Kill Phil?
Publicystyka Reprezentacje Świat

Kill Phil?

The Times They Are a-Changin’ – śpiewała Pia Sundhage po tym, jak prowadzona przez nią drużyna wywalczyła chyba najbardziej nieprawdopodobny srebrny medal w historii nowożytnych Igrzysk Olimpijskich. Jak wiadomo, zmiany to nieodłączny element naszej codzienności i często bywa tak, że przynoszą one pozytywne skutki nie tylko reprezentacji. Zdarzają się jednak również takie przypadki, że ich efekt jest dokładnie odwrotny od zamierzonego, a pierwszą reakcją na wprowadzenie nowych reguł są nie oklaski, a złość, bunt i niedowierzanie. Doskonale wiedzą o tym politycy czy prawnicy, którzy nierzadko muszą tłumaczyć się opinii publicznej ze swoich cokolwiek kontrowersyjnych pomysłów, ale i świat futbolu nie pozostaje absolutnie wolny od takich praktyk.

W ostatnich miesiącach prym wiodą w nich Anglicy, choć aby lepiej wczuć się w obecną sytuację, musielibyśmy cofnąć się w czasie do momentu, w którym światło dzienne ujrzała sprawa rzekomego rasizmu w angielskiej kadrze, nazywana przeze mnie Alukogate. Przypomnijmy, że napastniczka Chelsea wraz ze swoją koleżanką klubową Drew Spence oraz znaną z licznych konfliktów z kolejnymi trener(k)ami Lianne Sanderson zgodnie utrzymywały, że Mark Sampson, a także członkowie jego sztabu, wielokrotnie dopuszczali się zachowań, które ich zdaniem były modelowymi przykładami dyskryminacji na tle rasowym. Oskarżenia i zarzuty wyglądały więc niezwykle poważnie, ale pomimo trzech niezależnych dochodzeń to nie one, lecz historia z czasów pracy walijskiego szkoleniowca w Bristolu, ostatecznie doprowadziła do odwołania go z funkcji selekcjonera reprezentacji Anglii.

W tym właśnie momencie na scenę wkracza nasz główny bohater, gdyż skoro FA jednego trenera się pozbyła (i to w nie do końca sprzyjających okolicznościach), to stało się jasne, że trzeba rozejrzeć się za jego potencjalnym następcą. Na giełdzie nazwisk spekulowano o nowym wyzwaniu dla Johna Herdmana, Mo Marley lub Emmy Hayes, ale kolejne dni upływały, lista stawała się coraz krótsza, a oficjalnego stanowiska federacji wciąż nie znaliśmy. W pewnym momencie na pierwszy plan wysunęło się jednak nazwisko człowieka, którego doświadczenie trenerskie ograniczało się do zaledwie jednego meczu na siódmym poziomie rozgrywkowym.  Co gorsza, on sam jeszcze kilka tygodni wcześniej nie wyrażał najmniejszego zainteresowania posadą selekcjonera reprezentacji Anglii. Brzmi intrygująco? Zdecydowanie tak, wszak mówimy o poważnej organizacji, która sama o sobie mówi, że ma ambicje wyznaczać trendy we współczesnym futbolu. Pozostaje więc zastanowić się jakie wdzięki ma w sobie pan Philip John Neville, że przedstawiciele FA aż do tego stopnia postanowili zabiegać o jego względy.

Niektórzy twierdzą, że jednym z głównych atutów Neville’a jest jego wspaniała przeszłość piłkarska. Cóż, nie jestem w stanie ocenić jego boiskowych wyczynów, ale opierając się wyłącznie na danych mi dostępnych, bez większych problemów jestem w stanie wskazać selekcjonerów ze zdecydowanie bardziej imponującą karierą zawodniczą (Pia Sundhage, Carolina Morace, Silvia Neid lub Antonio Cabrini – mistrz świata 1982 z reprezentacją Włoch). Jasne, 59 meczów dla Anglii to całkiem spory kapitał, ale nie przesadzajmy – złośliwi mogą powiedzieć, że z tym dorobkiem nawet we własnej rodzinie Phil nie wspiąłby się wyżej niż na najniższy stopień podium. Inna sprawa, że akurat w przypadku wyboru selekcjonera najważniejszej drużyny w kraju, nawet największe doświadczenie z gry na najwyższym poziomie nigdy nie powinno być głównym kryterium selekcyjnym (choć jak najbardziej może ono stanowić duży, dodatkowy atut). Skoro jednak w FA postanowili podjąć ryzyko, stawiając na niesprawdzonego i nieoczywistego kandydata, nam pozostaje tę decyzję zaakceptować. Tym bardziej, że niejednokrotnie mieliśmy już okazję przekonać się, iż logika w futbolu nie zawsze bierze górę, a zagrywki z gatunku tych najbardziej ryzykownych w pojedynczych przypadkach okazują się ostatecznie złotymi strzałami. Istnieje jednak jeden powód, który w mojej opinii powinien automatycznie dyskwalifikować Phila Neville’a jako potencjalnego selekcjonera angielskich Lwic i nie jest nim bynajmniej brak odpowiednich kwalifikacji. Z tego właśnie powodu zdecydowałem się nazwać nominację Neville’a największą pomyłką FA i bez względu na jego ewentualne sukcesy lub porażki, zdania w tej kwestii nie zmienię.

