Damallsvenskan (14. kolejka) 
Ligi Publicystyka Świat

Damallsvenskan (14. kolejka) 

Czternastą kolejkę Damallsvenskan zainaugurowaliśmy w Sztokholmie, gdzie jednocześnie kontynuowaliśmy derbowy maraton. Faworytkami potyczki dwóch stołecznych klubów były oczywiście zdecydowanie wyżej notowane piłkarki Djurgården, ale o to, żeby tak ważny mecz miał odpowiednią do swojej rangi dramaturgię, solidarnie zadbały zawodniczki obu ekip. Co prawda w statystykach dotyczących posiadania piłki, czy też liczby wymienionych podań wyraźną przewagę szybko uzyskały gospodynie, ale dogodne okazje strzeleckie z mniej więcej taką samą częstotliwością obserwowaliśmy pod obiema bramkami. Na słupek Gisladottir, nieuznanego gola dyrygującej drugą linią Djurgården Schmidt i kombinacyjną akcję duetu Wörner – Jalkerud, przyjezdne odpowiedziały poprzeczką po strzale Abrahamsson oraz dwoma groźnymi uderzeniami Tiernan (po jednym z nich z linii bramkowej futbolówkę musiała wybijać Stegius). Skuteczna, choć momentami szczęśliwa postawa obu bramkarek sprawiała jednak, że pomimo naprawdę żywego i toczonego w niezłym tempie widowiska, aż do 70. minuty na Stadionie Olimpijskim utrzymywał się rezultat bezbramkowy. Właśnie wtedy decydującą – jak się później okazało – o końcowym wyniku akcję przeprowadziły podopieczne Joela Riddeza. Zaczęło się bardzo niewinnie, bo od dalekiego wykopu Gudbjörg Gunnarsdottir, ale później wszystko potoczyło się wręcz błyskawicznie. Stegius wygrała pojedynek główkowy z Abrahamsson, zgrała piłkę do doskonale czytającej jej intencje Jalkerud, a ta z kolei świetnie wypatrzyła podłączającą się do akcji Hannę Lundqvist, która znalazła lukę w ustawieniu defensywy Hammarby, skwapliwie z tego korzystając. Piłkarki Olofa Unogårda w ostatnim kwadransie spróbowały jeszcze poszukać przynajmniej wyrównującego gola, ale pomimo licznych dośrodkowań z bocznych sektorów, nie udało im się zmusić Gunnarsdottir do większego wysiłku, dzięki czemu po raz drugi w tym roku okazało się, że póki co w stolicy rządzi Djurgården.
01

Jeszcze dwa tygodnie temu raczej nikt nie spodziewał się, że do swojego ostatniego sierpniowego meczu Göteborg przystąpi po dwóch kolejnych czystych kontach, zaś Linköping po dwóch kolejnych porażkach. Szwedzki futbol potrafi jednak pisać najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, więc z tym większą ekscytacją wyczekiwaliśmy czwartkowej potyczki na Valhalli. Niestety, jej pierwsza odsłona – mówiąc bardzo łagodnie – mocno rozczarowała, choć paradoksalnie to właśnie w niej obejrzeliśmy zdecydowanie najpiękniejszą akcję meczu. Hurtig odebrała piłkę Johansson na trzydziestym metrze przed bramką Johansen, zagrała klepkę z Banusic i dojrzała nabiegającą na dalszy słupek Minde, która musiała tylko w odpowiedni sposób dostawić nogę. Gospodynie mogły odpowiedzieć równie efektownie zaledwie kilkadziesiąt sekund później, ale Rubensson zdecydowała się postawić na siłę, a nie na precyzję, w efekcie czego jedynie nastrzeliła Cajsę Andersson. Zawodniczki z Göteborga nie zamierzały jednak rezygnować z prób zdobycia na aktualnych mistrzyniach Szwecji przynajmniej punktu i po dośrodkowaniu Annahity Zamanian ponownie znalazły się o krok od szczęścia, ale żadna z piłkarek Stefana Rehna nie potrafiła wepchnąć zagranej przez młodzieżową reprezentantkę Francji futbolówki do siatki, więc w końcu wybiła ją Janni Arnth. Im dłużej trwał mecz, tym wyraźniejsza stawała się optyczna przewaga gospodyń, które, szczególnie po przedwczesnym opuszczeniu placu gry przez Claudię Neto, z coraz większą swobodą rozgrywały piłkę w środkowej strefie boiska. Ofensywę Göteborga napędzały przede wszystkim niezmordowana Rubensson oraz niesamowicie dynamiczna Engman, ale wystarczył moment nieuwagi, żeby to przyjezdne stworzyły sobie wyśmienitą okazję na zdobycie drugiego gola. Szarżującą Banusic we własnej szesnastce wycięła jednak Kollmats, a prowadząca to spotkanie Malin Johansson z sobie tylko znanych powodów postanowiła nie sięgać po gwizdek. Na jej szczęście, decyzja ta nie miała decydującego wpływu na końcowy wynik, gdyż nie dość, że piłkarkom z Västergötland nie udało się ostatecznie doprowadzić do remisu, to w doliczonym czasie gry zwycięstwo Linköping strzałem zza pola karnego przypieczętowała jeszcze Lina Hurtig.

