Gdy wiosną Hammarby i Malmö szykowały się do pierwszej konfrontacji tych ekip na poziomie Damallsvenskan, faworytkami tej potyczki jednoznacznie obwołano ekipę trenera Sjögrena. Boiskowa rywalizacja szybko te przewidywania jednak zweryfikowała, a podział punktów po dobrym meczu ani trochę nie krzywdził żadnej ze stron. Po kilku miesiącach kandydaci do ligowego podium znów spotkają się na murawie i tym razem wskazanie na Bajen nie jest już aż tak jednoznaczne. Oczywiście, tegoroczne triumfatorki Pucharu Szwecji pod względem jakościowym cały czas prezentują się lepiej, a atut własnego boiska i prawdopodobnie rekordowo licznej publiczności to kolejne, mocne argumenty za zwycięstwem gospodyń, ale beniaminek ze Skanii kompleksów z tego powodu bynajmniej nie ma i o swoje marzenia z pewnością powalczy. A środki ku temu ma całkiem obiecujące i nie mamy tu na myśli wyłącznie tak regularnie chwalonych przez nas postaci w osobach Mii Persson, czy Tuvy Skoog. Do optymalnej dyspozycji sukcesywnie dochodzi bowiem mająca co nieco do udowodnienia działaczom z Södermalm Sara Kanutte, a zestawiona na nowo, nieformalnie dowodzona przez Sannę Kullberg formacja defensywna z tygodnia na tydzień przecieka coraz rzadziej. Po stronie Zielono-Białych nie do podważenia pozostają tak silne karty, jak Julie Blakstad, Smilla Holmberg, czy Ellen Wangerheim, ale jeśli ktoś z tego zestawu miewał ostatnimi czasy nieoczekiwane, sytuacyjne problemy, to tą ekipą było właśnie Hammarby. Ewentualne zwycięstwo pozwoli na moment je uciszyć, porażka natomiast sprawi, że oto w jedno popołudnie urosną one do całkiem pokaźnych rozmiarów. A remis? Cóż, to scenariusz wręcz idealny dla pewnego zespołu z zachodniego wybrzeża…

BK Häcken dzielnie bowiem robi swoje, bawi się i wygrywa. No, może z drobną przerwą na wpadkę w rywalizacji z Norrköping, ale przy okazji tego konkretnego meczu nieoczywiste rozstrzygnięcie jak najbardziej braliśmy pod uwagę jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. W sobotę przeciwko Kristianstad żadnej niemiłej przygody na Bravida Arenie się jednak nie spodziewamy i radzimy ani trochę nie sugerować się tym, co wydarzyło się w trzech ostatnich potyczkach z udziałem zainteresowanych klubów. A to wszystko z jednej, prostej przyczyny: po tamtej kadrze KDFF pozostało jedynie wspomnienie, a nawet jeśli w jej miejsce znów uda się zbudować coś trwałego i robiącego wynik ponad stan, to proces ten potrwa zdecydowanie dłużej niż kilka dni. Szykujące się do decydujących batalii w eliminacjach Ligi Mistrzyń Osy z Hisingen punkty mogą zgubić chyba tylko na własne życzenie, co nawiasem mówiąc w przeszłości kilkukrotnie im się już przytrafiało. Wtedy trener Lind nie miał jednak w swojej talii trafiającej jak na zawołanie Felicii Schröder, a także w pełni zdrowych i dobrze dysponowanych Moniki Jusu Bah oraz Tabithy Tindell. Inna sprawa, że być może ten konkretny fakt przywołujemy akurat w mało szczęśliwym momencie, gdyż z obozu BKH na przełomie sierpnia i września docierały do nas cokolwiek niepokojące doniesienia medyczne i choć nie znalazły one póki co oficjalnego potwierdzenia, to jednak szczególnie mając na uwadze rywalizację z trzecią siłą Ligi F, akurat na skrzydłach i wahadłach wolelibyśmy oglądać Häcken w wydaniu galowym.
Na stołecznym Stadionie Olimpijskim, a także na Platinumcars Arenie w Norrköping, gospodynie solidarnie szykują się do meczów bez większej historii. Czy aby na pewno słusznie? Rozsądek nakazywałby potwierdzić, ale skoro Alingsås dopiero co otarł się o pierwszy w historii występów na tym szczeblu rozgrywkowym wyjazdowy punkt na terenie rozpędzającego się Linköping, to czemu nie miałby w identyczny sposób postraszyć dołującego od początku rundy jesiennej Djurgården? Epicko i nadzwyczaj wyrównanie zapowiadają się natomiast jutrzejsze derby Skanii, gdyż zarówno Vittsjö, jak i Rosengård, zagrają w pewnym sensie o odkupienie win. Aktualna forma trzech zespołów z dołu tabeli pozwala wierzyć, że żadna z tych ekip w rozpaczliwą grę o utrzymanie raczej się nie włączy, ale jednak prestiż wynikający z pokonania lokalnych rywalek nęci i sprawia, że ranga tego widowiska staje się nagle zdecydowanie poważniejsza niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. O stawce kolejnych spotkań ani trochę nie trzeba za to przekonywać piłkarek z Linköping, które spróbują podtrzymać korzystną passę na stadionie w Växjö. Kilka tygodni temu LFC zdominował konkurentki z Kronobergu w pierwszej fazie spotkania tylko po to, aby finalnie doznać wstydliwej porażki w stosunku 0-4. Powtórka z rozrywki tym razem podopiecznym trenera Kirka raczej nie grozi, ale Andersson, Olafsdottir i spółka celują tylko i wyłącznie w zwycięstwo, które jest z ich perspektywy niezbędne do realizacji planów krótko- i długoterminowych. Realne? Jak najbardziej, lecz gdy to Växjö na koniec weekendu odskoczy od LFC na bezpieczny dystans dziewięciu punktów, również nie będziemy ogłaszać z tej okazji kolejnego cudu nad jeziorem.