Cierpienia na wyspie gejzerów
eliminacje Mistrzostw Europy Reprezentacje Świat

Cierpienia na wyspie gejzerów

 Islandzka stolica nie okazała się szczęśliwym przystankiem w podróży na angielskie EURO. Co więcej, zabrakło naprawdę niewiele, aby na stadionie Laugardalsvöllur szanse szwedzkich piłkarek na wygranie grupy eliminacyjnej zostały zredukowane niemal do minimum. Podopieczne Jona Thora Haukssona podczas dziewięćdziesięciu minut meczu zrobiły bowiem naprawdę wiele, aby komplet punktów pozostał dziś na Islandii. Spełniły zresztą nawet podstawowy ku temu warunek, strzelając o jednego gola więcej. ale niezrozumiała dla nikogo decyzja chorwackiej sędzi Ivany Martincic sprawiła, że spotkanie to we wszystkich oficjalnych źródłach zostanie zapisane jako remis. Choć gdyby użyć terminologii znanej miłośnikom sportów walki, na punkty bezsprzecznie zwyciężyły dziś gospodynie.

Zanim jednak przeszliśmy do fazy desperackiej obrony jednego punktu, i dla nas w wietrznym Reykjaviku przynajmniej na chwilę zaświeciło słońce. A wszystko to za sprawą nieomylnej ostatnimi czasy Anny Anvegård, która na islandzkiej murawie czuła się na tyle pewnie, że w walce o zagraną przez Sofię Jakobsson piłkę ubiegła nawet … Kosovare Asllani i nie zważając na nic, mierzonym, płaskim strzałem pokonała Sandrę Sigurdardottir. Meczowy zegar wskazywał wówczas 33. minutę, a nam ręce same składały się do oklasków na cześć nie tylko napastniczki Rosengård, ale i skrzydłowej madryckiego Realu, która głównie dzięki swojej wrodzonej determinacji zawalczyła o przegraną wydawałoby się futbolówkę przy linii końcowej i na dwie raty zacentrowała ją w pole karne. I choć pierwszy kwadrans meczu bezapelacyjnie należał do gospodyń, a młoda Karolina Lea Vilhjalmsdottir raz po raz wsadzała na karuzelę Jonnę Andersson, to z każdą upływającą minutą boiskowa sytuacja zdawała się być pod coraz większą kontrolą podopiecznych Petera Gerhardssona. Świetną partię w środku pola rozgrywały dwie inne zawodniczki najlepszego klubu ze Skanii Caroline Seger oraz Nathalie Björn i to głównie dzięki wygrywanym przez nie pojedynkom udało się przenieść ciężar gry nieco bliżej bramki Sigurdardottir. A w tych właśnie rejonach boiska islandzką defensywę nieustannie nękała doskonale dysponowana Anvegård, której postawa jako żywo przypominała nam słynny występ Stiny Blackstenius w pamiętnym, zwycięskim meczu w duńskim Viborgu. Z tą subtelną różnicą, że w przeciwieństwie do swojej starszej koleżanki, napastniczka Rosengård wykorzystała jedną ze stworzonych sobie sytuacji, a brakowało naprawdę niewiele, by przy jej pomocy futbolówka zatrzepotała w siatce przynajmniej jeszcze jeden raz.

Już w pierwszej połowie swoje bramkowe okazje miały jednak także Islandki, a jedną z nich udało im się nawet zamienić na wspomnianego już nieuznanego gola. Po rzucie rożnym w szwedzkim polu bramkowym doszło do olbrzymiego zamieszania, w wyniku którego o górną piłkę powalczyły Zecira Musovic oraz Glodis Perla Viggosdottir. W rywalizacji klubowych koleżanek górą była islandzka defensorka, co pozwoliło Sarze Björk Gunnarsdottir skierować futbolówkę do opuszczonej już przez golkiperkę Rosengård bramki. Uradowane gospodynie w pełni zasłużenie rozpoczęły więc celebrację, przy linii bocznej szalał trener Hauksson, aż tu nagle przeciągły dźwięk chorwackiego gwizdka przerwał ogólną sielankę. Okazało się, że pani Martincic dopatrzyła się rzekomego faulu Viggosdottir na Musovic, dzięki czemu schodząc do szatni wciąż utrzymywaliśmy skromne, jednobramkowe prowadzenie. Wiedzieliśmy jednak, że jeśli chcemy dowieźć je do końca, po przerwie trzeba będzie zagrać zdecydowanie lepiej.

