Piłkarska opowieść w jedenastu aktach
Ligi Publicystyka Świat

Piłkarska opowieść w jedenastu aktach

680

Fot. Andreas Eriksson

66 meczów, 76 dni, 202 gole, a w tej liczbie 7 bramek samobójczych, 19 zdobytych przez piłkarki z Afryki i 10 przez Amerykanki – tak wiosna 2017 w Damallsvenskan prezentuje się w liczbach. Suche statystyki nie oddają jednak nawet ułamka emocji, które było nam dane przeżyć dzięki nieprzewidywalnej jak nigdy wcześniej szwedzkiej ekstraklasie. Warto więc poświęcić chwilę, aby odświeżyć sobie w pamięci te wszystkie niezapomniane chwile od uciszającego na kilka minut stadion w Malmö trafienia Julii Roddar aż do zwycięskiego tańca radości zawodniczek z Kristianstad w kole środkowym na Ljungbergsplanen. Zapraszamy zatem na wiosenną, ligową opowieść w jedenastu aktach.

PROLOG

Na początku było Malmö. To właśnie tam zebraliśmy się, aby na kilka dni przed pierwszą ligowa kolejką oficjalnie zainaugurować sezon. Jak zwykle w podobnych okolicznościach, najwięcej i najciekawiej na scenie mówili trenerzy. Tak, w tym roku zwiedzamy Bałkany – przyznawał Jonas Björkgren który zimowych wzmocnień szukał przede wszystkim w Sarajewie i Lublanie. U nas w klubie jest jak w Liseberg – raz w górę, raz w dół – stwierdził z kolei Stefan Rehn, który jak na przykładnego mieszkańca Göteborga przystało, odniósł się do największego w zachodniej Szwecji parku rozrywki. Sam zainteresowany nie wiedział jednak, że forma jego drużyny w najbliższych tygodniach przypominać będzie raczej skok na bungee i to wykonany bez odpowiedniego zabezpieczenia. Swoich rozmówców kokietował za to Kim Björkegren, nowy szkoleniowiec mistrzyń kraju, któremu ewidentnie nie podobała się perspektywa odpowiadania wiele razy na to samo pytanie. Następnym razem, gdy usłyszę o celach na sezon, powiem, że w pełni zadowoli mnie pierwsza piątka – odgrażał się z uśmiechem na ustach. Nie próżnował także Thomas Mårtensson, który dla odmiany poszedł w tematy ekonomiczne. Jeśli chcecie zobaczyć wieś w Lidze Mistrzyń, inwestujcie w Vittsjö – zaapelował, a część zebranych już zaczęła wizualizować sobie delegatów UEFA  liczących krzesełka pod dachem na stadionie w północnej Skanii. Po serii mniej lub bardziej odważnych zapowiedzi i przemów oraz tradycyjnej dyskusji na temat plusów i minusów nowinek w piłkarskich przepisach, przyszedł czas na głosowanie. Prawie 75% zgromadzonych stwierdziło, że 11. listopada mistrzowska korona powróci do Malmö, a jeszcze bardziej prawdopodobne wydawały się spadek Hammarby i awans Växjö do Damallsvenskan. Na szczęście, od tego momentu przemawiać miało już tylko boisko, które dość szybko zadrwiło sobie ze wszystkich próbujących usystematyzować szwedzki futbol w blasku konferencyjnych sal.

AKT I

Miała być rewolucja w sposobie pokazywania Damallsvenskan, a był falstart bardziej spektakularny niż ten, który dekadę wcześniej na mistrzostwach świata przytrafił się Susannie Kallur. Jeśli ktoś skusił się na przetestowanie nowej platformy podczas inaugurującego sezon meczu Rosengård – Kvarnsveden, to zamiast zdobytego już po niespełna trzech minutach gola Julii Roddar oraz ośmiu kolejnych trafień (w większości już do „właściwej” bramki), zobaczył jedynie biały ekran. Niewiele lepszy widok mieli kibice na trybunach Vilans IP oraz LF Areny, gdyż zarówno Kristianstad, jak i Piteå przywitały się z nimi poniesionymi w kiepskim stylu porażkami. Na własnym boisku zwyciężył za to Göteborg, choć wtedy jeszcze mało kto przypuszczał, że obie grające tego dnia na Valhalli zespoły spędzą najbliższe lato w strefie spadkowej. W jedynym poniedziałkowym meczu, Eskilstuna zmierzyła się z wracającym do ekstraklasy Hammarby i pomimo wsparcia od sposobiącej się do przeprowadzki z Nottingham do Londynu Louise Quinn, długo nie potrafiła sforsować zadziwiająco szczelnej defensywy beniaminka. Inaugurację ostatecznie postanowiła uratować United debiutująca w najwyższej klasie rozgrywkowej Emma Holmgren, wrzucając futbolówkę do własnej bramki, ale w Eskilstunie i tak mówiło się głównie o tym, że tylko godziny dzielą nas od powrotu na boisko Mimmi Larsson. Patrząc na przebieg meczu z Hammarby, nietrudno nawet zgadnąć dlaczego.

