Stosunkowo często zdarza mi się wygłaszać krytyczne (mam nadzieję, że również konstruktywne) opinie na temat wszelkiej maści klasyfikacji i plebiscytów. Wiadomo jednak, że krytykować jest zawsze zdecydowanie łatwiej niż samemu poddać się krytyce, więc chyba sprawiedliwie byłoby dać innym szansę rewanżu. Zanim jednak przejdziemy do tradycyjnie podsumowującego rok szwedzkiego TOP-55, proponuję wam coś nowego, czyli ranking trzydziestu najlepszych europejskich reprezentacji narodowych na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy. Z takim zestawieniem nie spotkałem się jak dotąd nigdzie, a wydaje mi się, że może być ono całkiem interesującym podsumowaniem niezwykle intensywnego roku, w którym przyszło nam emocjonować się między innymi holenderskim EURO oraz początkiem eliminacji do francuskiego mundialu. Kto oczarował, a kto rozczarował? Jak zwykle zachęcam do polemiki, a teraz już bez zbędnego przedłużania – zaczynamy:
Niby ze Szkotkami przegrały tylko na skutek pechowego gola samobójczego, ale różnica jakości pomiędzy obiema ekipami i tak była w tym meczu aż nadto widoczna. Podobnie wyglądały zresztą pozostałe starcia z wyżej notowanymi rywalkami, ale okraszony zwycięstwem nad Rumunią lipcowy wypad nad Balaton ostatecznie pozwolił Białorusinkom załapać się do rankingu.
Olbrzymi zjazd i olbrzymie rozczarowanie. Drużyna, która rok wcześniej mogła (powinna?) wywieźć punkt z Gamla Ullevi, tym razem nawet nie podjęła walki w żadnym meczu o stawkę. Miejsce w trzydziestce zawdzięczają wyłącznie temu, że w starciach z bezpośrednimi konkurentkami (Słowenia, Grecja) udało im się zachować korzystny bilans.
Ambicje mają wielkie, postępy w ich grze naprawdę widać, ale póki co znajdują się na etapie, na którym trzeba zadowolić się cennym zwycięstwem na gorącym terenie w Kazachstanie, czy też mocnym postraszeniem Walijek (ach, gdyby nie ten rzut karny). Warto zauważyć, że w minionym roku na rozkładzie Bośniaczek znalazła się także Jordania, która już za kilka miesięcy może świętować awans na francuski mundial.
Kolejna reprezentacja, która zamiast oczekiwanego progresu zaliczyła ewidentny regres. W eliminacjach MŚ wciąż bez zwycięstwa, towarzysko niewiele lepiej, a jedynymi jasnymi punktami kończącego się właśnie roku były zwycięstwa nad Czechami i Rumunią oraz remis z Irlandią. Trochę mało jak na zespół z wielkimi aspiracjami.
Grając de facto w podwójnym osłabieniu wyszarpały punkt na Ukrainie, w równie dramatycznych okolicznościach nie dały się pokonać Węgierkom. W kwietniu udało im się delikatnie postraszyć Chinki, a w lipcu bez większego stresu klepnęły – a jakże – Jordanię. Młodych talentów w Chorwacji zdecydowanie nie brakuje, więc są podstawy, aby sądzić, że w kolejnych latach będzie jeszcze lepiej.
Nieco szczęśliwe zwycięstwo nad Węgierkami nie zmienia faktu, że w przypadku Ukrainek niezmiennie mówimy o reprezentacji niewykorzystanego potencjału. Jej największymi gwizdami wciąż pozostają zawodniczki doskonale pamiętające EURO 2009, a ich następczynie, nawet jeśli przez chwilę błysnęły, zostały błyskawicznie wyhamowane przez czynniki od nich niezależne.
Piłkarki z Ulsteru najwyraźniej pozazdrościły wyników swoim sąsiadkom z Republiki, ale ta wewnątrzirlandzka rywalizacja może tylko wyjść obu zainteresowanym stronom na dobre. W tym roku największym osiągnięciem zawodniczek z Północy pozostaje pewna wygrana na Słowacji, ale 31. sierpnia 2018 może przynieść im znacznie cenniejszy skalp.
Drużyna niewątpliwie posiadająca w swojej kadrze indywidualności, ale póki co wciąż nie potrafiąca przełożyć tego na konkretny rezultat. Z Finlandią towarzysko udało się wygrać, ale w meczu o punkty już tak dobrze nie było, a z Hiszpanią do sprawienia sensacji zabrakło trzech minut. Europejska czołówka niby jest już w polu widzenia Serbek, ale w decydujących momentach wciąż im odskakuje.
Jeśli przyjmiemy, że prawdziwe jest założenie mówiące, iż w futbolu o sukcesie decydują detale, to Rumunkom z całą pewnością ich brakuje. Do pechowych baraży z Portugalią nie będziemy już wracać, ale tylko w tym roku mieliśmy między innymi remis z Polską po bramce-widmo dla rywalek, czy też mało fortunną stratę punktów w końcówce meczu w Belgii. Inna sprawa, że szczęściu zawsze warto pomóc.
