Damallsvenskan w piętnastu smakach
Ligi Publicystyka Świat

Damallsvenskan w piętnastu smakach

daniel_eriksson

Fot. Daniel Eriksson

Rok temu, mniej więcej o tej porze, pisałem, że z Damallsvenskan często bywa tak, że najbardziej doceniamy ją podczas długiej, zimowej przerwy. Słowa te jednak kompletnie nie znajdują zastosowania w odniesieniu do zakończonego przed tygodniem sezonu, który cały czas dostarczał nam tak dużo skrajnych emocji, że na nudę i spokojne kontemplowanie otaczającej nas rzeczywistości czasu zwyczajnie nie było. Ostateczne rozstrzygnięcia wielu z nas wprawiły w niemałe zdziwienie, bo o ile pewnie znalazłoby się kilku takich, co wierzyli w mistrzowski tytuł dla Linköping, o tyle spadku Örebro, czarnej serii Rosengård, czy wreszcie olbrzymich problemów Göteborga w przededniu pierwszej kolejki nie przewidywał absolutnie nikt. A przecież do tego wszystkiego mieliśmy jeszcze parę poczynających sobie zupełnie bez kompleksów, skazywanych na niemal pewną degradację beniaminków, całkowicie odmienione Kristianstad, kompletnie nieprzewidywalną Eskilstunę i konsekwentnie ciułające punkty Piteå. Oj tak, 132 pierwszoligowe widowiska przyniosły nam tyle wrażeń, że spokojnie dałoby się obstawić nimi kilka sezonów francuskiej Division 1, czy włoskiej Serie A i choć czasami i nam trafiały się potyczki w stylu jesiennego Vittsjö – Piteå, to biorąc pod uwagę całokształt, w minionym roku szwedzką piłkę w wydaniu ligowym oglądało się jednoznacznie dobrze. To, co dobre niestety z reguły szybko się kończy, ale mam nadzieję, że poniższa lista sprawi, że niektóre momenty świetnego sezonu 2017 na zawsze pozostaną w waszej pamięci. Oto jedyne w swoim rodzaju futbolowe naj w sosie szwedzkim, czyli Damallsvenskan 2017 nie w pięciu, a w piętnastu smakach:

Najlepszy mecz: konkurencja była spora, ale jednak koniec końców wygrywa zakończone ostatecznie remisem 2-2 jesienne starcie Rosengård – Linköping. Dwa najlepsze zespoły w kraju, stawka najwyższa z możliwych, gol Banusic tuż po wyjściu z szatni, kontrowersje z brakiem czerwonej kartki dla Kildemoes i szaleńcza, nie zwieńczona ostatecznie pełnym sukcesem pogoń piłkarek ze Skanii. Ten mecz z pewnością kilka razy umili nam w tym roku długie, zimowe wieczory.

Najpiękniejszy gol: kto wie, czy tutaj konkurencja nie była jeszcze bardziej zażarta, gdyż szczególnie jesienią piłkarki uparły się, że jak już będą strzelać, to zrobią to w sposób niesamowicie spektakularny. Słowa te w szczególności odnoszą się do zawodniczek z Göteborga oraz Kristianstad, które od września do listopada niemal co kolejkę fundowały nam festiwal pięknych goli. Skoro jednak trzeba wybrać tę jedyną, to laur zwyciężczyni wędruje do belgijskiej napastniczki Tine Schryvers za perfekcyjnie wykonany rzut wolny, który w konsekwencji zapewnił Kristianstad pierwszą w historii ligową wygraną nad derbowymi rywalkami z Rosengård.

Najlepszy występ pojedynczej piłkarki: od pierwszej (Lieke Martens) do ostatniej (Madelen Janogy) kolejki byliśmy świadkami wielu indywidualnych popisów, ale wszystkie wcześniejsze oraz późniejsze wyczyny przyćmiła 2. września Elizabeth Addo. Pomocniczka z Ghany, która zaledwie kilka dni wcześniej wróciła z Afryki, gdzie uczestniczyła w smutnej ceremonii rodzinnej, w meczu z Örebro zaprezentowała nam występ ocierający się o perfekcję, stając się tego dnia bohaterką całej Dalarny. Trudno się zresztą temu dziwić, gdyż bez niej Kvarnsveden raczej nie miałoby prawa myśleć o wywiezieniu punktu z Behrn Areny.