02

Sześć goli uznanych, dwa nieuznane, jeden obroniony karny, ciągłe zwroty akcji i emocje do ostatniej sekundy – tak w największym skrócie można podsumować sobotnie starcie ekip, które przed tą kolejką zajmowały lokaty w strefie spadkowej. Mecz ten był bez wątpienia wspaniałą reklamą Damallsvenskan, ale remis 3-3 sprawił, że zdecydowanie najbardziej zadowoleni po ostatnim gwizdku na Behrn Arenie byli neutralni obserwatorzy. Piłkarki oraz szkoleniowcy obu zainteresowanych drużyn mogli natomiast zastanawiać się, dlaczego znów nie udało im się podnieść z murawy punktów, które wydawały się być na wyciągnięcie ręki. W teorii, więcej pretensji powinny mieć do siebie gospodynie, gdyż to one wypuściły w ostatniej akcji meczu odzyskane chwilę wcześniej za sprawą Hanny Terry prowadzenie, ale nietrudno odgadnąć, że i w Dalarnie mają już dość traconych w bardzo nieodpowiedzialny sposób goli. Łatwość, z jaką Hjohlman czy Terry dochodziły pod bramką Wahlén do sytuacji strzeleckich brutalnie przypomniała nam, że w piłce nożnej nie da się wygrywać bez defensywy, nawet jeśli z przodu dysponuje się coraz lepiej rozumiejącym się kwartetem Roddar – Addo – Lundin – Chawinga. Tym razem, bohaterką numer jeden dla kibiców z Borlänge okazała się pomocniczka z Ghany, ale jej okraszony dwoma golami i asystą występ wystarczył jedynie do tego, aby rzutem na taśmę wyszarpać w Örebro remis. Oczywiście, na tym etapie sezonu oba zespoły wciąż zależne są wyłącznie od siebie, ale nietrudno zauważyć, że nie wszystko funkcjonuje w nich tak, jak powinno, a podczas czekającej nas niebawem przerwy reprezentacyjnej obaj trenerzy będą musieli poszukać rozwiązania równania z wieloma niewiadomymi. Jeśli zawiodą, listopad może przynieść im zaskakujące (biorąc pod uwagę przedsezonowe przewidywania) rozstrzygnięcia.

03

Przez 75 minut absolutnie nic nie wskazywało na to, że w rywalizacji z dobrze zorganizowanym Kristianstad, piłkarki z Piteå będą miały sposobność powalczyć chociażby o punkt. Podopieczne Elisabet Gunnarsdottir przyjechały bowiem na daleką Północ z konkretnym planem, który z żelazną konsekwencją realizowały od pierwszego gwizdka Camilli Eriksson. Co więcej, zdobyty za sprawą składnej akcji nigeryjskiego duetu Chukwudi – Chikwelu gol sprawił, że zespół ze Skanii stosunkowo szybko ułożył mecz pod siebie, a grające bez jakiegokolwiek pomysłu gospodynie nijak nie potrafiły poradzić sobie ze szczelną defensywą Kristianstad. Kolejne bramkowe okazje stwarzały sobie za to przyjezdne, ale dwie, wspaniałe interwencje Hildy Carlén sprawiły, że nie udało im się podwyższyć skromnego prowadzenia. Szansa na to, aby definitywnie zamknąć mecz pojawiła się także po przerwie, ale tym razem zawodniczkom z Piteå dopisało szczęście, gdyż tylko i wyłącznie jemu mogły zawdzięczać fakt, że Chikwelu w stuprocentowej sytuacji posłała piłkę w słupek. Patrząc na przebieg gry, podopieczne Stellana Carlssona w zasadzie nie miały prawa marzyć, że uda im się jeszcze odwrócić losy pojedynku, ale futbol raz jeszcze udowodnił, jak bardzo jest nieprzewidywalny. Mierzone strzały z dystansu w wykonaniu Johansson i Janogy pozwoliły bowiem gospodyniom nie tylko odrobić straty, ale sięgnąć po pełną pulę, choć – jak nietrudno się domyślić – były to jedyne tego dnia uderzenia w światło bramki Brett Maron. Dzięki odniesionemu w cokolwiek niecodziennych okolicznościach zwycięstwu ekipa z Norrland umocniła swoją pozycję w górnej połówce tabeli, gościom natomiast pozostały satysfakcja z udanego występu oraz prawo do narzekania na przewrotny, piłkarski los.