Tak, zagrały na EURO i nawet były tam dalekie od kompromitacji, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że pomimo wysiłków przede wszystkim Jeleny Fominy, rosyjska kadra wciąż przypomina olbrzymi chaos, z którego od czasu do czasu wyłoni się coś dobrego. Potencjał na znacznie więcej oczywiście jest, teraz tylko przydałoby się kilka osób, którym będzie zależało na tym, aby go właściwie spożytkować.
Dawna potęga europejskiej piłki wciąż pikuje ku dołowi. Czy szwedzka myśl szkoleniowa będzie w stanie odwrócić ów niekorzystny trend? Pierwszy poważny test czeka piłkarki Suomi już wiosną, ale Anna Signeul z pewnością ma na kim oprzeć swój autorski zespół, wszak fińska młodzieżówka nie tak dawno grała przecież na mistrzostwach świata U-20.
Gdyby ów ranking powstawał w okolicach września, Czeszki najpewniej znalazłyby się w nim w okolicach swoich sąsiadek ze Słowacji, ale więcej niż poprawny występ przeciwko Niemkom i punkty urwane Islandkom przywróciły nadzieje sympatykom futbolu w Pradze, Brnie, czy Ostrawie. Czy na długo? Dla dobra całej europejskiej piłki – oby tak.
Ich tegoroczny rekord musi budzić szacunek, ale gdy przyjrzymy się klasie rywalek, to okaże się, że większość zwycięstw Polki odniosły w starciach z ekipami, które nawet nie załapały się do tego rankingu. Z wyżej notowanymi przeciwniczkami zmierzyły się tak naprawdę raz i mecz ten przegrały wyraźniej niż wskazywałby na to suchy wynik. Szansa na rewanż pojawi się jednak już za kilka miesięcy.
Tak, 27. lipca Laura Luis miała na nodze piłkę na awans do ćwierćfinału EURO 2017, ale chyba zgodnie przyznamy, że byłby to wynik znacznie powyżej aktualnych możliwości Portugalek. Zwycięstwa nad Szkocją oraz pasjonującego meczu z Anglią nikt im oczywiście nie odbierze, ale minimalne porażki z Włochami i Belgią sprawiają, że na kolejne turniejowe emocje trzeba będzie poczekać przynajmniej do roku 2021.
W siedmiu spośród dziesięciu rozegranych w tym roku spotkań potrafiły zachować czyste konto, a więcej niż jednego gola strzeliły im jedynie znajdujące się wówczas w absolutnie morderczej formie Holenderki. Perspektywa dwumeczu z Anglią każe dość sceptycznie ocenić szansę awansu na mundial, ale Walia 2017 to drużyna, którą zapamiętamy nie tylko ze względu na oryginalne, przedmeczowe zdjęcia.
Rok, a także miejsce w czołowej piętnastce, uratowało im wyłącznie historyczne zwycięstwo nad Hiszpanią, gdyż w pozostałych meczach Szkotki ewidentnie nie prezentowały się na miarę oczekiwań swoich fanów. Nadzieję na lepszy czas daje jednak zarówno stosunkowo łatwa grupa w el. MŚ, jak i powrót na boisko długo wyczekiwanych liderek kadry.
W lipcu żartowaliśmy, że pół wyspy zrobiło najazd na holenderskie miasta, ale liczni i doskonale widoczni islandzcy kibice powody do zadowolenia mieli jedynie przez 85 minut turnieju finałowego, do momentu odgwizdania kontrowersyjnego karnego dla Francji. Stosunkowo wysoką lokatę w rankingu zapewniło im sensacyjne zwycięstwo nad Niemkami, po którym nastąpiło jednak nieoczekiwane potknięcie w Czechach.
Receptą Colina Bella na udany biznes miała być żelazna defensywa i trzeba przyznać, że ów plan póki co sprawdza się znakomicie. Zaledwie trzy stracone gole w dziesięciu oficjalnych meczach czynią z Irlandek prawdziwy fenomen, a warto podkreślić, że złożyło się na niego między innymi skuteczne zatrzymanie holenderskiej Pomarańczowej Ofensywy, co podczas EURO 2017 nie udało się nikomu.
W pierwszej połowie roku wydawało się, że mamy do czynienia z najsłabszą włoską kadrą w historii, ale później przyszedł remis z Anglią i kompletnie niewytłumaczalny występ na holenderskim EURO, podczas którego raz po raz zachwycaliśmy się zagraniami piłkarek z Półwyspu Apenińskiego. W el. MŚ jak dotąd zgodnie z planem, czyli komplet punktów i zero straconych goli.
