Rozpędzona Szwecja
Ligi Publicystyka Świat

Rozpędzona Szwecja

Piłkarki lidera z Linköping postanowiły, że w Kristianstad nie będą czekać z rozstrzygnięciem spotkania do ostatniej minuty i od początku z wielkim impetem ruszyły na bramkę Maron. Taktyka ta okazała się nadspodziewanie efektowna, gdyż już pierwsza nieco bardziej składna akcja gości przyniosła im powodzenie. Wszystko rozpoczęło się od Samuelsson, następnie Lennartsson zagrała kapitalną klepkę z Banusic, a najlepsza snajperka Damallsvenskan sezonu 2017 po raz piąty tej wiosny skierowała futbolówkę do siatki rywalek. Niestety, strzelony w 4. minucie gol był jednocześnie końcem występu byłej zawodniczki Chelsea na Vilans IP, co mocno ostudziło chwilowy wybuch radości w obozie LFC. Nawet bez Banusic, podopieczne Kima Björkegrena potrafiły jednak w miarę spokojnie kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń i choć w Skanii nie oglądaliśmy jakiegoś wielkiego widowiska, to do końca pierwszej połowy Kristianstad w zasadzie nie potrafił w jakikolwiek sposób zagrozić bramce Cajsy Andersson. Nie mamy pojęcia, co w przerwie powiedziała swoim piłkarkom Elisabet Gunnarsdottir, ale faktem jest, że obraz gry zmienił się po niej diametralnie. Gospodynie sprawiały wrażenie drużyny, która właśnie zrozumiała, że godzinę wcześniej wyszła na murawę ze zdecydowanie zbyt wielkim respektem dla przeciwnika i z coraz większą inicjowały kolejne ofensywne wypady. Bardzo bliska wyrównania stanu rywalizacji była w 64. minucie Sandström, ale dopiero strzał głową Amandy Edgren, po uprzednim przedłużeniu centry przez Edwards, uszczęśliwił sympatyków Kristianstad. Biorąc pod uwagę sam przebieg meczu, podział punktów byłby chyba rozstrzygnięciem nie krzywdzącym żadnej ze stron, ale Linköping miał dziś w swoich szeregach Tove Almqvist, o której tydzień temu pisaliśmy, że z meczu na mecz czuje się w wyjściowej jedenastce Kima Björkegrena coraz pewniej. Młodzieżowa reprezentantka Szwecji w 88. minucie podsumowała swój świetny występ idealnym wykończeniem dośrodkowania Jonny Andersson, dzięki czemu już w sobotę w okolicach godziny 17 mogliśmy ogłosić, że po czwartej serii spotkań obrończynie tytułu bez względu na pozostałe rozstrzygnięcia wciąż będą znajdować się na szczycie ligowej tabeli.

