[Europa Cup]: Szwedzki finał wciąż realny [WIDEO]
Świat

[Europa Cup]: Szwedzki finał wciąż realny [WIDEO]

Poczet bohaterek bezbramkowego awansu otwiera nam postać wybitnie nieoczywista, wszak nawet sama Stine Sandbech jeszcze rok temu raczej nie przypuszczała, że w tak ważnym starciu w ogóle przyjdzie jej wystąpić w roli stoperki. Była snajperka między innymi Aston Villi gry na kompletnie nowej dla siebie pozycji uczyła się jednak wyjątkowo konsekwentnie i cierpliwie, a owoce przyszło jej zebrać w naprawdę kluczowym momencie. To właśnie jej interwencja na linii bramkowej sprawiła, że Nikée van Dijk nie doprowadziła do dogrywki. Doświadczona Dunka, podobnie zresztą jak towarzysząca jej pośrodku bloku defensywnego Os australijska weteranka Aivi Luik, imponowała przede wszystkim perfekcyjnym czytaniem gry, a także bezpośrednio wynikającym z tej umiejętności bezbłędnym ustawieniem się na linii strzału. Aż trudno zliczyć, jak wiele prób piłkarek z Mediolanu w ogóle nie zmusiło Jennifer Falk do wykazania się swoim bramkarskim kunsztem, gdyż gdzieś po drodze ich teoretycznie dopieszczony strzał został skutecznie wyblokowany przez jedną z piłkarek Häcken. Sporo kłopotów sprawiały nam za to hasające po bocznych sektorach boiska Benedetta Glionna oraz Karolina Lea Vilhjalmsdottir i to właśnie gdy pod ich nogami znajdowała się futbolówka, trzeba było wykazywać się szczególną uwagą i skupieniem. Na szczęście mistrzyń Szwecji, bezustannie poszukująca wolnych korytarzy Tessa Wullaert tak naprawdę ani razu nie zdołała wykreować sobie realnej, bramkowej okazji, gdyż ani słabego strzału głową do koszyczka Falk, ani tym bardziej niecelnego uderzenia zza szesnastki Os, żadną miarą nie da się tym mianem określić. Co więcej, do mniej więcej sześćdziesiątej minuty spotkania dwie najbardziej dogodne sytuacje były dziełem zawodniczek z Hisingen, ale z mierzonym strzałem Anny Anvegård z pewnymi trudnościami poradziła sobie Cecilia Runarsdottir, a po wybitnie sytuacyjnym zagraniu Moniki Jusu Bah piłka zatańczyła na poprzeczce, słupku i ostatecznie wyszła w pole. Aby kontynuować swoją europejską przygodę, Häcken przede wszystkim musiał jednak gola nie stracić i ten cel w pełni udało się zrealizować. A skoro tak, to widzimy się na wiosnę!