preview

Fot. Anders Nilsson

AKT II

Drugi raz z rzędu Rosengård otrzymał w początkowej fazie meczu wyjątkowo zimny prysznic, ale Lieke Martens stwierdziła, że dość tych żartów i przy delikatnej pomocy Masar i Sundlöv (tą ostatnią posłużyła się w celu zmylenia Gunnarsdottir) zapewniła swojej drużynie zwycięski powrót ze stolicy. Eskilstuna znów śrubowała rekord w posiadaniu piłki i znów niewiele z tego wychodziło. Co gorsza, tym razem nie chciała pomóc nawet bramkarka rywalek, więc trzeba było sięgnąć po broń ostateczną broń w postaci Mimmi Larsson, co pozwoliło wywieźć z Vittsjö jeden punkt. W Dalarnie, Kvarnsveden i Göteborg zadały sobie po trzy ciosy, choć po prawdzie mogło być ich nawet dwa razy więcej, a w Malmö Jack Majgaard odpoczął po powrocie ze Sztokholmu i wtedy przypomniało mu się, że Pia Sundhage oddaje mu po zgrupowaniach kadry kontuzjowane piłkarki, w związku z czym FCR w zasadzie nie ma kim grać. Kilka kilometrów na południowy zachód, Limhamn Bunkeflo rozgrywał swój pierwszy w historii klubu domowy mecz w Damallsvenskan i zaledwie sekundy dzieliły absolutnego beniaminka od tego, aby zakończył się on zwycięstwem. W ostatniej akcji meczu do remisu doprowadziła jednak rekonwalescentka Pettersson.

AKT III

Hammarby ponownie pokazało się z bardzo dobrej strony, ale dwa gole Julii Spetsmark w końcówce sprawiły, że jeszcze tym razem sztokholmiankom nie udało się sięgnąć po komplet punktów. Na innych stadionach, równie wielką furorę co piłkarki, robiły także warunki atmosferyczne. Wodę z murawy na Limhamns IP usuwał specjalnie sprowadzony na tę okazję ciężki sprzęt, a Piteå i Kvarnsveden grały sobie podczas radośnie szalejącej nad LF Areną burzy śnieżnej. Takich anomalii udało się uniknąć w Eskilstunie i nawet Rosengård postanowił się nie wychylać, znów tracąc gola na samym początku spotkania. Bramka Mimmi Larsson sprawiła, że gospodynie zwietrzyły swoją szansę i szybko uciekły na 3-0, dzięki czemu nawet szaleńcza i okraszona trafieniami Mittag i Schelin pogoń faworytek na niewiele się zdała. Tym samym, kolejna sensacja w tegorocznej Damallsvenskan stała się faktem.

PIF-DIF-15

Fot. Tony Berglund

AKT IV

Do bramki Malmö po 14 miesiącach przerwy wróciła Erin McLeod, a najwyraźniej uradowana tym faktem Ella Masar poprowadziła rozzłoszczony ostatnią porażką Rosengård do pewnego zwycięstwa nad Göteborgiem. Radość w stolicy Skanii była w ów weekend podwójna, gdyż trzech punktów – przywiezionych z nieodległego Vittsjö – doczekali się także sympatycy Limhamn Bunkeflo. Popis swoich nieprzeciętnych umiejętności dała na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie Tabitha Chawinga, która od tego momentu w każdej kolejce wprost zachwycała swoimi umiejętnościami. Derby Eskilstuny z Örebro rozpoczęły się udanie dla gości, ale piłkarki z Behrn Areny postanowiły nie zrywać z tradycją i znów podarowały lokalnym rywalkom gola. A nawet dwa.