04

Gdyby jeszcze w niedzielny poranek ktoś sporządził listę drużyn, które mają największe szanse na przerwanie zwycięskiej passy Rosengård, Vittsjö raczej nie zajęłoby na niej żadnego z czołowych miejsc. Wprawdzie drużyna prowadzona przez Thomasa Mårtenssona i Andersa Johanssona nie przegrała żadnego z dwóch rozegranych po letniej przerwie ligowych spotkań, ale istniały naprawdę solidne podstawy, aby twierdzić, że w starciu z odprawiającą kolejnych rywali maszyną z Malmö faworyt może być tylko jeden. San mecz także rozpoczął się wręcz idealnie dla podopiecznych Jacka Majgaarda i gdy po dwóch kwadransach absolutnej dominacji dziesięciokrotnych mistrzyń kraju gole Hanny Folkesson oraz Ali Riley zagwarantowały im komfortowe, dwubramkowe prowadzenie, jedyną niewiadomą wydawały się tylko rozmiary końcowego zwycięstwa gospodyń. Właśnie wtedy zaczęło się jednak robić naprawdę ciekawie. O dodatkowe emocje na Malmö IP postarała się przede wszystkim Anita Asante, która najpierw zaliczyła przypadkową asystę przy kontaktowym golu Alanen, a następnie w bardzo łatwy sposób dała się wyprzedzić Lindzie Sällström i musiała ratować się faulem we własnej szesnastce. Pomimo dwóch straconych bramek, piłkarki Rosengård mogły jeszcze w ostatnim kwadransie pokusić się o wywalczenie kompletu punktów, ale po główce Seger zmierzającą do siatki futbolówkę z linii bramkowej wybiła Klinga. Sytuacja ta wzbudziła wiele kontrowersji, gdyż kapitanka reprezentacji Szwecji była przekonana o tym, że interwencja defensorki Vitsjö miała miejsce już za linią, ale jej żywiołowe protesty nie wpłynęły na zmianę decyzji prowadzącej to spotkanie Sary Persson. Co ciekawe, choć to zawodniczki z Malmö po ostatnim gwizdku otoczyły panią arbiter z Rävlandy, równie wiele uwag mogły mieć do niej piłkarki gości, którym w 85. minucie należał się drugi tego dnia rzut karny. W obozie Vittsjö skupiono się jednak przede wszystkim na fetowaniu remisu, który niewątpliwie smakował jak zwycięstwo.

05

Rozegrany dwie godziny wcześniej mecz w Piteå pokazał nam, że futbol potrafi być kompletnie nieprzewidywalny, ale akurat w Södermanland teza ta nie znalazła w miniony weekend zastosowania. Historia potyczek Eskilstuny z Limhamn Bunkeflo nie jest wprawdzie przesadnie długa, ale jak dotychczas każde starcie tych ekip na Tunavallen kończyło się efektownym zwycięstwem miejscowych i tym razem było dokładnie tak samo. Wielkie strzelanie rozpoczęła już w 92. sekundzie Olivia Schough, wykorzystując dobre podanie Schjelderup oraz fakt, że odpowiedzialna za jej krycie Wännerdahl postanowiła na chwilę się zdrzemnąć. Błyskawicznie zdobyty gol okazał się zapowiedzią najlepszego w sezonie występu pominiętej przez nowego selekcjonera podczas powołań do kadry skrzydłowej, a ponieważ do jej poziomu dostroiła się większość piłkarek United, nie mający ostatnio zbyt wielu okazji do celebracji kibice w Eskilstunie, w końcu mogli opuszczać trybuny Tunavallen w pełni usatysfakcjonowani. Jak zwykle klasą dla siebie była Malin Diaz, skałą nie do przejścia dla gości z Malmö okazała się Nathalie Björn, a Mimmi Larsson i Loreta Kullashi raz po raz wsadzały na kręcącą się w zawrotnym tempie karuzelę kolejne defensorki Limhamn Bunkeflo. Pozyskana w letnim okienku transferowym ze sztokholmskiego AIK napastniczka grała zresztą w równym stopniu efektywnie, co efektownie i w drugiej części gry najpierw zapisała na swoim koncie premierowe trafienie w Damallsvenskan, a następnie ustaliła wynik meczu przepięknym lobem nad Josephine Frigge. Na słowa pochwały zasłużyła jednak cała drużyna Viktora Erikssona, która przed czekającym ją już za tydzień niezwykle istotnym pojedynkiem z Djurgården potrzebowała właśnie takiego występu.

06

07

08

09

Jared Burzynski 

Szwedzka Piłka 

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!