Za nami 9 kolejka szwedzkiej Damallsvenskan, która została rozegrana w środę i dziś (w sobotę)
Zapraszamy na podsumowanie.
Czytajcie i delektujcie się bramkami!
***************
Umeå – Rosengård 0-4 (0-2)
Starcie byłej i obecnej potęgi szwedzkiego futbolu miało zdecydowanego faworyta i tak naprawdę jedyną niewiadomą pozostawały rozmiary zwycięstwa Rosengård. Mistrzynie kraju, podobnie jak w meczu przeciwko Djurgården, wyszły dziś na boisko bez klasycznej napastniczki, ale nie przeszkodziło im to w sięgnięciu po pewne trzy punkty. Z roli „fałszywych dziewiątek” znakomicie wywiązywały się bowiem Masar oraz Salmi, a przewagę liczebną stwarzała ponadto często nabiegająca z głębi pola Gunnarsdottir. Bezbłędnie spisywały się też będące swego rodzaju wizytówką klubu z Malmö skrzydła. Martens wykazała się stuprocentową skutecznością, precyzyjnymi strzałami wykorzystując obie bramkowe okazje, zaś Marta udowodniła, że od ponad dekady na stadionie w Umeå gra się jej wyśmienicie. To właśnie brazylijska supergwiazda wypracowała pierwszego gola dla Rosengård, a sama wpisała się do protokołu meczowego w drugiej połowie, skutecznie dobijając futbolówkę po strzale Salmi, który zatrzymał się na poprzeczce.
Szósta z rzędu porażka, na dodatek poniesiona w bardzo kiepskim stylu, z pewnością nie poprawiła i tak już minorowych nastrojów w Umeå. Siedmiokrotne mistrzynie Szwecji na dobre zakotwiczyły w strefie spadkowej i wszystko wskazuje na to, że runda jesienna może być dla świętującego niebawem stulecie istnienia klubu najważniejszą od wielu lat, a ewentualne uratowanie ekstraklasy dla Västerbotten wspominać się będzie w jednym szeregu z największymi sukcesami w kraju i w Europie. Póki co sytuacja w Umeå prezentuje się bowiem mniej więcej tak:
– z piłkarek znajdujących się na liście kontuzjowanych udałoby się sklecić jedenastkę nie gorszą od tej, która rozpoczęła dziś mecz przeciwko Rosengård.
– sytuacja kadrowa zmusiła Marię Bergkvist do tak odważnych, choć noszących znamiona desperacji eksperymentów, że Lina Hurtig wystąpiła dziś jako … stoperka.
– grająca po raz pierwszy (i prawdopodobnie ostatni) w nowej roli Hurtig nie odstawała poziomem od koleżanek z formacji, a w wielu sytuacjach to ona okazywała się najjaśniejszym elementem w defensywie gospodyń.
To wszystko składa się na niezbyt wesoły obraz, a musimy pamiętać, że przed tak wyczekiwaną w Umeå letnią przerwą, trzeba będzie rozegrać jeszcze trzy ligowe spotkania, w których wypadałoby jakkolwiek zapunktować. W przeciwnym razie, niezależnie od temperatury na termometrach, lipiec i sierpień będą dla żółto-czarnych niezwykle gorące.
***************
Linköping – Vittsjö 8-0 (3-0)
Tego, że w środowy wieczór będziemy świadkami zmiany lidera w Damallsvenskan, nie spodziewał się chyba nikt. Wprawdzie piłkarki Martina Sjögrena były w potyczce z Vittsjö zdecydowanymi faworytkami, ale wydawało się, że to mający cztery bramki zapasu Rosengård zmierzy się dziś z jeszcze bardziej rozbitym rywalem. Na Arenie Linköping obejrzeliśmy jednak pojedynek, który długimi fragmentami przypominał coś pomiędzy gierką treningową, a meczem Szwecja – Mołdawia, z tą jedynie róznicą, że Sällström, Dieke czy Okobi sprawiały wrażenie jeszcze bardziej niezogranizowanych niż Porożniuk i Munteanu przed dziewięcioma dniami na murawie Gamla Ullevi.
