Szwecja – wygrać awans i miejsce w historii
Mundial Reprezentacje Świat

Szwecja – wygrać awans i miejsce w historii

Był czerwiec 1995. Piłkarska reprezentacja Szwecji rozpoczęła rozgrywany we własnym kraju mundial od sporego falstartu. Choć Brazylijki nie były anonimowym zespołem znikąd, absolutnie nikt nie zakładał, że mecz otwarcia przeciwko Canarinhas zakończy się porażką drużyny prowadzonej przez Bengta Simonssona. Zwycięski gol autorstwa Roseli sprawił jednak, że już na drugi mecz gospodynie mistrzostw wychodziły z przysłowiowym nożem na gardłach. A rywal był w nim najtrudniejszy z możliwych – Niemki, które nie zamierzały ani przez moment ukrywać, że przyjechały na tamten turniej po złoto. Kadra Gero Bisanza furorę robiła nie tylko na boisku, ale i poza nim; wszak nikt inny nie mógł wówczas pozwolić sobie na luksus poruszania się po Szwecji … własnym samolotem. Przez całą pierwszą połowę wydawało się, że niemiecka perfekcja i tym razem weźmie górę, a gdy tuż przed jej zakończeniem pozostawiona zupełnie bez opieki tuż przed linią pola karnego Ursula Lohn niesygnalizowanym strzałem pokonała Elisabeth Leidinge, zrobiło się zupełnie nieciekawie. Gospodynie przegrywały już 0-2 i tylko cud mógł sprawić, że losy tego meczu da się jeszcze odwrócić. Na nasze szczęście, futbol to taka gra, w której najzwyczajniej w świecie nie ma rzeczy niemożliwych, dzięki czemu po przerwie byliśmy świadkami prawdopodobnie najbardziej szalonych 45 minut w historii szwedzkiej piłki nożnej. Sygnał do pogoni za marzeniami dała Malin Andersson, pewnie wykonując podyktowany za ewidentny faul w niemieckiej szesnastce rzut karny. Na wyrównującego gola kibice w Helsingborgu musieli jednak czekać aż do 80. minuty, kiedy to w ogromnym zamieszeniu podbramkowym najwięcej zimnej krwi zachowała Pia Sundhage, wpychając futbolówkę do siatki Manueli Goller. Wynik 2-2 przedłużał już nadzieję na awans, ale będące ewidentnie w uderzeniu Szwedki wcale nie zamierzały tego dnia dzielić się punktami. W samej końcówce na niemiecką bramkę sunął atak za atakiem, a nasze rywalki sprawiały wrażenie drużyny, która akurat na taki scenariusz była całkowicie nieprzygotowana. I wreszcie … udało się! Dośrodkowanie z narożnika boiska, niepewne piąstkowanie Goller, bilard w szesnastce i Malin Andersson uderzająca na wślizgu w opuszczony przez golkiperkę róg bramki. Wpadło!! 3-2!! Słynna, charakterystyczna dla tamtej kadry cieszynka po zdobytym golu nigdy wcześniej i nigdy później nie wydawała się nam tak piękna. Oba zespoły zdawały sobie sprawę, że Niemki już się w tym meczu nie podniosą. Turniej, który o mało co nie zakończył się zanim na dobre zdążył się rozpocząć, na powrót nabrał wspaniałych barw.

Choć wspomniane powyżej wydarzenia miały miejsce już ćwierć wieku temu, nieprzypadkowo wracamy dziś właśnie do nich. Od niezapomnianego wieczoru w Helsingborgu, szwedzkim piłkarkom ani razu nie udało się bowiem pokonać niemieckich rywalek w meczu o punkty. A warto wspomnieć, że los przecinał nasze drogi wyjątkowo często, wobec czego okazji, aby napisać jeszcze jeden radosny rozdział tej sagi, było aż jedenaście. Za każdym razem czegoś jednak ostatecznie brakowało, choć kolejne porażki mocno się od siebie różniły. Ot, weźmy na przykład tę z 2013. Gamla Ullevi w Göteborgu, najlepsza piłkarsko kadra w tym wieku i poczucie, że szczęście było tak blisko. Gdyby nie słupek, gdyby piłka wkręciła się do bramki po strzale Hammarström, gdyby uznany został wyrównujący gol Schelin … wyliczać można było długo, ale to Niemki miały pełne prawo cieszyć się po końcowym gwizdku, gdyż gola trochę z niczego (choć po bardzo mądrze wyprowadzonej akcji) wcisnęła Marozsan. A 2003? Zgadza się, wtedy akurat z przebiegu gry szwedzkie piłkarki na zwycięstwo nijak nie zasługiwały, ale jednak przez te kilkadziesiąt minut (doliczmy sobie przerwę, bo w sumie dlaczego by nie) można było wizualizować sobie reprezentacyjną koszulkę z jedną gwiazdką i huczne powitanie niedoszłych jak się okazało mistrzyń świata na Götaplatsen. EURO 2001? Na tamtym turnieju szanse były nawet dwie, ale zarówno w fazie grupowej, jak i w finale, w bardzo podobny sposób złudzeń pozbawiła nas Claudia Müller. I tak upływały lata, zmieniały się nazwiska, ale niezmienne pozostawało jedno – reprezentacja Niemiec wciąż pozostawała przeszkodą nie do przejścia w meczu o punkty.

Roazhon Park w Rennes, dziś zdecydowanie bardziej słoneczne niż przed trzema tygodniami. To właśnie tutaj i Szwedki i Niemki z wielkimi nadziejami rozpoczynały francuski mundial. Za kilkanaście godzin jedna z tych ekip w dokładnie tym samym miejscu definitywnie go zakończy, zabierając w powrotną podróż do domu mnóstwo wspaniałych wspomnień, ale i żal, bo przecież awans do strefy medalowej był o krok. Jasne, na żadnym etapie nie jest przyjemnie odpadać z turnieju, ale porażka w ćwierćfinale często boli podwójnie. Zarówno historia, jak i teraźniejszość wyraźnie pokazują kto będzie w tym starciu faworytem, ale Peter Gerhardsson podkreśla, że dla niego liczy się przede wszystkim to, co przed nami. Choć po chwili namysłu dodaje, że rzeczywiście byłoby miło, gdyby to właśnie tej kadrze udało się przełamać niemiecki kompleks. Selekcjoner werbalizuje w ten sposób pragnienie kilku milionów sympatyków futbolu, gdyż już za chwilę wszystkie szwedzkie miasta, a wśród nich między innymi Sztokholm, Malmö, Umeå, Västerås i … Minneapolis jednym głosem wspierać będą jedenaście zawodniczek biegających po murawie stadionu w Bretanii. Czy mamy jakiś tajny plan na sukces? Rozpracowując Kanadę słuchałem dużo Neila Younga i udało się awansować, więc teraz postawiłem na Rammstein, bo ostatnio wypuścili nową muzykę. Ciężkie brzmienia, ale w końcu czeka nas ciężki mecz, więc wszystko się zgadza – w swoim stylu podsumowuje swoją strategię meloman Gerhardsson. Cóż, skoro tak, to jesteśmy już uspokojeni i cierpliwie czekamy na pierwszy gwizdek. Dobrego meczu, niech zwycięży lepszy.

Jared Burzynski

Szwedzka Pilka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!