Ich występ na EURO dla jednych był rewelacją, dla innych zaś potwierdzeniem, że oto Europa doczekała się kolejnej, solidnej reprezentacji. Wciąż zbyt często przytrafiają im się niewytłumaczalne nijak wpadki (0-7 z Hiszpanią), ale wszystko wskazuje na to, że to właśnie Belgijki będą najpoważniejszymi rywalkami Włoszek w grze o bilety na mundial. I wcale nie stoją w niej na straconej pozycji.
Zaczęły rok bardzo obiecująco, ale po odprawieniu kolejno Szwecji i Anglii, norweska maszyna z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się zacinała. Po kompromitującym występie na EURO (komplet porażek i zero strzelonych goli), byłe mistrzynie świata zdążyły jeszcze pogubić punkty na początku kolejnych eliminacji i perspektywa pierwszego w historii mundialu bez ich udziału stała się naprawdę realna.
Od kilku lat uważane za niemal dyżurnego czarnego konia każdej wielkiej imprezy, wciąż nie potrafią udowodnić swojej wartości w najważniejszych meczach. Na holenderskim EURO do szczęścia nie brakowało wiele, ale jeden gol Francuzek zamknął im drogę do fazy pucharowej. Miejsce w dziesiątce tego zestawienia wywalczyły sobie głównie dzięki efektownej, wiosennej serii zwycięstw.
Za kadencji Pii Sundhage grały prawdopodobnie najbardziej przewidywalną piłkę w Europie i trudno się dziwić, że nikt przesadnie nie lamentował po ich odpadnięciu z EURO. Zmiana na stanowisku selekcjonera sprawiła, że boiskowe popisy szwedzkich piłkarek znów dało się oglądać bez zgrzytania zębami, ale czas prawdziwej próby wciąż jeszcze przed tą reprezentacją.
Podopieczne Dominika Thalhammera mocno wzięły sobie do serca zasadę, że każdy wielki turniej musi mieć swoją rewelację i na EURO 2017 same postanowiły obsadzić się w tej roli. Efekt? Półfinał, który przeszedł najśmielsze oczekiwania najbardziej niepoprawnych optymistów. Wiosna i jesień były jednak w ich wykonaniu wyraźnie słabsze, stąd taka, a nie inna lokata w ostatecznym rankingu.
Podobny przypadek, jak u Szwajcarek, choć w Hiszpanii apetyty były chyba jeszcze większe. Niestety, po niezwykle obiecującej wiośnie przyszło kolejne rozczarowujące lato i kolejny spisany na straty turniej. Na otarcie łez pozostały efektowne zwycięstwa nad Belgią, Norwegią, czy Austrią i nadzieja, że przy takim urodzaju młodych talentów, następnym razem już na pewno musi się udać.
Reprezentacja Francji wciąż pozostaje bez medalu wielkiej, piłkarskiej imprezy. Powyższe zdanie, gdyby tylko nie było prawdą, brzmiałoby jak mało śmieszny żart. Kadra, która jako jedyna na świecie potrafiła zdominować Amerykanki na ich terenie, na holenderskim EURO cudem prześlizgnęła się przez fazę grupową, a następnie tradycyjnie potknęła się na pierwszej, tym razem angielskiej przeszkodzie.
Aż szkoda, że jest to pierwsza edycja tego rankingu, gdyż w przeciwnym wypadku można byłoby napisać, że Niemki znalazły się w nim najniżej od wielu lat. Jeśli jednak po ponad dwóch dekadach niepodzielnego panowania traci się tytuł najlepszej drużyny w Europie, a następnie przegrywa się u siebie z Islandią, to nawet listopadowe 4-0 z Francją nie może tu wiele pomóc.
Kadra, o której w ostatnich miesiącach mówiło się dużo także ze względu na zawirowania natury pozasportowej, ale nie zapominajmy, że w lipcu i sierpniu napisała ona na holenderskich boiskach piękną, piłkarską historię. Zwycięstwa nad Norwegią i Niemcami na zawsze zapisały się w annałach duńskiego futbolu, a finał w Enschede już za chwilę stanie się legendą dla kolejnych pokoleń kibiców.
Odniosły historyczne zwycięstwo na boisku odwiecznych rywalek zza Atlantyku, przez fazę grupową EURO 2017 przeszły z najlepszym bilansem spośród wszystkich szesnastu drużyn, w arcyważnym momencie zrewanżowały się Francuzkom za ostatnie porażki, ale w grze o marzenia boleśnie odbiły się od pomarańczowej ściany. Gdyby nie to, można byłoby mówić o perfekcyjnym roku w wykonaniu angielskich Lwic.
Możemy dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić, ale w tym roku zwycięzca tego rankingu może być tylko jeden. Holenderki nie tylko potrafiły wygrać rozgrywane u nich w kraju EURO, ale jeszcze dokonały tego w stylu, który nie pozostawił jakichkolwiek wątpliwości co do tego, kto był w przekroju całego turnieju najlepszy. Po prostu: Mechaniczna Pomarańcza w najlepszym wydaniu!
Jared Burzynski