AKT V

Piteå znów nie wygrało w Göteborgu, Kristianstad w Sztokholmie, a Eskilstuna z fenomenalną Malin Diaz na kierownicy pokazała Limhamn Bunkeflo na czym polega pierwszoligowe granie. To wszystko zostało jednak zepchnięte nawet nie na drugi, a na trzeci plan przez wydarzenia na Zinkendamms IP, gdzie Hammarby pokonało Rosengård. Tak, tak, dobrze czytacie. Nawiększa sensacja tego stulecia w Damallsvenskan stała się możliwa przede wszystkim dzięki cierpliwości Angeldahl, dynamice Oskarsson, przytomności umysłu Zigiotti Olme i solidnej postawie Holmgren, która najwyraźniej już na dobre zapominała o wydarzeniach z Eskilstuny. Porażka z beniaminkiem była dla gwiazdozbioru ze Skanii o tyle bolesna, że tym razem nie poprzedzała jej żadna przerwa reprezentacyjna, a Jack Majgaard mógł skorzystać ze wszystkich dostępnych mu zawodniczek. Niestety dla kibiców FCR, zrobił to stosunkowo mało umiejętnie.

DAcfGLbXkAUmvi1

Fot. Bildbyrån

AKT VI

Wszyscy oczekiwali wielkiego pojedynku na szczycie, a tymczasem wystarczyły cztery minuty, aby Martens i Schelin zakończyły całą zabawę. Okazało się, że faworyt z Malmö najmocniej kąsa wtedy, gdy jest zraniony, a osłabiony brakiem Helin, Minde, Samuelsson i (zdrowej) Banusic zespół z Linköping przypomina raczej bezzębnego potwora. Cieszyli się za to w Eskilstunie, gdyż gol Olivii Schough zapewnił drużynie Viktora Erikssona awans na fotel lidera Damallsvenskan. Skrzydłowa, która jeszcze kilka lat temu śpiewała hymn Göteborga, teraz uderzeniem z dystansu pogrążyła swoją byłą drużynę, a popis wokalny dała w szatni, już po końcowym gwizdku. Na murawie znów brylowała za to Chawinga i choć wiele źródeł niesłusznie zapisało na jej koncie hat-tricka, to nie da się ukryć, że bez napastniczki z Malawi Kvarnsveden raczej nie odprawiłoby Örebro z bagażem trzech goli.

AKT VII

Skoro wszyscy tak bardzo chcieli hat-tricków, to w końcu je dostali. Najpierw ustrzeliła go Mimmi Larsson, tego samego dnia jej wynik poprawiła Maja Kildemoes, zdobywając cztery gole, a snajperskie popisy w najlepszy możliwy sposób podsumowała Linda Sällström, trafiając do siatki rywalek trzy razy w niespełna dziewięć minut. Mecz Vittsjö z Djurgården zakończył się ostatecznie zwycięstwem miejscowych w stosunku 4-1, co nikogo raczej nie zdziwiło, gdyż od pięciu lat każda wizyta sztokholmianek w północnej Skanii skutkuje dokładnie takim wynikiem. Zdecydowanie mniej przewidywalnie było w Malmö, gdzie Örebro bardzo długo prowadziło z Rosengård, ale ponieważ Ella Masar postanowiła zaprezentować nam zagranie z pogranicza MMA i futbolu amerykańskiego, skończyło się na podziale punktów i słusznych pretensjach gości do pani Tess Olofsson.

BB170525CO004

Fot. Bildbyrån

AKT VIII

Eskilstunie widocznie znudziło się to całe liderowanie, więc w słabym stylu przegrała w Sztokholmie i profilaktycznie postanowiła w ogóle nie wygrywać do końca rundy. Nieco inną filozofię wyznawali za to w Linköping, gdzie na topie ewidentnie musiało być w tym czasie sformułowanie raz, a dobrze. Piłkarki Kima Björkegrena poleciały bowiem do Norrbotten, oddały jeden strzał i wróciły do domu z kompletem punktów. Rywalki próbowały jedenaście razy, ale kolejny raz przekonaliśmy się, że w tej dyscyplinie sportu nie liczy się ilość. Swoją lekcję odebrało także Limhamn Bunkeflo, a Chawinga nareszcie doczekała się rzeczywistego hat-tricka na boiskach szwedzkiej ekstraklasy. Emocji nie brakowało także na Valhalli, gdzie grający w zasadzie bez bramkarki Göteborg prowadził z Hammarby już 3-0, ale dzielny beniaminek w porę zauważył lukę w szeregach rywala i zdołał jeszcze wyszarpać punkt.

