Ileż to razy podczas zimowej przerwy nazywaliśmy Malmö FF najbardziej wyczekiwanym beniaminkiem szwedzkiej ekstraklasy? Cóż, trochę się tego nazbierało, ale po wydarzeniach dzisiejszego popołudnia chyba wszyscy przekonali się, że nie był to bynajmniej balonik pompowany na wyrost. Bo jeśli witasz się z najwyższym poziomem rozgrywek zwycięstwem przywiezionym z terenu głównego faworyta, a na dodatek odnosisz je w stylu, którego żadną miarą nie można nazwać szczęśliwym lub rozpaczliwym, to jest to niewątpliwie znak, że oto w Skanii tworzy się coś ciekawego. Ów błękitny projekt nie jest jeszcze oczywiście kompletny, ale – o czym usilnie próbowaliśmy przypominać w ostatnich tygodniach – już teraz posiada wystarczające aktywa, aby rzucić realne wyzwanie każdemu przeciwnikowi w kraju.
Uważni bywalcy tego serwisu zapewne pamiętają, jak w jednym ze styczniowych raportów poświęciliśmy sporo uwagi transferom Isabelli D’Aquili oraz Inés Belloumou i dziś na stadionie w Hisingen to właśnie ten duet dołożył ogromnych rozmiarów cegiełkę do niespodziewanej wiktorii piłkarek z Malmö. Była snajperka Portland Thorns wykazała się niemal kliniczną precyzją pod bramką Jennifer Falk, zaś urodzona we Francji reprezentantka Algierii stworzyła wraz z Ellen Löfqvist zaporę, od której regularnie odbijały się Tindell, Bergström, czy Nildén. Niewiele zabrakło jednak do tego, aby goniące wynik gospodynie ostatecznie uratowały w tej szalonej rywalizacji przynajmniej jeden punkt, gdyż na dwa błyskawiczne ciosy zadane jeszcze w inauguracyjnym kwadransie przez D’Aquilę udało się im ostatecznie odpowiedzieć trafieniami niezawodnej Felicii Schröder (rzut karny) oraz Tabithy Tindell (sytuacyjne zamieszanie w szesnastce gościń). Wtedy jednak swój wielki rewanż wzięła na piłkarkach Häcken Sara Kanutte, która przed rokiem ze swoim ówczesnym klubem IFK Norrköping także uczestniczyła w podobnie wariackiej inauguracji sezonu ligowego na Bravida Arenie. Dublet norweskiej napastniczki nie wystarczył wtedy nawet do remisu, ale dziś role odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni i niesamowicie trudny do zdobycia teren padł już w pierwszej kolejce nowej kampanii. A stoperka z Hisingen Emma Östlund jeszcze długo będzie wypominać sobie moment nieuwagi z 83. minuty, który okazał się być dla aktualnych wicemistrzyń kraju niezwykle kosztowny i w perspektywie kolejnych miesięcy może ważyć jeszcze więcej.

Hit kolejki nie zawiódł, podobnie zresztą jak drużyny ze stolicy. Sztokholmski kwartet w komplecie inaugurował sezon na własnych obiektach i choć w jednym przypadku mówimy o lokalizacji wybitnie tymczasowej, to atut ten został przez stołeczne piłkarki wykorzystany w stu procentach. Sygnał do ataku nadszedł z Północy, gdzie nadzwyczaj liczna i nadzwyczaj głośna publiczność fetowała pewne i całkowicie zasłużone zwycięstwo AIK nad Linköping. Trener Lukas Syberyjski perfekcyjnie rozpisał swoim podopiecznym meczowy plan, a one zrealizowały go na tyle skutecznie, że… nominalnie czwarta golkiperka w kadrze Gryzoni Ella Agnekil bez większych problemów zachowała w swoim oficjalnym, seniorskim debiucie czyste konto. Kapitalne zawody rozegrała Adelisa Grabus, brylująca przed rokiem w juniorskich rozgrywkach Aleksandra Bogucka potwierdziła, że należy brać ją poważnie pod uwagę w perspektywie Odkrycia Sezonu, Signe Carstens zagrała profesurę w środku pola i ani trochę nie było widać, że szatni AIK wciąż musi się uczyć, Jennie Nordin zadbała o szczelność bloku defensywnego, a sunąca raz za razem lewą flanką Nova Selin jeszcze długo może nawiedzać Marię Olafsdottir w sennych koszmarach.
Równie pozytywnie wypadła inauguracja na popularnym Kanalplan, gdzie swoją drogą również potwierdziły się nasza zimowe obserwacje. Ellen Wangerheim trafie z niespotykaną regularnością zarówno głową, jak i nogą, a Smilla Holmberg ze Stiną Lennartsson zamiast rywalizować o miejsce w wyjściowej jedenastce, stworzyły na prawym skrzydle duet, przed którym u progu futbolowej wiosny drży każda szwedzka defensywa. Do tego dokładamy jeszcze coraz bardziej regularny tercet Miyagawa – Hasund – Vallotto i już wiemy, że Hammarby nie zamierza zbyt szybko rezygnować w tym sezonie z walki o pełną pulę. Zupełnie inne cele przyświecają póki co zawodniczkom Djurgården, które tym razem we wczesnej fazie rozgrywek zdecydowanie wolałyby uniknąć niepotrzebnych strat. Ich zwycięstwo nad Kristianstad było w pewnym sensie oczekiwane, choć fenomenalna asysta Alexandry Johannsdottir i odważny rajd Viktorii Persson sprawiły, że to gościnie ze Skanii długo znajdowały się na prowadzeniu. Rosnąca z każdą upływającą minutą przewaga Dumy Sztokholmu pozwoliła jednak te straty nie tylko odrobić, ale i przechylić losy meczu na swoją korzyść. Co godne podkreślenia, przy obu trafieniach dla gospodyń wydatny udział miały Pauline Hammarlund oraz Urara Watanabe, a oczekiwany impuls z ławki dała ponadto doświadczona rekonwalescentka Mimmi Larsson.
Pierwszymi liderkami Damallsvenskan zostały jednak zawodniczki z Brommy, które w starciu dwóch dysponujących teoretycznie najmniejszym potencjałem jakościowym drużyn, dosłownie rozbiły w pył beniaminka z Alingsås. W rolach zdecydowanie pierwszoplanowych wystąpiły na Grimsta Idrottsplats Frida Thörnqvist, Ida Bengtsson oraz… Alexandra Blom, bez której klęska przyjezdnych nabrałaby jeszcze bardziej pokaźnych rozmiarów. Jeden błysk dwójki nowych piłkarek pozwolił sięgnąć po komplet punktów obrończyniom tytułu z Rosengård, choć gdyby tylko Emily Gray nieco lepiej nastawiła sobie celownik, to rezultat tej konfrontacji mógłby być zgoła odwrotny. Potyczka na Malmö IP całościowo stała jednak na niepokojąco niskim poziomie, choć Emilie Woldvik udowodniła, że indywidualnie wniesie do tej ligi wartość dodaną. A ponieważ na inaugurację zwycięstwa odnosiły wyłącznie kluby ze Sztokholmu oraz Malmö, to rywalizacja ekip z Norrköping i Vittsjö musiała zakończyć się podziałem punktów. Mecz ten przybrał słodko-gorzki obrót przede wszystkim dla Wilmy Leidhammar, która najpierw fatalnie wykonała podyktowany za faul na Vesnie Milivojevic rzut karny (Savannah Madden skutecznie obroniła), a następnie zrewanżowała się peruwiańskiej golkiperce, ustalając wynik spotkania na 1-1.