Plan mocniejszego naciśnięcia na rywalki został więc wdrożony w życie, ale jego efektami mogliśmy napawać się zaledwie przez cztery minuty. W kolejnej fazie meczu coraz bardziej zarysowywała się natomiast przewaga piłkarek z Islandii, które swoją postawą niejako zmusiły Amandę Ilestedt oraz Jonnę Andersson do koncentrowania się przede wszystkim na zadaniach obronnych, co w naturalny sposób zmniejszało nasz ofensywny potencjał. I choć Anvegård (a następnie zastępująca ją w końcówce spotkania Mimmi Larsson) z niezłym skutkiem grały swoje, zdecydowanie bardziej gorąco robiło się po przerwie w szesnastce Musovic. A że golkiperka Rosengård gwarantem pewności dziś nie była, to serca biły nam mocniej, gdy Elin Metta Jensen obijała poprzeczkę szwedzkiej bramki lub wdawała się w fizyczne pojedynki w polu karnym z Lindą Sembrant. Tym razem gwizdek pani Martincic milczał jednak jak zaklęty, wobec czego raz jeszcze mogliśmy wziąć głęboki oddech ulgi. Swojego gola Jensen i tak jednak tego dnia zdobyła, choć stało się to w nieco kuriozalnych okolicznościach. Najlepsza aktorka spektaklu na murawie w Reykjaviku, dziewiętnastoletnia Sveindis Jane Jonsdottir, wykonała wrzut z autu, w zupełnie niewytłumaczalny sposób (co sama zainteresowana przyznała zresztą tuż po końcowym gwizdku) pusty przelot zaliczyła próbująca wyjaśnić sytuację Lina Hurtig, Magdalena Eriksson delikatnie się zdrzemnęła, a niepilnowana przez nikogo napastniczka stołecznego Valuru pokonała rozpaczliwie interweniującą Musovic. I choć jasne dla wszystkich jest, że w tej sytuacji główną winowajczynią była skrzydłowa Juventusu, której przydarzył się zupełnie niepotrzebny kiks, to postawa kapitanki londyńskiej Chelsea także doskonale podsumowuje jej dzisiejszy występ. W największym skrócie można byłoby opisać go słowem rozczarowanie, gdyż od zawodniczki tej klasy jak najbardziej mamy prawo oczekiwać więcej, szczególnie w temacie koncentracji i ustawiania się.

Na wystawianie indywidualnych cenzurek przyjdzie rzecz jasna jeszcze czas, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że żadna ze szwedzkich piłkarek nie zbliżyła się dziś na boisku do poziomu, który zaprezentowały na nim Jonsdottir, Gunnarsdottir, czy Viggosdottir. W naszej kadrze małe plusiki moglibyśmy zapisać przy nazwiskach Anvegård, jej zmienniczki Larsson, a także niezatapialnej Caroline Seger. Zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, z dobrej strony pokazała się ponadto Nathalie Björn, która do tego wyglądała całkiem przyzwoicie pod względem motorycznym i wielką zagadką pozostaje pytanie dlaczego to właśnie ona została ostatecznie zmieniona jako pierwsza. Oczywiście, w pełni rozumiemy argumentację o wpuszczeniu na plac gry świeżej krwi w postaci Julii Zigiotti, ale czy aby na pewno piłkarka Göteborga nie mogła pojawić się na murawie na przykład w miejsce Hurtig lub Jakobsson? Z powyższej wyliczanki wynika jednak jasno, że to zawodniczki Rosengård były dziś zdecydowanie najjaśniejszymi punktami szwedzkiego zespołu, ale dobrej jakości paliwo z Malmö – pozbawione większego wsparcia londyńsko-madryckiego – wystarczyło nam jedynie (a może i aż?) do wywiezienia z Reykjaviku jednego punktu. Zdobycz tę oczywiście doceniamy i szanujemy, ale mamy nadzieję, że dokładnie za pięć tygodni na Gamla Ullevi nie będziemy świadkami powtórki z rozrywki. Bo pewne jest tyle, że kwestia bezpośredniego awansu na angielskie EURO rozstrzygnie się właśnie wtedy i właśnie tam.

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!