Więcej niż mecz. Czas na najważniejsze spotkanie w klubowym futbolu w Szwecji
Damallsvenskan Ligi Świat

Więcej niż mecz. Czas na najważniejsze spotkanie w klubowym futbolu w Szwecji

 Gdy dokładnie pół wieku temu w Landvetter nieopodal Göteborga zakładano piłkarski klub, nie była to bynajmniej informacja, którą żyły wówczas lokalne media. I nawet nie ma co mieć o to wielkich pretensji, gdyż drużyna ta nie została przecież powołana do życia w celu podboju choćby krajowej ligi. Konsekwencja i i wytrwałość w dążeniu do celu sprawiły jednak, że dokładnie po 25 latach zespół z Landvetter zameldował się w najwyższej klasie rozgrywkowej, w której nieprzerwanie występuje zresztą po dziś dzień. Co więcej, z biegiem czasu w klubowej gablocie zaczęły pojawiać się pierwsze poważne trofea, a jesienią 2011 – siedem lat po przeprowadzce do ścisłego centrum Göteborga – nadeszła pora debiutu w europejskich pucharach. Bardzo zresztą udanego, gdyż dwumecz z chorwackim Osijekiem zakończył się efektownym zwycięstwem piłkarek znad Göty. W takim rytmie upływały kolejne lata, spektakularne sukcesy przeplatały się ze znacznie mniej chlubnymi porażkami, ale do pełni szczęścia wciąż brakowało tego najcenniejszego i najbardziej pożądanego skalpu – złotego medalu za triumf w Damallsvenskan. Wielu trenerów próbowało zapisać się w historii klubu, jako osoby, które doprowadziły ekipę z zachodniej stolicy Szwecji do pierwszego w historii mistrzostwa i trzeba przyznać, że kilku spośród nich było nawet naprawdę blisko celu. Ostatecznie jednak zaszczytu wzniesienia w górę charakterystycznego pucharu nie zaznał ani Bo Falk, ani Torbjörn Nilsson, ani Marcus Lantz, ani żaden z pozostałych śmiałków. Trafiały się sezony, w których od eksplozji niepohamowanej radości kibiców z Göteborga dzielił zaledwie jeden punkt, ale gdy wydawało się, że następnym razem już na pewno musi się udać, zamiast jednego kroku naprzód, zazwyczaj robiono trzy do tyłu.

Dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę istnienia klubu nadarza się jednak niepowtarzalna szansa, aby raz na zawsze obalić mit drużyny potrafiącej w decydujących momentach co najwyżej ładnie przegrywać. Bezczelny chichot losu sprawił jednak, że jeden z kluczowych meczów w swojej historii, zawodniczki z Göteborga rozegrają w okolicznościach w niczym nie kojarzących się z normalną, piłkarską rzeczywistością. Na niemal pustym stadionie, pozbawione wsparcia swoich kibiców, podopieczne Matsa Grena wyjdą w niedzielny wieczór na murawę Malmö Idrottsparken, aby zrealizować marzenia trzech pokoleń fanów futbolu z zachodniego wybrzeża. Choć będąc bardziej precyzyjnym należałoby raczej powiedzieć: znacząco przybliżyć się do ich realizacji, gdyż w ten weekend nikt pucharu jeszcze wręczać nie będzie. Ewentualne zwycięstwo na gorącym i nieprzystępnym terenie w Skanii pozwoliłoby jednak klubowi z Göteborga odskoczyć na teoretycznie bezpieczną odległość od ligowego peletonu w decydującym momencie sezonu. I całkiem prawdopodobne wydaje się założenie, że tym razem, tak ciężko zbudowanego kapitału, zawodniczki KGFC nie pozwoliłyby już roztrwonić.

Zwycięstwa mają jednak to do siebie, że zdecydowanie łatwiej o nich pisać niż je osiągać. I w Göteborgu, jak mało gdzie, tę bolesną prawdę wszyscy rozumieją doskonale. A gdyby na chwilę ktoś o niej zapomniał, to coroczny wyjazd do Malmö pełni w tej kwestii funkcję wybitnie edukacyjną. Tak się bowiem składa, że od początku istnienia klubu, Landvetter/Göteborg ani razu nie pokonał w oficjalnym meczu wyjazdowym zespołu występującego obecnie pod szyldem FC Rosengård. I znowu można byłoby w tym miejscu przywołać wszystkie sytuacje, w których zwycięstwo gości wydawało się być na wyciągnięcie ręki. Ale czy ma to sens, skoro absolutnie zawsze coś koniec końców stawało im na drodze. Czasami była to wrzucona do własnej bramki piłka, czasami efektowny samobój w niemal ostatniej akcji meczu, czasami strzał życia Nataszy Andonowej z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry, a w poprzednim sezonie niewykorzystany rzut karny w 89. minucie przy wyniku 2-2. Gdyby tym razem wreszcie miało się udać, oznaczałoby to tyle, że w Göteborgu jednego dnia przepędzono dwa demony, a autostrada do tytułu na pięćdziesięciolecie stanie przed piłkarkami Matsa Grena otworem. Do tego, aby ta kusząca skądinąd wizja stała się rzeczywistością, potrzeba jeszcze tylko jednego elementu. Trzech punktów w niedzielę …

O nie będzie jednak niezwykle trudno, bo w Rosengård też mają swoje marzenia i plany. Klub założony – a jakże – w 1970 roku ligę wygrywał już wprawdzie jedenastokrotnie, ale w Malmö wierzą, że – jak w znanej piosence – najlepsze dni są wciąż przed nami. A poniedziałkowa strata punktów w Sztokholmie przeciwko Djurgården podziałała na zespół Jonasa Eidevalla wyłącznie mobilizująco. W stolicy Skanii żartują nawet, że może nawet dobrze się stało, bo dwa mecze z rzędu na zero z przodu nie przytrafiają się zawodniczkom z Rosengård przesadnie często, a to z kolei ma być gwarancją goli w najważniejszym starciu całej rundy rewanżowej. Bo przecież logiczne jest, że skoro tak bramkostrzelne snajperki jak Larsson, czy Anvegård miały ostatnio rozregulowane celowniki, to tym razem będzie dokładnie odwrotnie. Co bardziej pragmatyczni sympatycy ekipy z Malmö zauważają jednak, że z pełnym poszanowaniem i wdzięcznością trzeba będzie przyjąć nawet najbardziej skromne 1-0, a zwycięskiego gola niech wepchnie w zamieszaniu podbramkowym nawet Zecira Musovic. Byle tylko wynik po ostatnim gwizdku się zgadzał, bo rywalki z Göteborga prezentują się naprawdę solidnie i wydają się być w pełni świadome nadarzającej się szansy.

To nawet znamienne, że w tej zapowiedzi niezwykle rzadko pojawiały się nazwiska piłkarek obu klubów. Boiskowe atuty Emmy Koivisto, Julii Roddar, czy Pauline Hammarlund z jednej oraz Glodis Perli Viggosdottir, Sanne Troelsgaard i Jeleny Cankovic z drugiej strony znamy przecież doskonale. O nich rozmawiamy na co dzień, one sprawiają, że tak kochamy tę ligę i być może one okażą się w niedzielę czynnikiem decydującym o zwycięstwie, porażce lub remisie. A być może nie. Bo Rosengård vs Göteborg to coś więcej niż mecz. Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, to 23. sierpnia 2020 raz na zawsze się o tym przekona.

Jared Burzynski
Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!