01

Choć przed tygodniem przeciwko Kristianstad piłkarki Limhamn Bunkeflo zaprezentowały się nadzwyczaj mało spektakularnie, charyzmatyczny szkoleniowiec ekipy z Malmö Sven Sjunnesson zapowiadał, że z Vittsjö jego podopieczne wrócą z kompletem punktów. Możemy jednak przypuszczać, że nawet on był zaskoczony widząc, że przez początkowe dwadzieścia minut gra toczyła się wyłącznie na jedną bramkę i była to bramka strzeżona przez Shannon Lynn. Zawodniczki beniaminka imponowały kreatywnością w poczynaniach ofensywnych i gdyby tylko Mia Persson lub Michaela Jonsson wykorzystały choćby co drugą okazję do pokonania szkockiej bramkarki, to na przerwę zawodniczki z Malmö schodziłyby z całkiem pokaźną zaliczką. Jak na ironię, pierwszy i w dodatku stracony w niezwykle przykrych okolicznościach gol padł po przeciwległej stronie boiska. Prosty błąd techniczny spowodował, że Winberg w zupełnie niegroźnej sytuacji zagrała ręką we własnej szesnastce, a Sällström postanowiła skorzystać z okazji, pewnie egzekwując jedenastkę. Niezbyt fortunny przebieg wydarzeń nie załamał jednak zawodniczek beniaminka, które nieustannie nękały defensywę Vittsjö i w końcu, tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, ich starania zostały w odpowiedni sposób nagrodzone. Wännerdahl popisała się pięćdziesięciometrowym podaniem na dobieg w stylu Lisy Dahlkvist, a Johnsson – tuż po tym jak jednym zwodem zakręciła w głowie Amandzie Persson – mierzonym strzałem przy dalszym słupku wyrównała stan rywalizacji. Po przerwie obie drużyny postanowiły rozpocząć od bardzo mocnego uderzenia, w efekcie czego obejrzeliśmy niesamowicie efektowną wymianę ciosów. Najpierw, wykorzystując jeszcze jedno dobre dogranie Wännerdahl, swoją drużynę na prowadzenie wyprowadziła Kristjansdottir, ale zanim do zawodniczek z Malmö zdążyło w ogóle dotrzeć, że znalazły się o kilkadziesiąt minut od historycznego zwycięstwa, za sprawą akcji duetu Wilkinson – Sällström na świetlnej tablicy znów pojawił się remis. Ostatnie słowo znów należało jednak do podopiecznych trenera Sjunnessona, które bez wątpienia swoją postawą na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut w pełni zasłużyły na to, aby 6. maja 2017 na zawsze zapisał się w historii klubu jako dzień historycznej, pierwszoligowej wiktorii. Akcję na wagę trzech punktów zainicjowała prostopadłym podaniem Salmi, a Mia Persson – jak przystało na kapitankę – wykorzystała niezdecydowaną reakcję stoperek Vittsjö i celnym strzałem zapewniła nielicznym, ale bardzo głośnym sympatykom LB radosną podróż powrotną do Malmö.

02

Zespół Joela Riddeza był bez wątpienia faworytem pojedynku z Kvarnsveden, ale ostatnie lata nauczyły nas, że starcia Djurgården z rywalkami z Dalarny charakteryzują się przede wszystkim kompletną nieprzewidywalnością. Nie inaczej było także i tym razem, a koniec końców różnicę zrobiła ta, która coraz pewniej kroczy po tytuł MVP całej ligi – Tabitha Chawinga. Zanim jednak napastniczka z Malawi rozpoczęła swoje show, na murawie Stadionu Olimpijskiego obejrzeliśmy tyle zwrotów akcji, że scenariusz tego meczu spokojnie można byłoby przedstawić najlepszym reżyserom najlepszych thrillerów. W początkowym kwadransie dość niespodziewanie korzystniejsze wrażenie sprawiały piłkarki z Borlänge, ale to sztokholmianki po 20 minutach znalazły się w sytuacji niemal komfortowej. Za wybicie ręką zmierzającej do siatki futbolówki, Johanna Axfeldt otrzymała od pani Olofsson zaproszenie na przedwczesny prysznic, a Sheila van den Bulk nie pomyliła się z jedenastu metrów, otwierając w ten sposób wynik spotkania. W tym momencie wydawało się, że piłkarki Djurgården mają po swojej stronie wszystkie atuty: korzystny rezultat, własny stadion i perspektywę 70 minut gry w przewadze przeciwko defensywie Kvarnsveden. Wtedy jednak Lina Lundqvist postanowiła, że oto nadszedł najbardziej odpowiedni moment na to, aby rozegrać najlepszy mecz w swojej krótkiej jeszcze pierwszoligowej karierze i zamiast kolejnymi golami dla gospodyń, mogliśmy zachwycać się kolejnymi robinsonadami golkiperki z Dalarny. Próbowała Schmidt, z dystansu uderzała Gisladottir, ale chociaż ich strzały były naprawdę niezłej jakości, Lundqvist cały czas utrzymywała swój zespół w grze. Zawodniczki ze stolicy miały sporo zastrzeżeń do pracy Tess Ofolsson, która nie odgwizdała ewidentnego ich zdaniem rzutu karnego za faul na Rytting Kaneryd, a chwilę wcześniej ze względu na pozycję spaloną anulowała gola Jalkerud, ale prawda jest taka, że pretensje po ostatnim gwizdku mogą mieć przede wszystkim do siebie. Sytuacji pod bramką Lundqvist było bowiem wystarczająco wiele, aby to spotkanie już po godzinie gry można było uznać za rozstrzygnięte. Tak się jednak nie stało, a potem na arenę wkroczyła Chawinga i opowiedziała nam własną, zakończoną w iście kalifornijskim stylu historię.

