Był sobie piłkarski rok po szwedzku
Ligi Reprezentacje Świat

Był sobie piłkarski rok po szwedzku

Rok 2018 oficjalnie przejdzie za kilka godzin do historii, ale niektóre wydarzenia ostatnich miesięcy z pewnością zapamiętamy na długo. Najbardziej sensacyjny sezon Damallsvenskan (z jeszcze bardziej sensacyjnymi rozstrzygnięciami!), fenomenalna postawa kadry Petera Gerhardssona w decydującym meczu o awans na mundial, czy wreszcie eksplozja talentu Rebecki Blomqvist i Anny Anvegård to tylko niektóre z nich. Zanim więc o północy przywitamy z radością rok 2019 (rok piłkarskich mistrzostw świata), zapraszam na błyskawiczno-nostalgiczny przegląd tego, co już za nami.

Mijający rok witaliśmy z wielkimi nadziejami, choć i obaw nam nie brakowało. Te ostatnie szybko ustąpiły jednak miejsca ekscytacji, bo chyba nie może być z nami aż tak źle, jeśli średniak Damallsvenskan potencjalnych wzmocnień szuka w Lyonie. Poza tym, zajęci byliśmy odliczaniem dni do fazy grupowej Pucharu Szwecji, dzięki której na pierwsze w roku kalendarzowym mecze o punkty czekaliśmy nie do połowy kwietnia, a do pierwszej dekady lutego. Czas ten skutecznie umiliła nam jeszcze Loreta Kullashi, która w dalekim Kapsztadzie uświetniła debiut w seniorskiej reprezentacji dwoma golami (w tym jednym strzelonym zaledwie kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko). Wspomniani pucharowicze także nie pozwolili nam się nudzić – w grupie 1 Linköping i Göteborg zakończyły zmagania z identycznym bilansem i żadne logiczne kryterium nie pozwoliło wyłonić ekipy, która wywalczy awans do kolejnej fazy. Zgodnie z regulaminem, posłużono się więc tabelą za sezon 2017, co z kolei nie spodobało się piłkarkom z Västergötland, które nie bez racji postulowały, że gra w papier, kamień, nożyce byłaby bardziej sprawiedliwym rozwiązaniem. Z przygodami swoją grupę wygrał także Djurgården. Klub ze stolicy bezskutecznie próbowała powstrzymać … aura, która mocno opóźniła wylot podopiecznych Joela Riddeza na mecz przeciwko Piteå. Trwające dwa dni spotkanie ostatecznie udało się jednak rozegrać, a sztokholmianki zabrały ze sobą w powrotną podróż w pełni satysfakcjonujący je remis 1-1.

O ile Djurgården i Piteå storpedowany przez kapryśną pogodę mecz koniec końców rozegrały, o tyle finał Pucharu Algarve między Szwecją, a Holandią musieliśmy uznać za nieodbyty. Plusem tej sytuacji było to, że Holenderki mogły urządzić sobie na murawie portugalskiego stadionu sesję fotograficzną połączoną z kąpielą w błocie, a Szwedki dopisały sobie do statystyk jeszcze jeden wygrany turniej towarzyski, co szczególnie uszczęśliwiło tych, którzy wyciągają zbyt dużo wniosków z liczby wygranych turniejów towarzyskich. Nieco bardziej uważnych obserwatorów ucieszył natomiast fakt, że Peter Gerhardsson umiejętnie dysponował podczas lutowo-marcowego zgrupowania siłami powołanych przez siebie zawodniczek, co w przypadku wielu poprzednich selekcjonerów nie było raczej normą. Ze sporym zaciekawieniem obserwowaliśmy ponadto sztokholmską dramę, w wyniku której ze stanowiskiem trenera Hammarby pożegnał się osiągający tam wyniki zdecydowanie ponad stan Olof Unogård, a fani Bajen w kilka dni zebrali pół miliona koron na lepsze i bardziej przejrzyste funkcjonowanie sekcji.

