Witajcie w Pitewood!
Ligi Świat

Witajcie w Pitewood!

Na ostatniej prostej przygotowań do sezonu niemal jednocześnie wypadli im trener, kapitanka i dwie kluczowe piłkarki. Najlepszą strzelczynią zespołu znów była pomocniczka i to wcale nie ofensywna. Z opaską na ramieniu drużynę prowadziła w bój dwudziestolatka, która jeszcze dwa lata temu biegała po trzecioligowych boiskach. W teoretycznie kluczowym momencie rundy przytrafiła im się seria trzech porażek, z których każda kolejna poniesiona była w coraz gorszym stylu. A jednak żadna z tych przeciwności nie była w stanie złamać twardego, lapońskiego ducha walki. Choć przed sezonem wydawało się to kompletną abstrakcją, klub mający w swojej kadrze zaledwie jedną reprezentantkę swojego kraju (Nigeryjkę Faith Ikidi), na półmetku ligowych zmagań patrzy z góry na wszystkich rywali. Co więcej, dokonuje tego w roku, w którym świętuje swoje setne urodziny. Ależ piękna symbolika!

Runda wiosenna w wykonaniu piłkarek z Piteå idealnie nadawałaby się na scenariusz filmu, ale na każdej długości i szerokości geograficznej poza Kalifornią najpewniej zostałby on odrzucony ze względu na zbyt mały realizm. W Los Angeles kochają jednak historie dziewczyn z odległej prowincji, które wbrew wszystkim racjonalnym przesłankom osiągają sukces, a następnie zaliczają niezwykle bolesny upadek w chwili, gdy wszystko wydaje się iść po ich myśli. Później następuje jednak następuje scena finałowa, w której nasza bohaterka dzięki swej determinacji (a także szczęśliwemu splotowi niezależnych od niej okoliczności) odradza się niczym feniks, triumfalnie wracając na szczyt. Takich produkcji Kalifornia wypuściła setki, a analogii do ostatnich miesięcy w Piteå odnajdziemy w nich aż nadto. Mamy przecież pozbawioną gwiazd młodą drużynę z dalekiej Północy rywalizującą z przeważającymi siłami Południa, mamy trenera łączącego pracę w klubie z opieką nad chorym członkiem rodziny, mamy nieprawdopodobne i wymykające się jakiejkolwiek logice zwycięstwo nad urzędującym mistrzem po golu w 93. minucie, mamy niepokojąco przedłużający się kryzys pod koniec rundy i – wreszcie – mamy również zwycięstwo po epickim meczu w ostatniej kolejce, które pozwoliło wrócić na fotel lidera. Sami przyznacie, że do kompletu brakuje tu tylko scenarzysty i reżysera.

Skoro już trzymamy się hollywoodzkiej konwencji, to finałowe zwycięstwo oczywiście też nie mogło przyjść naszym bohaterkom łatwo. Potyczkę z Limhamn Bunkeflo ekipa z Piteå rozpoczęła wprawdzie od serii ataków na bramkę Emmy Lind, ale golkiperka z Malmö zatrzymywała każdą lecącą w jej kierunku piłkę. Szczęścia próbowała Löfqvist, chytrym strzałem składną, zespołową akcję sfinalizowała Janogy, ale kolejne ataki zamiast wybuchu radości przynosiły jedynie jęk zawodu i rozczarowanie miejscowych fanów. Po okresie dominacji gospodyń, dwie doskonałe okazje stworzyły sobie zawodniczki ze Skanii i naprawdę trudno powiedzieć jak to się stało, że przynajmniej jedna z nich nie zakończyła się zdobyciem przez nich gola. Najpierw Rakel Hönnudottir zabrakło kilkunastu centymetrów, aby strącić futbolówkę do pustej już bramki, a następnie zazwyczaj niemyląca się w takich sytuacjach Sofia Wännerdahl przegrała pojedynek sam na sam z Cajsą Andersson. Podopieczne Stellana Carlssona wróciły więc z dalekiej podróży i gdy wydawało się, że obie ekipy udadzą się do szatni przy bezbramkowym remisie, rozgrywająca fantastyczną partię Janogy dośrodkowała w pole karne gości, a tam Jakobsson uprzedziła Winberg i celnym strzałem uszczęśliwiła LF Arenę.

O przedwczesnej celebracji nie mogło jednak być mowy, gdyż każdy w Norrbotten doskonale pamiętał ostatnią konfrontację z przeciwnikiem ze Skanii. Wtedy także zaczęło się od 1-0, a skończyło na bardzo dotkliwej porażce. Historii tej nie zapomniały również same piłkarki, ale moment dekoncentracji wystarczył, aby Wännerdahl dorzuciła idealną piłkę z lewego skrzydła, a Parikka wygrała główkę z Pedersen i zrobiło się 1-1. Powtórka z rozrywki? Nic z tych rzeczy! Tym razem piłkarki z Piteå postanowiły napisać inne, zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące dla nich zakończenie i ponownie przypuściły szturm na bramkę gości. W niej tradycyjnie fantastycznie spisywała się Lind, która bezbłędnie poradziła sobie z uderzeniem z dystansu Karlenäs, ale w 62. minucie nawet ona nie była w stanie uchronić Limhamn Bunkeflo od utraty drugiego gola. Z jego zdobycia cieszyła się natomiast najlepsza na placu Janogy, która na raty przyjęła futbolówkę po rykoszecie od Welin i z najbliższej odległości wpakowała ją do siatki gości. W końcowym kwadransie gra przeniosła się już całkowicie pod bramkę Cajsy Andersson, ale pomimo coraz bardziej zaznaczającej się przewagi, przyjezdne nie potrafiły wykorzystać żadnej z wykreowanych przez siebie okazji. Welin, Parikka i Lang Nilsson mogły jednym golem przerwać sen całej Północy o liderowaniu na półmetku rozgrywek, ale skoro już przenieśliśmy się do amerykańskiego kina, to w nim głównym bohaterom w takiej chwili nie dzieje się krzywda i tak naprawdę jedyną rzeczą, której mogli w Piteå żałować było to, że w tak niesamowitych okolicznościach kończyła się „tylko” runda, a nie cały sezon. O tym, czy nasz kopciuszek zostanie ostatecznie królową balu, przekonamy się bowiem dopiero za cztery miesiące, gdyż właśnie wtedy zostanie wyemitowany ostatni odcinek jesiennej serii niezwykle ekscytującego serialu pod tytułem Damallsvenskan 2018.

 

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!