03

Wprawdzie w piłce nożnej cuda zdarzają się znacznie częściej niż w jakimkolwiek innym sporcie drużynowym, ale akurat na Malmö IP ciężko było liczyć na niespodziankę. Wyjazd do stolicy Skanii trafił się bowiem zawodniczkom z Göteborga w najgorszym możliwym momencie i choć ambicji oraz woli walki ani przez chwilę nie można było im odmówić, to jednak podopieczne duńskiego szkoleniowca Jacka Majgaarda i tak zrobiły to, co drużyna naszpikowana gwiazdami zazwyczaj robi w starciu z zespołem dopiero do tego miana aspirującym. Pewnym zaskoczeniem było być może jedynie to, że na pierwszego gola w wykonaniu dziesięciokrotnych mistrzyń Szwecji musieliśmy czekać aż do 39. minuty i – co gorsza – był on następstwem podyktowanego w dość kontrowersyjnych okolicznościach rzutu wolnego. Stwierdzenie, że pani Malin Johansson ze Sztokholmu w znaczący sposób wpłynęła na wynik spotkania byłoby jednak sporym nadużyciem, gdyż – pomimo solidnej postawy Jennifer Falk w bramce gości – kolejne bramki dla zespołu z Malmö były tak naprawdę jedynie kwestią czasu. Defensywa z Västergötland robiła, co tylko mogła, ale największym pozytywem z punktu widzenia Stefana Rehna może być to, że jego młode zawodniczki odebrały w niedzielne popołudnie darmową lekcję futbolu, udzieloną przez najlepsze w kraju profesorki i jeśli tylko będą potrafiły wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski, to dzisiejsza porażka w szerszej perspektywie wcale nie musi okazać się aż tak bolesna. Analizując spotkanie na Malmö IP pod kątem reprezentacji nie sposób również nie zauważyć, że do formy prezentowanej w styczniowo-lutowych sparingach w pełni wróciła już Lotta Schelin. Dyspozycja królowej strzelczyń EURO 2013 jest jednak jedną z niewielu pozytywnych informacji dla szwedzkiego kibica na mniej więcej dwa i pół miesiąca przed rozpoczęciem holenderskiego turnieju.

04

Pierwsza połowa rywalizacji Hammarby z Piteå była zdecydowanie daniem dla piłkarskich koneserów. Stroną bardziej aktywną były na murawie Zinkendamms IP zawodniczki z Norrland, które szczególnie prawą flanką kilka razy skutecznie przedarły się przez defensywne zasieki Hammarby, ale zagrożenie pod bramką beniaminka sprowadzało się wyłącznie do pewnie wyłapanych przez Emmę Holmgren dośrodkowań. Pomysłem gospodyń na ten mecz były natomiast długie, prostopadłe piłki grane przez Ekblom oraz Angeldahl w kierunku ruchliwych napastniczek, ale one również nie przekładały się na dogodne sytuacje pod bramką Carlén. Można więc było przypuszczać, że jeśli w tym spotkaniu padnie gol, to najprawdopodobniej będzie on efektem indywidualnego błędu którejś z piłkarek i taki w 23. minucie przytrafił się Emmie Holmgren. Bramkarka młodzieżowej reprezentacji Szwecji nie w tempo wyszła do zagranej przez Aronsson piłki, z czego skwapliwie skorzystała Löfqvist i strzałem głową otworzyła wynik spotkania. Po przerwie Hammarby spróbowało zaatakować nieco bardziej odważnie, angażując do akcji ofensywnych większą liczbę zawodniczek, ale zapędy sztokholmianek raz po raz kasowała dyrygowana przez bezbłędną niczym za swoich najlepszych lat w Damallsvenskan Faith Ikidi defensywa z Norrland. Znacznie więcej działo się za to w okolicach pola karnego Holmgren, gdzie najpierw Janogy, a kilkanaście minut później Karlsson stanęły przez szansą definitywnego rozstrzygnięcia tego spotkania. Obu napastniczkom Piteå do pełni szczęście zabrakło jednak kilkunastu centymetrów, ale na ich szczęście trafienie Löfqvist z pierwszej połowy w zupełności wystarczyło do tego, aby trzy punkty pojechały ostatecznie do Norrland. Żałować nieco zbyt łatwo przegranego meczu mogą za to piłkarki ze stolicy, bo jeśli beniaminek rzeczywiście chce zadać kłam wszystkim skazującym go na pewną degradację, to ewentualnych zwycięstw szukać powinien właśnie w takich pojedynkach jak niedzielne starcie z drużyną Stellana Carlssona.

