Gdyby mecz odbył się tydzień później... – tak mówiły piłkarki drugoligowych Loczków po spotkaniu z Kolejarzem Łódź.
Z powodu kontuzji skład został tak przetrzebiony, że na ławce rezerwowych usiadły… dwie rezerwowe bramkarki i jedna zawodniczka z pola, która wraca po kontuzji. W rezultacie zabrakło sił i mimo ambitnej gry nasze piłkarki przegrały w Łodzi 1:2.
– Szkoda tych punktów. – powiedział trener Loczków Karol Wołynko. – Ale muszę podziękować dziewczynom za walkę do końca. Splot okoliczności, kontuzje, szpitale – wszystko to doprowadziło do sytuacji, w której nie mogliśmy zagrać w optymalnym składzie.
Początek meczu nie zapowiadał jednak porażki. Po pięknym uderzeniu z półobrotu swoją dziewiątą już bramkę zdobyła Paulina Pokraśniewicz. Chwilę potem ta sama zawodniczka trafiła w słupek, a w ostatniej akcji pierwszej połowy uderzyła obok leżącej już bramkarki, ale piłka minęła o centymetry bramkę gospodyń.
W drugiej połowie trener Kolejarza wprowadził na boisko Katarzynę Borowiec – piłkarkę z dużym doświadczeniem. Zawodniczka ta wyraźnie rozruszała grę Kolejarza, mając udział przy pierwszej bramce i zdobywając drugą.
Wyszkowiankom wyraźnie zaczęło brakować sił. Z konieczności przez 90 minut zagrały zawodniczki z temperaturą, czy dochodzące do formy po kontuzji.
Teraz przed drużyną dwa tygodnie odpoczynku.
– Przerwa przyszła w idealnym momencie – mówi trener. – Zdążymy odbudować się fizycznie i na mecz ze Stomilem pojedziemy w znacznie silniejszym składzie.
Maciej Kowalski