Największa niespodzianka: tutaj na dobrą sprawę można byłoby nominować pół ligi, ale na koniec i tak wyszłoby nam, że najbardziej nieprawdopodobne i wymykające się jakiejkolwiek logice rozstrzygnięcie towarzyszyło rywalizacji Hammarby i Rosengård. Trudno powiedzieć, czy ktoś w ogóle brał pod uwagę scenariusz, w którym klub mający z hukiem spaść w otchłań Elitettan pokonuje w walce o ligowe punkty lokalną drużynę marzeń, ale nawet najwierniejsi fani Bajen raczej nie wierzyli, że ów wyczyn uda się powtórzyć dwukrotnie. Dwa fenomenalne mecze w wykonaniu sztokholmianek ostatecznie przekonały nas jednak do tego, że w szwedzkiej piłce niemożliwe naprawdę nie istnieje.

peter_jonsson

Fot. Peter Jonsson

Najbardziej efektowna celebracja: cóż, nie mamy w lidze Samanthy Kerr, ale piłkarki Hammarby udowodniły, że radość ze zdobytego właśnie gola okazywać można nie tylko za pomocą skomplikowanych figur gimnastycznych, ale także grając na przykład w … kamień, nożyce, papier. Taką, skądinąd niezwykle kreatywną formę cieszynki, spopularyzowały na szwedzkich boiskach Filippa Angeldahl oraz Julia Zigiotti Olme, a wynik ich rywalizacji stał się w pewnym momencie równie ekscytujący, co postawa beniaminka ze Sztokholmu w tegorocznych rozgrywkach.

Największa katastrofa: dwa lata temu jedynie mniejsza liczba goli strzelonych na wyjeździe sprawiła, że przegrały dwumecz o ćwierćfinał Ligi Mistrzyń z francuskim PSG. Tydzień temu, po serii jedenastu kolejnych meczów bez zwycięstwa, pożegnały się z pierwszą ligą. O kim mowa? Oczywiście o piłkarkach Örebro. Historia ich upadku jest o tyle wyjątkowa, że nie był on wynikiem kryzysu finansowego, czy masowego exodusu czołowych zawodniczek. Co więcej, kadra z zakończonego właśnie sezonu na papierze prezentowała się nawet bardziej solidnie niż ta, która niegdyś wywalczyła awans do europejskich pucharów. Raz jeszcze okazało się jednak, że papier nie gra, a piłkarska murawa potrafi naprawdę boleśnie zweryfikować każdego.

Największa metamorfoza: w tej kategorii również moglibyśmy wyróżnić wiele klubów i piłkarek, ale nikt i nic nie przebije tego, czego w odstępie zaledwie sześciu dni dokonały zawodniczki z Eskilstuny. Podopieczne Viktora Erikssona najpierw przegrały na własnym boisku z broniącym się przed spadkiem Göteborgiem aż 1-5 (prowadząc do 56. minuty 1-0), aby niespełna tydzień później pojechać do mistrza z Linköping i zapakować mu sześć goli, nie tracąc żadnego. Takiej metamorfozy nie powstydziłyby się nawet bohaterki popularnego niegdyś programu rozrywkowego emitowanego przez jedną z muzycznych stacji telewizyjnych.

Najbardziej dziurawa defensywa: jeśli z ligi spada klub, który ma w kadrze najlepszą snajperkę rozgrywek, a drugą linię tworzą w nim niemal wyłącznie reprezentantki swoich krajów, to problemu trzeba chyba szukać w mocno szwankującej defensywie. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w Kvarnsveden i nawet poważna kontuzja liderki formacji obronnej Denise Sundberg nie tłumaczy tego, co w niektórych spotkaniach wyczyniały defensorki z Borlänge. Jak powszechnie wiadomo, atak wygrywa mecze, a obrona turnieje, więc trudno się dziwić, że z dziurawą bardziej niż swego czasu budżet Tyresö defensywą, ekipa z Dalarny zakończyła sezon pod kreską.

Największe rozczarowanie: o prymat w tej kategorii do samego końca mocno walczyła Lisa Dahlkvist, ale ostatecznie musiała jednak ustąpić miejsca Anji Mittag. 150-krotna reprezentantka Niemiec miała w Malmö nawiązać do najlepszych lat swojej kariery, a tymczasem jeśli już strzelała, to najczęściej grając przeciwko defensywie Kvarnsveden (patrz wyżej). Niestety, Mittag z sezonu 2017 zapamiętamy przede wszystkim z mało efektownych prób wymuszenia rzutów karnych, a od tak znakomitej napastniczki powinniśmy chyba wymagać zdecydowanie więcej.

680

Fot. Christian Örnberg

Największy talent MMA: był ciepły, majowy wieczór, Örebro niespodziewanie prowadziło z Rosengård 1-0, aż tu nagle pojawia się ona. Ella Masar. Pomocniczka z Illinois najwyraźniej zorientowała się, że piłkarkom ze Skanii ciężko będzie odrobić straty w konwencjonalny sposób, więc postanowiła spróbować czegoś nowego. Bezpardonowy atak na golkiperkę gości Carolę Söberg najpewniej wzbudziłby uznanie miłośników sztuk walki, ale wydawało się jednak, że w futbolu takie zagrania są raczej klasyfikowane jako przekroczenie przepisów. Prowadząca tamto spotkanie Tess Olofsson gola jednak uznała i choć był to jej ostatni występ na pierwszoligowych boiskach, drużyna z Malmö wzbogaciła się ostatecznie o jeden punkt.

