Francja zremisowała ze Szwecją
Świat

Francja zremisowała ze Szwecją

Oglądanie gry reprezentacji Szwecji w wyjazdowym meczu z Francją przypominało trochę oddychanie świeżym powietrzem po czteroletnim pobycie w szczelnie zamkniętej, ciemnej piwnicy. Nawet wtedy, gdy nie wszystko działało w stu procentach tak, jak powinno, zmiana jakościowa była tak bardzo odczuwalna, że trudno było skupić się na drobnych niedociągnięciach. O ile po ostatnim spotkaniu eliminacyjnym wielu malkontentów wciąż miało w ręku mocny argument, że przecież po drugiej stronie biegały tylko Węgierki i to bez swojej największej gwiazdy, o tyle teraz kadra Petera Gerhardssona miała okazję sprawdzić się na tle rywala z najściślejszej światowej czołówki i nie dość, że z rywalizacji tej wyszła z tarczą, to jeszcze tak naprawdę powinna to spotkanie wygrać.

Oczy ze zdumienia przecierać mogliśmy już po 120 sekundach gry, gdyż zaledwie tyle czasu potrzebowały szwedzkie piłkarki na wykreowanie dwóch dogodnych sytuacji bramkowych. Owszem, w żadnej z nich Benameur nie została ostatecznie zmuszona do wykazania się swoimi umiejętnościami, ale sam fakt, że podopieczne Gerhardssona poczynają sobie tak swobodnie na boisku czwartej drużyny światowego rankingu, był już swego rodzaju miłą odmianą. Żeby zrobiło się jeszcze bardziej przyjemnie, warto podkreślić, że żadna ze wspomnianych okazji nie była efektem jakiejś przypadkowej przebitki lub siedemdziesięciometrowego podania od jednej ze stoperek, lecz dobrze zawiązanego ataku z udziałem dużej liczby piłkarek, z których każda zdawała się doskonale rozumieć swoją rolę na placu gry. Ten ostatni aspekt również stanowił sam w sobie powiew świeżości, gdyż jeszcze całkiem niedawno musieliśmy funkcjonować w rzeczywistości, w której szwedzkie pomysły taktyczne istniały jedynie podczas przed- oraz pomeczowych konferencji.

Dwie wykreowane w początkowej fazie meczu sytuacje nie były rzecz jasna ostatnim słowem ze strony zespołu Petera Gerhardssona. Grająca po raz pierwszy w ustawieniu 3-4-2-1 (dokładnie takim samym, w jakim obecny sezon kończyło Piteå) reprezentacja Szwecji potrafiła bowiem przez dziewięćdziesiąt minut wywierać maksymalną presję na francuską defensywę. Wysoki pressing i stała wymienność pozycji w ofensywnym trójkącie sprawiały zaskakująco dużo problemów gospodyniom najbliższego mundialu i gdyby tylko Blackstenius lub Jakobsson zachowały trochę więcej zimnej krwi w sytuacjach sam na sam z Benameur, starcie w Bordeaux z pewnością nie zakończyłoby się bezbramkowym remisem. Okazję, aby wpisać się do meczowego protokołu w najważniejszej rubryce miały jednak nie tylko szwedzkie napastniczki, ale także chociażby Eriksson (strzał w słupek bezpośrednio z rzutu rożnego), Roddar (nieczysto trafiła w piłkę na dwunastym metrze przed francuską bramką), czy Ilestedt i już samo to pokazuje, że występu na francuskiej ziemi żadną miarą nie musimy się wstydzić.

Oczywiste jest, że jadąc do Francji trzeba być przygotowanym na to, że swoje okazje będą miały także gospodynie, ale patrząc zupełnie obiektywnie, Hedvig Lindahl miała wczoraj zdecydowanie mniej pracy niż Karima Benameur. Jedyna godna odnotowania interwencja golkiperki Chelsea miała miejsce jeszcze w pierwszej połowie, a całą sytuację sprokurowała nonszalanckim podaniem w poprzek boiska Caroline Seger. Na szczęście, Lindahl bez większych problemów przeniosła nad poprzeczką futbolówkę uderzoną przez Diani, a w kolejnej fazie meczów jej aktywność ograniczała się przede wszystkim do dyrygowania trójką stoperek oraz wyłapywania francuskich dośrodkowań. Celnych strzałów ze strony gospodyń było bowiem jak na lekarstwo, a jeśli już takie miały miejsce, to nie stanowiły one większego wyzwania dla bramkarki tej klasy. Swój udział miały w tym oczywiście szwedzkie obrończynie i pomocniczki, gdyż to ich właśnie postawa sprawiła, że piłkarki pokroju Delie, Henry czy Sarr były długimi fragmentami całkowicie wyłączone z gry, a za rozgrywanie i finalizowanie akcji musiała brać się sfrustrowana takim obrotem spraw Renard.

Wczorajszy mecz nie był rzecz jasna występem pozbawionym błędów, a dwie sytuacje, w których wspomniana Renard została pozostawiona bez opieki w szwedzkim polu karnym z pewnością posłużą sztabowi Petera Gerhardssona jako doskonały materiał szkoleniowy. Mając jednak w pamięci chociażby ubiegłoroczny Viborg, nie można nie docenić tego, że dziś znajdujemy się w zupełnie innym punkcie niż dwanaście miesięcy temu. Na zakończenie roku, grając bez trzech podstawowych piłkarek, remisujemy po dobrej grze z czwartą ekipą światowego rankingu, kadra już dawno przestała być zamkniętą enklawą, jej szkoleniowiec zdaje się rozumieć na czym polega jego funkcja, a kompaktowa ofensywa nie oznacza już oddawania piłki Fischer, która kopnie ją w kierunku Schelin lub Blackstenius. Wczoraj, po raz pierwszy od dawna, można było pomyśleć, że my do tej Francji za mniej więcej półtora roku naprawdę wrócimy i to nie po to, aby jedynie odhaczyć w statystykach kolejny, wielki turniej. Reprezentacyjny rok 2018 bez wątpienia nie będzie łatwy, ale cieszy to, że możemy wejść w niego z naprawdę pozytywnym nastawieniem. I to właśnie jest zdecydowanie największy sukces listopadowej, francuskiej eskapady.

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!