To był naprawdę dziwny wieczór na Bravida Arenie. Bo jak inaczej odnieść się do rywalizacji, w której oba zespoły same dla siebie były długimi fragmentami największym zagrożeniem. Słowa niezwykle dosadne, ale niestety chyba najbardziej akuratnie podsumowujące ten mecz, w którym po żadnej ze stron jakości na poziomie Ligi Mistrzyń po prostu nie uświadczyliśmy. Do pewnego momentu wydawało się, że wykazujące nieco większe chęci Atletico dowiezie do ostatniego gwizdka macedońskiej sędzi skromne prowadzenie, ale wtedy Fiamma Ianuzzi z zupełnie niewiadomych powodów zdecydowała się na niezwykle ryzykowne podanie na własnej połowie, Paulina Nyström na wślizgu je przecięła, Dolores Gallardo poszła zwiedzać przedpole, a niewidoczna przez kilkadziesiąt poprzedzających tę sytuację minut Felicia Schröder przypomniała dlaczego to właśnie ona ściga się ze strzeleckim rekordem wszechczasów w Damallsvenskan. I tak, ten dzisiejszy lobik też był w obrazku niczego sobie, ale nie da się nie zauważyć, że gdyby tylko zawodniczki z Madrytu wykazały znajomość podstaw piłkarskiego elementarza, osiemnastoletnia snajperka w ogóle przed szansą na doprowadzenie do remisu by nie stanęła.

Ten gol był jednak swego rodzaju wizytówką dzisiejszej potyczki, w której aż roiło się od niecelnych podań, kiksów i prób zawiązania akcji, definitywnie kończących się w chwili, gdy trzeba było wykonać pierwszy krok. Nie zabrakło także tradycyjnego machania rękami, dyskusji z arbitrami i wszechobecnych pretensji, w czym kolektywnie prym wiedli przedstawiciele BK Häcken. Termin ten pojawił się tutaj nieprzypadkowo, gdyż mowa tu nie tylko o samych zawodniczkach, lecz również o niesamowicie aktywnej ławce rezerwowych, kwestionującej chociażby rzekomy faul Lauren Leal na Stinie Sandbech (tuż przed golem na 0-1), czy też brak jakiejkolwiek reakcji w sytuacjach, gdy odgwizdania stałego fragmentu gry dwukrotnie domagała się Tabitha Tindell. Efektywnej gry było w tym całym chaosie zdecydowanie mniej, choć Alice Bergström i Monica Jusu Bah przynajmniej pod względem dynamiki i chęci poniżej swojego standardowego, ligowego poziomu nie zeszły. Pochodząca z Västerbotten lewoskrzydłowa na początku drugiej połowy błysnęła nawet tak efektownym zagraniem, że sympatycy ekipy z Hisingen do teraz mogą jedynie zastanawiać się, jakim cudem Tabitha Tindell nie zamknęła tej akcji umieszczeniem futbolówki w siatce. Wtedy na wysokości zadania stanęła jednak Gallardo, podobnie jak w kilku innych sytuacjach czyniła to Jennifer Falk. Reprezentacyjna golkiperka weszła w mecz dość niepewnie, ale im dłużej toczyła się rywalizacja, tym pewniejsza w swoich poczynaniach była jedna z kluczowych postaci szwedzkiej kadry na tegorocznym EURO. Raz jeszcze musimy jednak podkreślić, że doskonałe okazje Gio czy Macareny Portales rozpoczęły się od kiksów lub karygodnych błędów w ustawieniu defensywy Häcken. I jeśli trener Lind wyszedł z założenia, że hybrydowe 1-4-1-4-1 ze Stine Sandbech zawieszoną gdzieś pomiędzy liniami obrony i pomocy będzie dobrym pomysłem na zneutralizowanie atutów drugiej linii Atletico, to szybko okazało się, że to cokolwiek odważne założenie okazało się całkowicie nietrafione.
Szczególnie przed przerwą fani Häcken żałować mogli nie tyle zbliżającej się wielkimi krokami domowej porażki, co ewidentnie zmarnowanej szansy. Madryckie Atletico rozgrywało właśnie swój zdecydowanie najgorszy mecz od dawna, a naprawdę niewiele brakowało, aby pomimo tak mało przekonującej postawy udało im się wyjechać z Hisingen z zaliczką. Przytomność umysłu Felicii Schröder sprawiła, że te pesymistyczne narracje przynajmniej chwilowo zostały w pewnym stopniu wyciszone, lecz same zawodniczki gospodyń jeszcze w tunelu na gorąco przyznawały, że podczas przygotowań do tego dwumeczu zostały popełnione poważne błędy, które miały z kolei bezpośrednie przełożenie na obraz gry. Za tydzień w hiszpańskiej stolicy trzeba będzie zatem spróbować je wyeliminować i to nawet nie po to, aby rozstrzygnąć na swoją korzyść dwumecz, ale aby przekonać siebie (a nas przy okazji), że czołowa ekipa Damallsvenskan cały czas potrafi zaprezentować na tle solidnego rywala jakość na poziomie europejskiej klasy wyższej. A skoro odniesień do niezapomnianej wiktorii w Enschede było tutaj ostatnimi czasy aż nadto, to pamiętajmy, że wówczas także Osy leciały na rewanż po domowym remisie. Historia lubi się powtarzać? Nie mamy przeciwskazań, choć tych czysto merytorycznych argumentów na ten moment posiadamy jakby trochę mniej.