Najbardziej spektakularny gol samobójczy: słynnego niegdyś na całą Europę trafienia Helen Eke nie pobił w tym roku chyba nikt, ale nie oznacza to, że na boiskach Damallsvenskan w ogóle zabrakło równie efektownych, co skutecznych strzałów do własnej bramki. Najczęściej gustowały w nich zawodniczki Kvarnsveden, które właśnie w taki sposób pozbawiły się chociażby niezwykle z ich perspektywy cennego zwycięstwa nad Göteborgiem, ale jednak w najbardziej finezyjny sposób swoją golkiperkę zaskoczyła Matilda Plan z Eskilstuny. Stoperka United tak precyzyjnie posłała w kierunku bramki piłkę dośrodkowaną z narożnika przez June Pedersen, że Emelie Lundberg mogła jedynie bezradnie odprowadzić ją wzrokiem.

bb1

Fot. Bildbyrån

Najlepsi kibice: tradycyjnie poniżej pewnego poziomu nie schodziła Eskilstuna, fani Hammarby okazali się równie wielką rewelacją ligi, co piłkarki tego klubu, ale numerem jeden zdecydowanie byli w tym roku kibice z Linköping. Dobrze znana w całym kraju (a także w Danii) grupa Lejonflocken przejechała za swoimi zawodniczkami tysiące kilometrów, towarzysząc im w drodze po trzeci w historii tytuł od Piteå po Malmö, a jesienią – po kilkuletniej przerwie – wyruszyła za nimi także w Europę. W ramach ciekawostki warto podkreślić, że fani z Linköping mają w swoim repertuarze piosenkę o każdej piłkarce znajdującej się aktualnie w kadrze klubu.

Najbardziej pamiętny mecz: było ich wiele, ale przynajmniej z kilku powodów warto wyróżnić sierpniowe derby Malmö. Po pierwsze, były one wydarzeniem historycznym, gdyż nigdy wcześniej w najwyższej klasie rozgrywkowej nie spotkały się dwa kluby ze stolicy Skanii. Po drugie, na trybunach stadionu Swedbank zasiadło niemal osiem tysięcy kibiców, co jak na szwedzkie warunki jest wynikiem wręcz fantastycznym. Po trzecie, sam mecz był naprawdę niezłym widowiskiem, w którym Limhamn Bunkeflo potrafił długimi fragmentami zdominować bardziej utytułowanego rywala. Po czwarte, Ellea Masar strzeliła zwycięskiego gola po asyście swojej żony i jednocześnie bramkarki Rosengård Erin McLeod.

Najbardziej niedoceniana piłkarka: do sukcesu Hammarby cegiełkę dołożyło bardzo wiele osób, ale pewne jest, że gdyby nie Julia Zigiotti Olme, wykręcić taki wynik byłoby ekipie z Södermalm zdecydowanie trudniej. Przed rozpoczęciem sezonu młoda pomocniczka ze Sztokholmu podkreślała, że bardzo chciałaby strzelić gola na wagę utrzymania Hammarby w pierwszej lidze i jej bramkę z meczu przeciwko Kristianstad można było potraktować jak taką właśnie pieczątkę. O Zigiotti Olme warto już teraz pomyśleć w kontekście reprezentacji, gdyż Włosi z pewnością równie chętnie widzieliby ją w swojej kadrze.

allt-annat_170829_thabita-chawinga

Fot. TT

Najbardziej wartościowa piłkarka: podobnie jak rok temu, ogłoszenie nazwiska najbardziej wartościowej zawodniczki ligi wydaje się być wyłącznie formalnością. Dwadzieścia pięć (a według oficjalnych statystyk nawet dwadzieścia sześć) goli autorstwa Tabithy Chawingi nie wystarczyło wprawdzie do tego, aby utrzymać Kvarnsveden w ekstraklasie, ale nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie napastniczka z Malawi była zdecydowanie największym skarbem szwedzkich boisk w sezonie 2017. Jedynym, niewielkim minusem Chawingi jako piłkarki pozostaje to, że jest zawodniczką wybitnie jednonożną, ale mając taką lewą nogę i tak można spokojnie myśleć o podbijaniu świata futbolu. Jej nowy klub, bez względu na to, czy jego siedziba znajduje się w Anglii czy w Chinach, z pewnością będzie miał z niej wielką pociechę.

 

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

 

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!