Jeszcze Vittsjö nie zginęło
Ligi Świat

Jeszcze Vittsjö nie zginęło

Wiele razy wspominałem o tym, że piłka nożna to najbardziej nieprzewidywalna ze wszystkich gier zespołowych. Dzisiejsze popołudnie z Damallsvenskan jak najbardziej tę tezę potwierdziło i nie chodzi mi bynajmniej o fakt, że lider, który tydzień wcześniej w fenomenalnym stylu zwyciężył w meczu na szczycie, przed godziną poległ na wsi nieopodal Hässleholm. O ile jednak sam triumf Vittsjö nie jest jakimś przesadnie wielkim zaskoczeniem, o tyle postawa zespołu prowadzonego przez Matta Rossa oraz Thomasa Mårtenssona jak najbardziej nim jest. Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że transfer Lindy Sällström do Paryża będzie oznaczał poważne kłopoty klubu z północnej Skanii, a tymczasem wydarzyło się coś niemal dokładnie odwrotnego. Trafiać jak na zawołanie zaczęła bowiem Michelle De Jongh, rolę szybkobiegaczki przejęła od swojej fińskiej koleżanki Clara Markstedt, a życiową formę złapała do tego Emma Lundh. Efekt? Siedem punktów w trzech sierpniowych meczach i odbicie się od strefy spadkowej na względnie bezpieczny dystans pięciu oczek. Oczywiście, wciąż jest zdecydowanie zbyt wcześnie, aby w Vittsjö otwierać szampany, ale początek rundy rewanżowej jak najbardziej może napawać optymizmem.

Choć dzisiejszy mecz rozstrzygnął się de facto dopiero w 91. minucie, Vittsjö w każdej jego fazie było zespołem zdecydowanie lepszym. Zdobyty po błędach Emelie Lövgren oraz Cajsy Andersson gol Michelle De Jongh przywrócił więc jedynie boiskową sprawiedliwość, gdyż każdy inny wynik jak zwycięstwo gospodyń byłby po prostu krzywdzący dla piłkarek ze Skanii. Olbrzymią rolę w tym, że punkty pozostały ostatecznie na Vittsjö IP, odegrała Emma Lundh, która rozpoczęła spotkanie na ławce rezerwowych, ale już w pierwszym kwadransie zastąpiła kontuzjowaną Emmi Alanen. 29-letnia była reprezentantka Szwecji, która z wiadomych powodów jest inspiracją dla wielu nie tylko sportowców, w 31. minucie przymierzyła zza pola karnego tak idealnie, że nawet względnie dobrze ustawiona Andersson mogła tylko popatrzeć jak futbolówka wpada do strzeżonej przez nią bramki. Swój najlepszy w sezonie występ Lundh okrasiła jednak nie tylko golem, ale również kilkoma fantastycznymi, prostopadłymi podaniami, z którymi nijak nie mogła poradzić sobie defensywa z Piteå i gdyby tylko Markstedt lub Wilkinson były nieco bardziej precyzyjne, mecz byłby rozstrzygnięty dużo, dużo wcześniej. Celowniki gospodyń nie były jednak odpowiednio nastawione, w związku z czym zdobyty trochę wbrew obrazowi gry gol Cecilii Edlund dał przyjezdnym nadzieję na wywiezienie z Vittsjö przynajmniej jednego punktu. Nadzieję, którą dopiero w doliczonym czasie gry skutecznie zgasiła De Jongh.

******

Zgodnie z planem swoje mecze wygrały natomiast Linköping oraz Göteborg, ale szczególnie w Östergötland emocji – i to niestety nie tylko tych pozytywnych – było aż nadto. Pierwsze zwycięstwo Olofa Unogårda w roli trenera LFC zostało bowiem okupione całkowicie niepotrzebną (a przy okazji mocno kontrowersyjną) czerwoną kartką dla Kosovare Asllani, która dwukrotnie została ukarana za rzekome symulowanie faulu w polu karnym. Grająca dziś w ataku (jak za dawnych lat!) reprezentacyjna pomocniczka do momentu przedwczesnego opuszczenia placu gry była zdecydowanie najlepszą aktorką tego widowiska, choć dzielnie sekundowała jej ustawiona również nieco wyżej niż zazwyczaj Norweżka Frida Maanum. Negatywnie wyróżniły się za to obie formacje obronne, ale o ile duet Arnth – Lantz ograniczył się jedynie do pojedynczych błędów, o tyle Møller, Kristjansdottir i Björklund w kreowaniu kolejnych okazji dla Linköping wcale nie ustępowały na przykład grającej skądinąd całkiem solidny mecz Emmie Lennartsson. W drugiej połowie, czwórka defensorek Limhamn Bunkeflo długimi minutami grała tak, jakby nigdy wcześniej nie miała okazji se sobą trenować i naprawdę niewiele brakowało, aby do wyśmienitej asysty przy drugim golu Asllani (takich piłek nie dogrywała dziś nawet Angeldahl), zawodniczki w białych koszulkach dołożyły jeszcze najbardziej efektownego samobója roku. Z taką grą, nawet najbardziej sprzyjający terminarz nie zapewni drużynie z Malmö pozostania w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Na równie szczodre prezenty od rywalek nie mogły liczyć podopieczne Marcusa Lantza, które przez 65 minut nie potrafiły znaleźć sposobu na szczelną defensywę Djurgården. Worek z bramkami skutecznie rozwiązała jednak Julia Zigiotti, wykorzystując przytomne zagranie Amandy Johnsson Haahr i od tego momentu w grze gospodyń pojawiła się zdecydowanie większa swoboda. To właśnie ona, w połączeniu z narastającym zmęczeniem po stronie gości, pozwoliła zawodniczkom z Göteborga jeszcze dwa razy pokonać Gudbjörg Gunnarsdottir. Na listę strzelczyń wpisały się niezawodna tego lata Rebecka Blomqvist oraz pozyskana w ostatnim okienku transferowym Karin Lundin, a Göteborg znów włączył się do gry przynajmniej o europejskie puchary. Liga będzie jeszcze ciekawsza? A pewnie, że tak!

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

 


Komplet niedzielnych wyników:

Vittsjö – Piteå 2-1 (Lundh 31., De Jongh 90+1. – Edlund 82.)

Linköping – Limhamn Bunkeflo 5-2 (Asllani 20., 66., Maanum 33., Oskarsson 55., Almqvist 86. – A. Welin 30., 57. (k))

Göteborg – Djurgården 3-0 (Zigiotti 66., Blomqvist 79., Lundin 83.)

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!