Gospodynie swój koncert rozpoczęły już w 4. minucie gry. Alanen pozwoliła Neto na czterdziestometrowy rajd, a mająca zbyt dużo wolnej przestrzeni Portugalka doskonale uruchomiła Harder, która po raz jedenasty (!) w obecnych rozgrywkach wpisała się na listę strzelczyń. Niestety dla Vittsjö, szybko stracony gol był jedynie zwiastunem niezwykle upokarzającego wieczoru, gdyż tego, co działo się później na Arenie Linköping, nie da się nazwać inaczej. Piłkarkom LFC wychodziło bowiem niemal każde zagranie, a zawodniczki gości mogły się jedynie przyglądać tej w równym stopniu efektywnej i efektownej grze. Piękna główka Minde po dośrodkowaniu Jonny Andersson? Zaliczona. Bramka bezpośrednio z rzutu rożnego? Nie ma sprawy. Trafienia pretendujące do miana najpiękniejszego gola sezonu? Aż dwa – autorstwa kolejno Minde oraz Harder. W tym wszystkim bez większego echa przeszedł nawet hat-trick Stiny Blackstenius, który tylko potwierdził, że reprezentacyjna napastniczka na dobre przełamała chwilową strzelecką niemoc. A przecież nie zapominajmy, że gdyby tylko Neto przymierzyła z dystansu nieco bardziej dokładnie, a Rolfö wychodząc sam na sam z Fraine nie znalazła się na minimalnym spalonym, to rozmiary zwycięstwa Linköping mogły być jeszcze bardziej okazałe. Jeśli ktoś wczoraj zastanawiał się, czy klub znad Stångån na poważnie włączy się do walki o mistrzowski tytuł, to dzisiejszy mecz rozwiał chyba ostatecznie wszystkie wątpliwości. Drużyna Martina Sjögrena mknie do przodu już nawet nie jak francuski pociąg TGV, a jak najwyższej klasy odrzutowiec. Pamiętajmy jednak, że nawet najlepszym maszynom przytrafiają się awarie, więc do czekających je w najbliższych dniach meczów z Göteborgiem i Djurgården, a także do półfinału Pucharu Szwecji z Eskilstuną, piłkarki LFC będą musiały podejść maksymalnie skoncentrowane. Tak mozolnie budowany dorobek po prostu szkoda byłoby w dwa tygodnie zaprzepaścić.
Na koniec wróćmy jeszcze do Vittsjö, gdyż obok tego, co zaprezentowała dziś ta ekipa trudno – mimo największego uznania dla Linköping – przejść obojętnie. Niektórzy postulują, żeby takie popisy obligatoryjnie karać odjęciem w tabeli przynajmniej jednego oczka i być może rzeczywiście byłoby to jakieś rozwiązanie, bo oglądać takiej gry na poziomie ekstraklasy zwyczajnie nie chcemy. Porównania do przyjeżdżającej do Göteborga kadry Mołdawii są zabawne jedynie do momentu, gdy uświadomimy sobie, że w typowanej przed rozpoczęciem rozgrywek do walki o ligowe podium drużynie ze Skanii występują przecież etatowe reprezentantki Finlandii (Alanen, Sällström), Szkocji (Dieke) czy Nigerii (Okobi). Jeśli dla drużyny mającej w składzie takie indywidualności największym osiągnięciem jest przekroczenie z piłką linii środkowej, to chyba najwyższy czas zacząć szukać przyczyn takiego stanu rzeczy. Lista problemów Vittsjö wydaje się być na chwilę obecną bardzo długa, a jedno z czołowych miejsc z pewnością zajmuje na niej słaba dyspozycja Katie Fraine. Broniąca do niedawna barw Linköping amerykańska golkiperka zanotowała dziś kolejny katastrofalny występ i zastanawiamy się co jest nie tak z Shannon Lynn, że trzeci rok z rzędu przegrywa ona rywalizację o miejsce między słupkami z zawodniczką znajdującą się całkowicie pod formą (przed Fraine były to kolejno pogonione już ze Skanii Meriluoto i Kramer).
***************
Mallbacken – Eskilstuna 2-1 (0-0)
Pierwszy wniosek, który nasuwa się nam po meczu w Sunne jest niezwykle budujący – Viktor Eriksson jest człowiekiem prawdomównym. Trener Eskilstuny zapowiadał, że jego zawodniczki mogą nie wyglądać dziś na Strandvallen najlepiej pod względem fizycznym i rzeczywiście taka sytuacja miała miejsce. Słabszą dyspozycję wicemistrzyń kraju trzeba jednak było jeszcze wykorzystać, co znakomicie udało się piłkarkom Mallbacken. Drużyna z Värmland zafundowała sobie wprawdzie nadspodziewanie nerwową końcówkę, ale ostatecznie zapisała na swoim koncie trzy punkty, które w ostatecznym rozrachunku mogą okazać się wręcz bezcenne.