Czwartek miał być z naszej perspektywy zdecydowanie mniej nerwowy, ale piłkarki Hammarby najwyraźniej postanowiły nieco przetestować naszą cierpliwość, w efekcie czego przez mniej więcej godzinę boiskowej rywalizacji raz po raz przecieraliśmy oczy ze zdziwienia. I to bynajmniej nie ze względu na fakt, iż już w czwartej minucie spotkania składną, zespołową akcję gościń z Amsterdamu przepięknym strzałem w okienko sfinalizowała Joelle Smits, bo akurat do gry na zero z tyłu defensywa z Södermalm nas ostatnimi czasy nie przyzwyczaiła. Realny problem stanowiła jednak reakcja na straconego gola, a w zasadzie… jej brak, gdyż to Ajax wciąż grał swoje, dominował w środku pola i raz po raz posyłał niebezpieczne, prostopadłe piłki za plecy wyjątkowo ospałej w tej fazie meczu Emilie Bragstad. To wszystko sprawiło, że dwa razy oko w oko z Meliną Loeck stanęła wyjątkowo tego dnia aktywna Danique Tolhoek i gdyby choć jedną z naprawdę wybornych okazji bramkowych udało się jej wykorzystać, cała zabawa w tym dwumeczu rozpoczęłaby się od nowa. Na szczęście wicemistrzyń Szwecji tak się jednak nie stało, a punktem zwrotnym czwartkowej potyczki okazała się wspomniana już 60. minuta, kiedy to najbardziej szukająca gry wśród piłkarek Bajen Anna Jøsendal pognała do straconej wydawałoby się piłki, jednym podaniem uruchomiła podłączającą się do kontry Stinę Lennartsson, a całość bezbłędnie wykończyła nabiegająca na wprost bramki Asato Miyagawa. Od tamtej pory obraz meczu uległ diametralnej zmianie, a niezwykle efektowne trafienia autorstwa Smilli Holmberg oraz Vilde Hasund były jedynie wypadkową niezwykle mądrej i jednocześnie skutecznej postawy podopiecznych żegnającego się tym zwycięstwem z Kanalplan trenera Martina Sjögrena. Swój ostatni mecz w zielono-białych barwach rozegrała ponadto niezwykle doświadczona duńska stoperka Simone Boye i to na jej ramieniu w kluczowej fazie spotkania spoczywała przekazana przez Alice Carlsson opaska kapitańska. A że tym zdecydowanie podniosłym chwilom towarzyszyła radość z kolejnego w obecnym roku kalendarzowym domowego zwycięstwa (jedynie Manchester United na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy ugrał w Sztokholmie jakiekolwiek punkty), to nie zabrakło w tym wszystkim szerokich uśmiechów, wzajemnych uścisków, a nawet łez wzruszenia. Bo nawet jeśli pewien rozdział tej pięknej historii właśnie dobiegł końca, to przygoda Hammarby z Pucharem Europy trwa w najlepsze i oby ten stan utrzymał się aż do kwietniowo-majowego finału!

A co czeka naszych eksportowych pucharowiczów na kolejnym etapie zmagań? W pewnym stopniu podróż w nieznane, choć trzeba obiektywnie przyznać, że poziom trudności przynajmniej na papierze pójdzie o przynajmniej jeden szczebelek w dół. Inna kwestia, że szczególnie w Hisingen nazwa ćwierćfinałowego rywala wzbudziła niemałe zdziwienie, wszak niemal wszyscy w klubie szykowali się już na niosącą wybitnie derbowy ładunek rywalizację z Fortuną Hjørring. Mistrzynie Danii sprawę pokpiły jednak na własne życzenie, bo jeśli przywozisz jednobramkową zaliczkę z Kópavoguru, a następnie na własnym boisku dokładasz do tego dwa kolejne trafienia, to takiej przewagi po prostu nie masz prawa wypuścić z rąk. Zawodniczki z Półwyspu Jutlandzkiego tej sztuki jednak dokonały, dzięki czemu w swoim ostatnim meczu za sterami Breithabliku trener Nik Chamberlain (od stycznia obejmie posadę szkoleniowca Kristianstad) mógł świętować awans do kolejnej fazy Pucharu Europy. Ten sukces nie byłby jednak możliwy bez ocierającego się momentami o perfekcję popisu Samanthy Rose Smith, która swoją drogą na futbolowym szlaku przeszła dokładnie odwrotną transformację niż wspomniana wcześniej Stine Sandbech. Była stoperka Uniwersytetu w Bostonie na islandzkich boiskach pokazała się ze świetnej strony jako napastniczka i to w tej roli wzięła bezpośredni udział we wszystkich czterech akcjach, które w nieprawdopodobny sposób odwróciły losy wewnątrznordyckiej batalii. Wiele emocji i zwrotów akcji przyniósł także dwumecz mający wyłonić kolejne przeciwniczki dla Hammarby. Jeszcze na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry zdecydowanie bliżej awansu zdawały się być zawodniczki szkockiego Glasgow City, ale trafienia Telmy Encarnancao oraz Carli Armengol sprawiły, że ekipa z Södermalm po raz drugi w stosunkowo krótkim odstępie czasu uda się na gościnne występy do Lizbony. I oby ponownie wracała z nich w wyjątkowo pozytywnych nastrojach!

Jared Burzynski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

error: Content is protected !!