05

Nie od dziś wiemy, że derby rządzą się swoimi prawami szczególnie wtedy, gdy na boisku spotykają się dwa zespoły mające sobie sporo do udowodnienia, a właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia na Tunavallen. Ostatni akord czwartej kolejki przedstawiał się tym bardziej smakowicie, że w roli trenerów po przeciwnych stronach piłkarskiej barykady stanęli niedawni współpracownicy, a starcie przy linii bocznej zapowiadało się nie mniej ciekawie niż rywalizacja piłkarek na murawie. Pierwsze minuty mogły wskazywać, że z taktycznego pojedynku zwycięsko wyjdzie Martin Skogman, gdyż to jego Örebro w początkowej fazie meczu niespodziewanie narzuciło na Tunavallen swoje warunki, dokumentując zdecydowaną przewagę przepięknym golem Emmy Jansson. Opromienione niedawną wygraną z Rosengård zawodniczki United stosunkowo szybko otrząsnęły się jednak z letargu i niespełna dziesięć minut po utracie bramki przez Eskilsunę znów wróciliśmy do punktu wyjścia. Ze strzałem Larsson poradziła sobie jeszcze Söberg, ale wobec przytomnej dobitki Andersson golkiperka z Behrn Areny była już całkowicie bezradna, w efekcie czego zrobiło się 1-1. Co zrozumiałe, podopieczne Viktora Erikssona nie zamierzały zadowalać się takim rezultatem, a postawa najlepszej w szeregach United Malin Diaz wyraźnie wskazywała, że gospodynie ani myślą schodzić do szatni przy wyniku remisowym. Nie będzie więc chyba przesadnym zaskoczeniem, jeśli powiemy, że to właśnie filigranowa pomocniczka zainicjowała w 41. minucie akcję, którą celnym strzałem z bardzo ostrego kąta sfinalizowała Larsson. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę jeszcze jedno rozegranie piłki przez duet Diaz – Larsson zaowocowało trzecim golem dla Eskilstuny, ale tym razem gości z Örebro uratowała sędzia, dopatrując się pozycji spalonej, której – jak pokazały powtórki – absolutnie nie było. Malin Diaz tempa nie zwalniała także po przerwie i to właśnie za faul na niej podyktowany został w 60. minucie, ale tym razem na drodze United do podwyższenia jednobramkowego prowadzenia stanęła Söberg, intuicyjnie broniąc strzał Fiony Brown. Niewiele brakowało, aby niewykorzystane przez gospodynie sytuacje zemściły się w sytuacji, gdy z dystansu uderzała Jenny Hjohlman, ale była napastniczka Umeå sprawdziła jedynie wytrzymałość poprzeczki bramki Lundberg, a z dobitką nie zdążyła Spetsmark. Nie była to jednak ostatnia okazja podopiecznych Martina Skogmana w tym meczu, ale więcej goli w niezwykle interesującym, derbowym pojedynku już nie padło, dzięki czemu Tunavallen wciąż pozostaje areną, z której żadna z goszczących tu drużyn nie wywiozła jeszcze w obecnym sezonie choćby punktu.

06

07

08

09

Jared Burzynski

Szwedzka Piłka

Dawid Gordecki

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error: Content is protected !!