W pierwszej połowie nieco lepsze wrażenie sprawiała Eskilstuna, ale gościom ani na moment nie udało się stłamsić niżej notowanych rywalek. Brakowało przede wszystkim dogodnych okazji pod bramką Lee Alexander, a spora w tym zasługa grającej bardzo dobre spotkanie Sary Bergman. To właśnie 22-letnia defensorka miała dziś wyłaczyć z gry Mimmi Larsson i trzeba przyznać, że z powierzonego jej zadania wywiązała się wyśmienicie. Była zawodniczka Mallbacken nie była wprawdzie całkowicie odcięta od podań, ale postawa duetu Bergman – Broström z pewnością zminimalizowała czyhające z jej strony zagrożenie. Także pozostałe piłkarki Eskilstuny ewidentnie nie miały pomysłu na sforsowanie szczelnej defensywy z Sunne, a jedyna korzyścią wynikającą z optycznej przewagi gości było śrubowanie statystyki posiadania piłki oraz duża liczba wymienionych przez zawodniczki United podań. Żadne z nich nie było jednak choćby w połowie tak groźne, jak chociażby prostopadłe piłki grane przez Malin Diaz w niedzielnym starciu z Göteborgiem.
Gospodynie nie ograniczały się wyłącznie do defensywy, od czasu do czasu starając się wyprowadzać niezwykle groźne kontrataki i to właśnie jeden z nich przyniósł im powodzenie. Rzut karny wywalczyła Göransson, a z jedenastu metrów nie pomyliła się Ness. Jak można było się spodziewać, zmiana wyniku nie wpłynęła znacząco na obraz gry. W dalszym ciągu stroną aktywniejszą była Eskilstuna, ale pokonać Alexander piłkarkom z Södermanland udało się dopiero w 89. minucie. Zdobyty przez powracającą do gry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją Barsley gol był jednak jedynie trafieniem honorowym, gdyż chwilę wcześniej drugi raz piłkę z siatki wyciągać musiała Emelie Lundberg. Autorką gola, który – jak się później okazało – zagwagantował drużynie z Sunne bezcenne zwycięstwo, okazała się Julia Karlernäs, która na bramkę zamieniła dośrodkowanie Nowozelandki Anny Green.
***************
Örebro – Piteå 0-0
Sympatycy Örebro z pewnością coraz częściej zastanawiają się, co dzieje się z ich ukochaną drużyną, która pod wodzą trenera Papachristou zaliczyła zjazd w okolice strefy spadkowej, a na dodatek zapomniała przy tym, jak się strzela gole. Zaledwie jedna zdobyta w ostatnich pięciu meczach bramka to wynik, z którego dumny nie byłby nawet ligowy outsider, a przecież rozmawiamy o klubie, który jeszcze kilka miesięcy temu toczył w Lidze Mistrzyń wyrównane boje z francuskim PSG. Owszem, w Örebro nie ma już Sanny Talonen i Elin Magnusson, a wszechstronna Nigeryjka Sarah Michael do dyspozycji sztabu szkoleniowego będzie najwcześniej jesienią, ale przecież w ich miejsce sprowadzono zimą zawodniczki, które nie tylko wydają się nie odstawać od wymienionej powyżej trójki poziomem sportowym, ale jeszcze powinny być w stanie zapewnić drużynie nową jakość. Mówimy przecież o piłkarkach pokroju Melissy Tancredi, która przez lata była filarem mocnej reprezentacji Kanady, czy Veroniki Perez, namaszczonej przez samą Maribel Dominguez na swoją następczynię w kadrze Meksyku. Nie zapominajmy także o coraz częściej wymienianej w kontekście reprezentacji Michelle De Jongh, o parze skrzydłowych Spetsmark – Chukwudi, którą w swoim składzie widziałaby większość klubów Damallsvenskan, o utalentowanej Adelisie Grabus, czy wreszcie o ofensywnie usposobionej Hanne Gråhns. W tej drużynie naprawdę ma kto strzelać.
