Taki wieczór zdarza się tylko raz i nie każdemu dane jest go doświadczyć. Jeśli jednak wśród szwedzkich fanów futbolu są tacy, którzy zasłużyli na to, aby przeżyć swoją własną, pucharową przygodę, sympatycy Hammarby zdecydowanie znaleźliby się na samym szczycie tej listy. Wywalczone po niemal czterech dekadach posuchy mistrzostwo kraju pozwoliło im nareszcie to marzenie spełnić i środowy wieczór tylko utwierdził nas w przekonaniu, że klub z Södermalm pod wieloma względami już teraz przynależy do europejskiej elity.

I choć pierwszy kwadrans meczu zdominowała nerwowa, nieskładna gra z obu stron, to po upływie piętnastu minut piłkarki Hammarby opanowały sytuację i z miejsca zaczęły pokazywać swoją zauważalnie wyższą, sportową jakość. Zabrakło dosłownie centymetrów, aby już premierowa, składna kombinacja gospodyń przyniosła im prowadzenie, lecz strzał niezwykle aktywnej w tej fazie spotkania Vilde Hasund zatrzymał się jedynie na poprzeczce bramki Cariny Schlüter. Niewielu przypuszczało wtedy, że to właśnie ta sama, 29-letnia Norweżka już za niespełna dwie minuty będzie biegła w kierunku trybun, celebrując historycznego gola Hammarby w fazie grupowej Ligi Mistrzyń. Hasund perfekcyjnie uderzyła po ziemi zza pola karnego, finalizując w ten sposób akcję, w której swój udział miały między innymi Smilla Vallotto oraz Ellen Wangerheim. Skromne prowadzenie ani trochę nie zadowalało jednak miejscowych zawodniczek i to one niezmiennie dążyły do podwyższenia wyniku. Gościnie z Sankt Pölten, choć próbowały przeróżnych ofensywnych wariantów, nie tylko nie były w stanie poważnie zagrozić bramce Anny Tamminen, ale nawet oddać w jej kierunku celnego strzału. Po drugiej stronie okazji było aż nadto, ale nawet wykreowane sprytną, prostopadłą centrą przez Asato Miyagawę wyjście trzy na jedną nie przyniosło ostatecznie sukcesu, gdyż decydujące podanie Vallotto w kierunku wybiegającej na czystą pozycję Wangerheim, nastąpiło w momencie, w którym szwedzka snajperka znajdowała się już na pozycji spalonej. Skuteczność nie była zresztą tego dnia mocną stroną dwudziestoletniej napastniczki, która w zasadzie w pojedynkę powinna zaaplikować austriackim rywalkom przynajmniej hat-tricka, a skończyła niestety z zerowym dorobkiem indywidualnym.
Równie nieskuteczna była w środowy wieczór na Tele2 Arenie Cathinka Tandberg, która po godzinie gry pojawiła się na placu gry właśnie w miejsce wspomnianej Wangerheim. W odróżnieniu do swojej klubowej koleżanki, była napastniczka Linköping potrafiła jednak wykorzystać przynajmniej jedną, stuprocentową okazję i podobnie jak przed kilkoma tygodniami w Lizbonie, to ona oficjalnie zamknęła temat zwycięstwa Hammarby w tym starciu. Bo skoro Sankt Pölten dotychczas nijak nie potrafił uwolnić potencjału Kamili Dubcovej, czy Melike Pekel, to odrobienie dwubramkowej straty zdecydowanie leżało daleko poza granicami możliwości mistrzyń i liderek austriackiej Bundesligi. Pochodząca z Oslo dziewiętnastolatka miała świadomość, że ofensywa Hammarby w swoim inauguracyjnym występie w fazie grupowej mogła zaprezentować się jeszcze lepiej, lecz – co przyznała w pomeczowym wywiadzie autorka gola na 2-0 – w takim wyjątkowym dniu na gorąco lepiej skupić się na pozytywach niż narzekać na niedociągnięcia. Szczególnie, że ze względu na zdrowotną niedyspozycję, występ Tandberg w dzisiejszym meczu do ostatnich chwil stał pod dużym znakiem zapytania. Znajdująca się jesienią w wybornej formie napastniczka swoisty wyścig z czasem jednak wygrała, a następnie, choć nie wszystko tym razem jej sprzyjało, i tak zwieńczyła dzieło w stylu, który może być dla fanów Bajen obietnicą wielu podobnych momentów w najbliższej przyszłości. I trochę tylko szkoda, że w pucharowej grupie Zielono-Białych oprócz Austriaczek znalazły się jeszcze hegemonki europejskiego futbolu z Barcelony i Manchesteru. Bo teraz musimy przygotować się na to, że w czterech najbliższych kolejkach to zawodniczki z Södermalm będą wychodzić na murawę w roli spisywanego na straty underdoga, w którego powodzenie nie wierzy absolutnie nikt. Ale skoro Cathinka prosiła żeby dziś nie o tym, to zgodnie z jej sugestią raz jeszcze ogłaszamy wszem i wobec, że Hammarby właśnie zajęło należne sobie miejsce na piłkarskiej mapie Europy. I bez względu na to, jak zakończy się tegoroczna faza grupowa, jesteśmy dziwnie spokojni, że Bajen nie witają się z wielkim, międzynarodowym graniem na chwilę, lecz będą tu stałym i szanowanym przez wszystkich bywalcem.