów? Przede wszystkim organizacja. Reorganizacja rozgrywek seniorskich jest niezrozumiała. Oczywiście, zależy nam na podniesieniu poziomu, jednak nie tak drastycznie, nie kosztem wielu klubów, które przez to znikną z piłkarskiej mapy. Zamiast rozbić 2-3 lat, jak bywało w męskiej odmianie, zrobiono Wielkie KUKU i w jednym sezonie połowie klubów odwracamy świat do góry nogami. Przecież wszystkim zależy by tych klubów było jak najwięcej, Grassroots…. Dużo do poprawy jest w terminarzach rozgrywek, gdzie odpowiednie osoby nie mogą się z sobą porozumieć by terminy futsalowe i trawiaste się nie pokrywały. Brakuje mi również trochę więcej szkoleń i konferencji trenerskich stricte pod piłkę nożną kobiet, ale zawsze można znaleźć coś sobie z tych komercyjnych, więc to spokojnie jestem w stanie przeżyć. W ogólnym rozrachunku jest lepiej nuż było, ale zawsze może być lepiej.
– Podsumowanie podlaskiej piłki nożnej. Rozwój, stagnacja, czy…?
– Zależy jak na to spojrzeć. Jeśli powiemy o piłce seniorskiej, to zdecydowanie stagnacja, a nawet regres. Nie mamy trzeciej ligi, wszystkich zespołów mamy cztery, choć z kolei… trzy z nich w drugiej lidze. Spójrzmy jednak w dół. Powstało wiele nowych klubów młodzieżowych, są ośrodki w Łomży, Suwałkach, Sokółce, Bielsku Podlaskim, Goniądzu. Te dziewczyny będą kiedyś grały. Kadry wojewódzkie nie odstają, może nie zawsze awansują z grupy do finałów, ale zawsze są w walce. Pamiętam czasy, gdy pierwszy raz wybrałem się z kadrą województwa, jechaliśmy do Warszawy na mecz z Mazowieckim ZPN. Ja wtedy bardziej jako pomocnik, wolontariusz, by zobaczyć jak to wygląda. Przegraliśmy bodajże 0:8 i wszyscy byli szczęśliwi, że nie było dwucyfrówki… Takie były czasy. Dziś każdy nas szanuje, w Polsce widzą jaką robotę wykonaliśmy przez te kilka lat. Na zakończenie postaram się to wszystko, co się aktualnie dzieje w podlaskiej piłce kobiecej, spuentować porównaniem do fali powodziowej. Gdy wzbiera się fala, najpierw woda się cofa, tak jest można powiedzieć teraz z nami, klubów ubywa, w związku z reorganizacją nie widać perspektyw. Jednak, gdy dorośnie ten narybek, który teraz biega z warkoczami po orlikach, fala uderzy z podwójną siłą. I oby zalała całą Polskę.
Rozmawiał Jacek Piotrowski