Wiosenne, ligowe granie zaczęło się od siedmiu kolejnych zwycięstw Piteå. Fenomenalnego marszu rewelacyjnych Laponek nie były w stanie zatrzymać ani kontuzje kluczowych zawodniczek, ani problemy rodzinne trenera Carlssona; zrobiła to dopiero Sanne Troelsgaard (z niewielką pomocą June Pedersen), rozstrzygając tym samym pierwszy w historii szwedzkiego futbolu mecz rozegrany … za kołem podbiegunowym przy naturalnym, nocnym (a w zasadzie dziennym) świetle. Trafienie reprezentantki Danii zadecydowało także o tym, że rozgrywany po raz pierwszy w odświeżonej formule Puchar Szwecji trafił ostatecznie do Malmö, choć tym razem to pokonany w finale Linköping głośno zgłaszał obiekcje do decyzji podejmowanych przez prowadzącą tamto starcie, pochodzącą ze Skanii panią Tess Olofsson. Kosovare Asllani zaoferowała nawet, że premię otrzymaną za awans do finału przeznaczy na kurs mający poprawić jakość sędziowania na szwedzkich boiskach, ale ciąg dalszy tej deklaracji nie nastąpił. Ciekawie było także na boiskach Europy; w finale Ligi Mistrzyń Lyon z Wolfsburgiem przez dziewięćdziesiąt minut nie strzelały goli w ogóle, za to w dogrywce łącznie zapakowały aż pięć sztuk i finalnie zwyciężyły te, co zawsze. Aha, wielką reformę ligową przeprowadzili też Anglicy, którzy opierając się o tabelki w excelu przeorganizowali sobie ligę, przesuwając niektóre kluby z pierwszej klasy rozgrywkowej do trzeciej, a inne z ósmej do drugiej. Cóż, najwyraźniej można i tak. Tylko niektórych drużyn szkoda. Zmiana poziomu rozgrywek nie dotyczyła rzecz jasna londyńskiej Chelsea, która – jeszcze przed reorganizacją – po niespełna trzech latach odzyskała tytuł najlepszej ekipy na Wyspach Brytyjskich.

Latem Marija Banusic wyruszyła na podbój Chin, natomiast kadra Petera Gerhardssona udała się na podbój Lwowa i z wyprawy tej tylko dzięki genialnej postawie Hedvig Lindahl wróciła z zaledwie jednobramkowym deficytem. Seria trzech porażek z rzędu sprawiła, że w Piteå marzenia o sensacyjnym tytule na stulecie klubu zaczęto powoli odkładać na półkę z napisem fantastyka, ale kapitalny powrót od 1-3 do 4-3 w meczu z Göteborgiem sprawił, że w Norrbotten na nowo odżyły nadzieje. A były one o tyle zasadne, że punkty regularnie gubili absolutnie wszyscy. Kolekcjonowali je również wszyscy … z wyjątkiem Kalmar, które przemknęło przez Damallsvenskan jak meteor, choć bardziej zorientowani twierdzą, że klub z pięknego skądinąd nadbałtyckiego miasteczka mentalnie ani na moment nie wyszedł z Elitettan. Z przeskokiem z drugiej ligi do pierwszej żadnych problemów nie miała natomiast Anna Anvegård, która bardzo długo miała realne szanse na to, aby stać się pierwszą od dekady szwedzką królową strzelczyń Damallsvenskan.

Po wyjątkowo upalnym lecie przyszło jesienne orzeźwienie, które najwyraźniej posłużyło także reprezentacji. Srogi rewanż na Ukrainkach i perfekcyjny mecz w Viborgu sprawiły, że mogliśmy powoli nabywać (lub wyciągać z szafek) mapy Francji. Ponieważ w przyrodzie musi być równowaga, nastroje stosunkowo szybko wyrównały nam kadry młodzieżowe, kolejny rok z rzędu gubiąc punkty w starciach z przedstawicielkami krajów mających mniej zarejestrowanych piłkarek niż dowolna dzielnica Malmö. W wolnych chwilach, gdy akurat nie oglądaliśmy kolejnej powtórki gola Elin Rubensson z meczu przeciwko Linköping, z zaciekawieniem spoglądaliśmy na toczące się w innych strefach eliminacje do francuskiego mundialu. To właśnie dzięki nim poznaliśmy nazwisko Yenith Bailey i miejmy nadzieję, że równie dobrze będziemy pamiętać je także za dziesięć lat. Skoro jesteśmy już po drugiej stronie Atlantyku, to warto nadmienić, że w mocno przyspieszonym sezonie NWSL najlepsze (w pełni zasłużenie) okazały się piłkarki North Carolina Courage, a całą fazę play-off rozegrano w Portland. Kibice z Oregonu jak zwykle dali świetne show, z wyjątkiem jednego z półfinałów, podczas którego najwięcej energii zajęło im buczenie na znajdującą się akurat w posiadaniu futbolówki Jaelene Hinkle. Szkoda.