AKT IX

Wieść o tym, że Göteborg gra nie tylko bez bramkarki, ale i bez obrony rozniosła się po całym kraju i tym razem skwapliwie skorzystało na tym Kristianstad. Dysponujące do tego momentu najsłabszą ofensywą w lidze podopieczne Elisabet Gunnarsdottir zapakowały rywalkom pięć goli, odblokowała się nawet Rebecka Holm, a czternastoletnia Evelina Duljan bawiła się z przeciwniczkami, jakby grała w najmłodszej kategorii wiekowej na Gothia Cup. Kvarnsveden mocno postawiło się Linköping, ale umiejętności i Chawingi wystarczyło ostatecznie jedynie na honorową porażkę 2-3. W Sztokholmie, derby stolicy trzeba było opóźnić o piętnaście minut, aby wszyscy zainteresowani zdążyli zająć miejsce na trybunach. Po ostatnim gwizdku powody do zadowolenia mogli mieć jednak wyłącznie fani Djurgården, którzy dzięki trafieniom Jaklerud oraz Norlin aż do 30. sierpnia mogą spacerować stołecznymi uliczkami z poczuciem, że są w tym mieście numerem jeden.

65b0614b-c0f9-4fbd-9a67-c88a18986435

Fot. Emil Langvad

AKT X

Ależ się działo w Borlänge! Najpierw Olof Unogård pokazał Pii Sundhage, jak powinny wyglądać efekty trenowania ofensywnych stałych fragmentów gry, a następnie Chawinga i spółka rozpoczęły zakończoną połowicznym sukcesem pogoń i skończyło się remisem 3-3, który miał dla obu ekip niesamowicie gorzki posmak. Cieszył się jedynie Jonas Björkgren, gdyż doszedł do wniosku, że ma u siebie w klubie najlepszą napastniczkę świata, a przyznajmy, że nie każdy trener ma luksus wygłoszenia takiej opinii bez ryzyka zostania posądzonym o drobne problemy z oceną otaczającej go rzeczywistości. Zadowoleni byli także kibice Rosengård, gdyż pierwsze w tym stuleciu ekstraklasowe derby Malmö zakończyły się pewnym zwycięstwem faworytek, a dwa identyczne gole wykreowane przez duet Riley – Martens były naprawdę przedniej urody. Wielkich zmian nie odnotowaliśmy za to w Göteborgu, z czego tym razem skorzystało Djurgården.

AKT XI

Następne w kolejce do obicia Göteborga ustawiło się Limhamn Bunkeflo i wykonało swoje zadanie jak należy. 5-2 okazało się zdecydowanie najmniejszym wymiarem kary, a gromadzący po cichu punkty beniaminek niespodziewanie wskoczył na czwartą lokatę w tabeli, na której pozostanie aż do jesieni. Peter Bronsman nie przestawał jednak przekonywać, że jakiekolwiek informacje o pożarze w Västergötland są mocno przesadzone, a fani z Göteborga nie muszą jeszcze szukać dojazdu na stadiony w Uppsali i Västerås. Nadchodzące wielkimi krokami lato źle podziałało także na Stellana Carlssona, który tak pogrzebał w taktyce na potyczkę z Rosengård, że piłkarki z Piteå przegrały ją już na przedmeczowej odprawie. Liderujący Linköping obronił swoją pozycję, pewnie pokonując wciąż stroniącą od wygrywania Eskilstunę, a łupem bramkowym podzieliły się zawodniczki odrzucone przez Pię Sundhage na ostatnim etapie selekcji. Dwa i pół miesiąca ligowych zmagań zwieńczył pojedynek na Ljungbergsplanen, w którym Atladottir jako pierwsza tej wiosny defensorka skutecznie upilnowała Chawingę, a Edgren zrobiła doskonały użytek ze świetnych warunków fizycznych, przesądzając o zwycięstwie Kristianstad strzałem głową w 95. minucie.

image.php

Fot. Tommy Svensson

Ufff, naprawdę się działo. Ale dla spragnionych ligowych emocji mamy bardzo dobrą informację. Na premierę sequelu tej pięknej historii nie musimy wcale czekać długo i już 17. sierpnia widzimy się na LF Arenie w Piteå. I dobrze, bo przecież przedstawienie musi trwać!

Jared Burzynski 

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!