Mecz przeciwko Piteå był jednak kolejnym, w którym piłkarkom Örebro ani razu nie udało się pokonać bramkarki przeciwniczek, choć pozbawiona swego największego żądła w postaci Tempest-Marie Norlin drużyna Stellana Carlssona nastawiła się przede wszystkim na defensywę. W drużynie z Norrbotten wyróżniały się przede wszystkim grająca najlepszy mecz w sezonie Faith Ikidi oraz Elin Bragnum, mało widoczna była za to Felicia Karlsson. Była piłkarka Eskilstuny ewidentnie nie odnalazła się najlepiej w ustawieniu z jedną napastniczką, co w znacznym stopniu ograniczało ofensywny potencjał gości. Drużynę z Piteå należy jednak pochwalić za niezwykle konsekwentną i dojrzałą grę, która w pełni zasłużenie pozwoliła zabrać jej ze sobą do Norrland jeden punkt. W kontekście reprezentacji, delikatny niepokój wzbudzać może jedynie dyspozycja Hildy Carlen, która znów nie była pewnym punktem swojej ekipy, kilka razy – na szczęście dla Piteå tym razem bez poważniejszych konsekwencji – podejmując błędne decyzje.
***************
Kristianstad – Kvarnsveden 2-0 (2-0)
Pomimo całkiem przyzwoitej postawy od początku rozgrywek, na pierwsze w sezonie ligowe zwycięstwo piłkarki Kristianstad musiały czekać aż do 18. czerwca. Dopiero za dziewiątym podejściem udało się zapisać na swoim koncie komplet punktów, a zachowanie podopiecznych Elisabet Gunnarsdottir po końcowym gwizdku najdobitniej pokazuje, jak bardzo ten wynik był im potrzebny. Drużyna ze Skanii cieszyła się tak, jakby pokonanie Kvarnsveden gwarantowało pozostanie w ekstraklasie, tymczasem póki co udało się jedynie opuścić ostatnią lokatę w tabeli.
Trenerka Kristianstad przed meczem zarzekała się, że prowadzony przez nią zespół nie będzie nastawiał się przede wszystkim na odcięcie od piłki Tabithy Chawingi, ale boisko dość szybko zweryfikowało jej słowa. Napastniczka z Malawi od pierwszych minut była podwajana lub potrajana, a odpowiedzialna bezpośrednio za jej krycie Sif Atladottir nie odstępowała jej nawet na krok. Taktyka miejscowych zdawała egzamin szczególnie w pierwszej połowie, kiedy to wytrącana raz po raz z rytmu Chawinga nie potrafiła we właściwy dla siebie sposób wejść w mecz. Więcej swobody w rozgrywaniu miały za to pozostałe piłkarki gości, ale Toohey i Lundberg nie były dziś nawet w połowie tak dokładne i kreatywne, jak w poprzednich meczach, w związku z czym zagrożenia pod bramką Brett Maron praktycznie nie było, bo trudno za takie uznać zupełnie pozbawiony mocy strzał głową Julii Roddar. Po przerwie, Chawindze dwukrotnie udało się uciec spod krycia i dojść do sytuacji strzeleckich, ale działo się to już w momencie, w którym Kvarnsveden przegrywało 0-2.
Bohaterką została dziś bowiem inna futbolistka z Afryki; grająca dla Kristianstad Iworyjka Guehai. To właśnie jej zagranie do Nellie Karlsson zapoczątkowało akcję, po której w 14. minucie gry rozpaczliwie interweniująca Sundberg wepchnęła piłkę do własnej bramki. Kwadrans później zawodniczka z Wybrzeża Kości Słoniowej już samodzielnie, korzystając z błędu Decker, podwyższyła rezultat na 2-0 i można zaryzykować stwierdzenie, że właśnie w tym momencie emocje na Vilans IP dobiegły końca. Guehai miała wprawdzie jeszcze przynajmniej dwie okazje, aby nieco bardziej podreperować swój strzelecki dorobek, z drugiej strony na gola kontaktowego polowała wspomniana wcześniej Chawinga, ale końcowe i dodajmy, że w pełni zasłużone zwycięstwo Kristianstad ani przez moment nie było zagrożone.