Nie mam pojęcia, czy Phil Neville rzeczywiście wyznaje na co dzień poglądy niebezpiecznie ocierające się o seksizm i szowinizm. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje jednak to, że zarówno swoją aktywnością na portalach społecznościowych, jak i komentarzami wygłaszanymi w przestrzeni publicznej, wielokrotnie przynajmniej stwarzał pozory, że tak właśnie jest. Nie jestem i nigdy nie będę w stanie stwierdzić, czy owe kontrowersyjne wpisy i wypowiedzi były odbiciem jego osobowości, chęcią wzbudzenia kontrowersji, czy może nieudolną próbą popisania się przed dawnymi kolegami z szatni, ale bez względu na to, która z opcji jest prawdziwa – mówimy tu o zachowaniu, na które nigdy nie powinno być zgody. Niestety, wbrew temu, co niebezpośrednio starał się sugerować sam zainteresowany, nie chodziło tu o robienie afery z powodu jednego, mało rozważnego tweeta sprzed wielu lat, lecz o konsekwentnie prezentowaną przez pana Neville’a postawę charakteryzującą się brakiem elementarnego szacunku do kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem tych uprawiających sport (co – chociażby przez wzgląd na karierę jego siostry bliźniaczki – powinno raczej dziwić). Jasne, poglądy mogą ewoluować, ale warto zastanowić się, czy powierzanie opieki nad najlepszymi piłkarkami w kraju komuś, kto dosłownie chwilę temu nie respektował ani ich samych, ani wykonywanej przez nich pracy, było rzeczywiście właściwym posunięciem. Odpowiedź jest tu chyba oczywista.

Wspomniałem już, że wybór Neville’a na stanowisko selekcjonera zawsze będzie postrzegany przeze mnie jako olbrzymi błąd FA, ale nie jest to bynajmniej równoznaczne z tym, że ucieszy mnie jego zawodowa porażka i błyskawiczne pożegnanie się z posadą. W zasadzie, byłbym nawet bliższy stwierdzenia, że jest dokładnie odwrotnie, gdyż zdecydowanie większą satysfakcję sprawi mi obserwowanie, jak pan Neville każdego kolejnego dnia będzie przekonywał się, że te niegdyś tak bardzo wyszydzane przez niego kobiety jednak potrafią kopać, strzelać i dryblować. Że ich boiskowe popisy zasługują nie tylko na szacunek, ale często również na podziw. Nie zaprzeczę, że uśmiechnąłem się (choć w podobnych sytuacjach nie zwykłem tego robić), gdy angielskie media upubliczniły zapiski nowego selekcjonera, który to właśnie dowiedział się, że Alex Greenwood ma świetną lewą nogę, a Sophie Ingle jest Walijką. Oczywiście, o takich rzeczach pan Neville powinien wiedzieć na wiele lat przed objęciem obecnego stanowiska, ale czasu – jak wiadomo – cofnąć się nie da, a obserwowanie 41-latka z Manchesteru, który w tydzień obskoczył więcej ligowych stadionów niż swego czasu Marika Domanski czy Pia Sundhage podczas całej rundy, niewątpliwie miało swój urok. Teraz pozostaje jedynie mieć nadzieję, że najbliższe tygodnie, miesiące i lata będą dla nowego selekcjonera niekończącą się lekcją pokory, z której on sam wyciągnie odpowiednie wnioski i – jak to miewał w zwyczaju – podzieli się nimi z opinią publiczną, podkreślając jak bardzo był kiedyś niedojrzały. A zatem: powodzenia, Phil! Gdyby to zależało ode mnie, nawet nie zakręciłbyś się w pobliżu tego stanowiska. Jednak, skoro już jesteś tu, gdzie jesteś, to proszę – nie spieprz tego!

 

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!