Koniec sezonu w Szwecji przyniósł nam kapitalną walkę o mistrzostwo, medale, utrzymanie, awans … no, generalnie do samego końca rozstrzygnięte nie było absolutnie nic poza spadkiem Kalmar. Gdy w przedostatniej kolejce Rosengård po raz drugi w tym roku okazał się o jedną bramkę lepszy od Piteå wydawało się, że tytuł po trzech latach powróci do Skanii, ale tak szalony sezon nie mógł się przecież zakończyć tak banalnie. Najpierw wysłuchaliśmy więc Jonasa Eidevalla, który na pomeczowej konferencji … przeprosił wszystkich za zwycięstwo nad drużyną, za którą kciuki ściskał cały kraj, a tydzień później Elin Rubensson do spółki z Julią Zigiotti oraz Rebecką Blomqvist sprawiły, że kilkaset kilometrów dalej – na wypełnionej ponad wszelkie dopuszczalne normy LF Arenie – fantastyczni kibice z Piteå jednak mieli co świętować. Zawodniczki z Göteborga grały jednak przede wszystkim dla siebie – zwycięstwo nad Rosengård zapewniło im wicemistrzostwo i udział w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzyń. Z niczym zostały za to dwa największe i najbogatsze szwedzkie kluby, choć w Malmö mogli przynajmniej pocieszyć się koroną królowej strzelczyń dla Anji Mittag. Pocieszenie to było jednak stosunkowo marnej jakości, gdyż wybitna reprezentantka Niemiec trafiała przede wszystkim w meczach przeciwko Kalmar i grającej w mocno rezerwowym składzie Eskilstunie. W Elitettan nie mniej sensacyjnie – wszystkich głównych pretendentów do awansu skutecznie pogodziła osłabiana regularnie Kungsbacka.

Koniec roku to jeszcze jeden udany występ reprezentacji A, która do duńskiego dołożyła zebrany w równie efektownym stylu angielski skalp. Zdecydowanie mniej spektakularne były za to popisy szwedzkich klubów w europejskich pucharach, a porażki w 1/8 finału nijak nie poprawiły i tak już minorowych nastrojów wśród sympatyków Rosengård i Linköping. O ile jednak szczególnie w przypadku klubu z Malmö mogliśmy mówić o rozczarowaniu, o tyle na arenach Ligi Mistrzów całkowicie skompromitował się świeżo upieczony mistrz Włoch – Juventus. Nazywany przez niektórych nową, wschodzącą potęgą światowej piłki klub kompletnie wyłożył się już na pierwszym płotku, którym okazało się być duńskie Brøndby (nawiasem mówiąc – bez większych problemów wyjaśnione mniej więcej miesiąc później przez Lillestrøm). Cóż, jak widać nie od razu Turyn zbudowano. I Manchester też.

Grudzień to miesiąc, w którym z definicji gra się mało, gdyż nawet niezniszczalne (jak się do pewnego momentu wydawało) Arsenal i Wolfsburg udały się w końcu na zimowy odpoczynek. Zamiast goli, parad i dryblingów, najbardziej emocjonowało nas zatem losowanie grup francuskiego mundialu, dzięki któremu dowiedzieliśmy się, że rywalkami kadry Petera Gerhardssona będą tym razem USA, Nigeria i Korea. A nie, przepraszam, to z przyzwyczajenia. Tym razem los przydzielił nam jednak USA, Tajlandię i Chile. No, ale przynajmniej coś cię zgadza i dwudziestoletnia tradycja w jakiejś skromnej części będzie kontynuowana. Zagadką wciąż pozostaje za to rozpiska fazy pucharowej, której w zasadzie nie poznaliśmy do dziś. To znaczy, przez ostatnie trzy tygodnie poznaliśmy cztery jej warianty, ale nie mamy jakiejkolwiek pewności, że wśród nich znajduje się ten ostateczny. Gorąco wierzymy jednak, że do 20. czerwca organizatorzy uporają się z tym problemem i będziemy wiedzieli, dokąd udać się na mecz o ćwierćfinał. A tak przede wszystkim to mamy nadzieję, że temat fazy pucharowej będzie w ogóle nas dotyczył. I tym optymistycznym przesłaniem warto chyba na dziś zakończyć: Szczęśliwego Roku Mundialowego wszystkim czytelnikom i sympatykom szwedzkiej piłki!

 

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!