O ile dla gospodyń dzisiejszy mecz był swoistym odbiciem się od ligowego dna, o tyle beniaminek z Borlänge rozegrał właśnie swój zdecydowanie najsłabszy mecz w krótkiej, bo trwającej póki co zaledwie dwa miesiące, historii występów w Damallsvenskan. Jakiś wpływ mogła mieć na to męcząca podróż na południe kraju, a także fakt, iż spotkanie rozegrano na naturalnej murawie, która od lat jest niezwykłym atutem Kristianstad. Nie można jednak nie zauważyć, że szczególnie druga linia Kvarnsveden zagrała zdecydowanie poniżej poziomu, do którego nas w ostatnim czasie przyzwyczaiła. Na boiskowe wydarzenia reagować próbował trener gości Jonas Björkgren, dokonując roszad właśnie w tej formacji, ale zmienniczki także nie wniosły na murawę lepszej jakości. Oczywiście, jeden gorszy lub – używając termonologii stosowanej w szatni Kvarnsveden – mniej dobry występ bardzo chwalonego dotąd za swoją postawę beniaminka nie jest jeszcze żadną tragedią, ale w klubie z Dalarny muszą dopilnować, aby nie stał się on początkiem głębszego kryzysu. Dobra gra na wiosnę sprawiła, że w Borlänge odwykli już od udzielania odpowiedzi na pytanie, czy jedną Chawingą da się uratować ekstraklasę i chyba każdy wolałby ten stan rzeczy utrzymać.
***************
Göteborg – Djurgården 1-0 (0-0)
Osiemdziesiąt minut – tyle zajęło faworytkom z Göteborga skruszenie sztokholmskiego muru, choć można mieć wątpliwości, czy gol na wagę trzech punktów nie został zdobyty z minimalnego spalonego. Dzieła zniszczenia dokonała niezawodna jak zwykle Pauline Hammarlund i to właśnie jej trafienie zapewniło miejscowym skromne zwycięstwo. Jego rozmiary z pewnością byłyby jednak znacznie wyższe, gdyby nie kolejny solidny występ strzegącej bramki Djurgården Gudbjörg Gunnarsdottir. Islandzka golkiperka mogła dziś, szczególnie w pierwszej fazie meczu, liczyć także na wsparcie koleżanek z formacji defensywnej. W 27. minucie zmierzającą niechybnie do siatki gości futbolówkę tuż sprzed linii bramkowej wygarnęła Petronella Ekroth.
Mecz na Valhalli na pewno ułożyłby się kompletnie inaczej, gdyby zawodniczki ze Sztokholmu już w 10. minucie wykorzystały kapitalną okazję na objęcie prowadzenia, ale podyktowany za faul Curmark na Katrin Schmidt rzut karny zmarnowała Jalkerud. Najlepsza snajperka Djurgården zdecydowała się na techniczny strzał, po którym piłka zatrzymała się na słupku i gol dla gości nie padł. O ile w pierwszej połowie obserwowaliśmy wyrównane, toczone na nieczęsto spotykanej nawet w pierwszej lidze intensywności, o tyle po przerwie z minuty na minutę coraz bardziej uwidaczniała się przewaga mocniejszych pod względem fizycznym piłkarek z Göteborga. Trafione były ponadto zmiany dokonane przez Stefana Rehna, gdyż każda z wprowadzonych przez niego na boisko piłkarek wniosła wiele ożywienia. Spychana do coraz głębszej defensywy drużyna gości mogła jeszcze mieć nadzieję na dowiezienie bezbramkowego remisu do końcowego gwizdka, ale wtedy pojawiła się Hammarlund i przypomniała, że w dzisiejszej piłce gra na 0-0 bardzo rzadko kończy się powodzeniem.
***************
9. kolejka (15.06. – 19.06.)
Umeå – Rosengård 0-4 (0-2)
Linköping – Vittsjö 8-0 (3-0)
Mallbacken – Eskilstuna 2-1 (0-0)
Örebro – Piteå 0-0
Kristianstad – Kvarnsveden 2-0 (2-0)
Göteborg – Djurgården 1-0 (0-0)
Tabela
1. Linköping (25 pkt) 33-8
2. Rosengård (25 pkt) 29-4
3. Eskilstuna (16 pkt) 14-9
4. Göteborg (15 pkt) 13-7
5. Djurgården (13 pkt) 13-12
6. Piteå (12 pkt) 9-15
7. Vittsjö (10 pkt) 8-18
8. Kvarnsveden (9 pkt) 12-15
9. Mallbacken (8 pkt) 12-21
10. Örebro (7 pkt) 6-16
11. Kristianstad (5 pkt) 7-15
12. Umeå (3 pkt) 7-23
Jared Burzynski
https://szwedzkapilka.com