Pięć szwedzkich wniosków po Algarve
Publicystyka Reprezentacje Świat

Pięć szwedzkich wniosków po Algarve

Ostatnimi czasy tradycją stało się to, że po każdym dłuższym zgrupowaniu reprezentacji tworzyliśmy listę pięciu kluczowych pytań, które przed kolejnymi powołaniami powinien zadać sobie sztab szkoleniowy. Tegoroczny Puchar Algarve okazał się jednak pierwszą od dawna imprezą, która przyniosła nam zdecydowanie więcej odpowiedzi niż znaków zapytania. Pora więc delikatnie zmodyfikować stałą rubrykę i zebrać w jednym miejscu pięć najważniejszych wniosków płynących z niespełna dwutygodniowej wyprawy do Portugalii:

Tak, istnieje życie bez skrzydłowych. O tym, że szwedzka kadra cierpi obecnie na brak klasowych skrzydłowych, doskonale wiemy nie od dziś. Peter Gerhardsson i jego sztab potrzebowali jednak zaledwie sześciu dni, aby przekonać nas, że istnieją przynajmniej dwa ustawienia, w których da się bez ponoszenia większych strat zmaksymalizować potencjał reprezentacji. Pierwsze – z jedną nominalną napastniczką i dwiema fałszywymi dziewiątkami – mogliśmy oglądać w starciach z Koreą Południową i Rosją. Drugie – z trójką stoperek, dwiema ofensywnie usposobionymi wahadłowymi obrończyniami, dwiema środkowymi pomocniczkami i niezwykle mobilną trójką w ataku – pozwoliło nam pokonać Kanadę i miało być przetestowane także przeciwko Holandii. Trudno oczywiście ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że to właśnie jeden z tych wariantów będzie naszym pomysłem na Danię, ale pierwsza próba niewątpliwie wypadła w obu przypadkach obiecująco.

Tak, szwedzkie napastniczki potrafią celnie strzelać. Rok temu liczyliśmy kadrze minuty bez gola, zastanawiając się przy tym, dlaczego wraz z założeniem reprezentacyjnego trykotu, każdą ze szwedzkich napastniczek dopada trudna do wytłumaczenia strzelecka niemoc. Dziś odliczamy kadrze mecze bez porażki, doceniając przy tym skuteczność regularnie trafiających do siatki szwedzkich napastniczek. W starciu z RPA dwukrotnie na listę strzelczyń wpisała się Kullashi, Larsson pokonała golkiperkę z Kanady, Blackstenius znalazła sposób na Koreanki i Rosjanki, a Rolfö tylko podczas Pucharu Algarve aż trzykrotnie mogła cieszyć się z gola. Spośród wszystkich piłkarek ofensywnych w zasadzie tylko Sofia Jakobsson czeka aktualnie na swoją bramkę w kadrze dłużej niż 180 minut. Okazuje się więc, że jednak można.

Tak, rotacja nie gryzie i można ją skutecznie stosować. O tym, że terminarz marcowych turniejów towarzyskich jest napięty do granic możliwości, nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać. W poprzednich latach szwedzki sztab szkoleniowy nie wydawał się jednak przesadnie przyjmować tym faktem, w związku z czym niektóre z powołanych piłkarek jechały do Portugalii potrenować, a inne na przestrzeni ośmiu dni musiały rozegrać cztery wyczerpujące mecze. Nie zyskiwały na tym rzecz jasna ani same zawodniczki, ani ich kluby, które coraz głośniej wyrażały swoje w pełni uzasadnione niezadowolenie. Na szczęście, wywodzący się z piłki klubowej Peter Gerhardsson już podczas pierwszej konferencji dał sygnał, że za jego kadencji będziemy mieli do czynienia z zupełnie inną polityką i po pierwszym półroczu możemy potwierdzić, że nie były to jedynie puste zapowiedzi. Podczas zakończonego właśnie Pucharu Algarve każda z 23 piłkarek zagrała przynajmniej 70 minut, a jedynie dwie przebywały na boisku dłużej niż 180 minut. Wystarczyło tylko, że najlepsza w dwóch pierwszych meczach Stina Blackstenius zgłosiła drobny problem mięśniowy, a sztab medyczny w porozumieniu z samą zainteresowaną i selekcjonerem natychmiast podjęli decyzję, że nie ma sensu ryzykować zdrowiem. Możemy sobie tylko wyobrażać, jak głęboko w tamtej chwili odetchnęło z ulgą całe Montpellier.

Tak, młodzieżowe mistrzynie Europy rozwijają się harmonijnie. Hanna Glas, Magdalena Eriksson, Amanda Ilestedt oraz Jonna Andersson w poniedziałek tworzyły szwedzki blok defensywny podczas meczu z Rosją. Te same piłkarki sześć lat temu wspólnie cieszyły się z wywalczonego w pięknym stylu mistrzostwa Europy do lat 19. Co więcej, najbardziej wartościową zawodniczką tamtego turnieju została Elin Rubensson, a Fridolina Rolfö była wówczas jokerką w talii Callego Barrlinga. Jeśli dodamy do tego grona Stinę Blackstenius oraz Filippę Angeldahl, które młodzieżowe mistrzostwo Europy wygrały trzy lata później, a także Zecirę Musovic, której do Izraela z powodu trudnej sytuacji kadrowej nie puścił Rosengård, to mamy już pewność, że wejście dwóch najbardziej wyczekiwanych szwedzkich roczników do seniorskiej piłki odbywa się póki co dokładnie tak, jak powinno. A to z kolei oznacza mniej więcej tyle, że przynajmniej przez najbliższą dekadę będzie na kim budować reprezentację.

Tak, naprawdę możemy za rok pojechać do tej Francji i to nie tylko w roli turystów. Nie zapomnieliśmy jeszcze, że tuż po losowaniu grup eliminacyjnych, perspektywa pierwszego w historii mundialu bez udziału Szwecji wydawała nam się całkiem prawdopodobna. Bezbarwna postawa w kolejnych meczach towarzyskich, fatalny klimat wokół kadry (pamiętne Diazgate czy Banusicgate) i wreszcie przeciętny występ na holenderskim EURO wcale zresztą nie poprawiły nam nastrojów. Sześć miesięcy później znaleźliśmy się jednak w punkcie, w którym nikt nie wyobraża sobie, aby czwarty dzień września upłynął nam inaczej niż na świętowaniu awansu na turniej we Francji. Nie brakuje nawet opinii, że przy dobrym układzie będziemy w stanie zaznaczyć na nim swoją obecność zdecydowanie bardziej niż cztery lata wcześniej w Kanadzie, gdzie nie udało się wygrać choćby jednego meczu. Jasne, niepokonana w siedmiu oficjalnych meczach kadra Petera Gerhardssona wciąż pozostaje w jakimś stopniu niezweryfikowana, ale nie można zaprzeczyć, że jest to drużyna, która daje nadzieję na lepsze jutro. A że jest to efekt od dawna w szwedzkiej piłce niewidziany, to choćby z tego powodu warto ją docenić i jej zaufać.

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!